poniedziałek, 22 kwietnia 2024

Eventy: Poznań Motor Show 2024

Kiedyś to było, a teraz już nie jest

Nie oszukujmy się, dzisiejsze targi Poznań Motor Show są tylko cieniem tego, co działo się w halach Międzynarodowych Targów Poznańskich jakieś 25-30 lat temu, a mniej więcej wtedy zacząłem je systematycznie odwiedzać. Obecnie imprezy tej nie da się porównać nawet z tym, co pamiętam sprzed dekady, a nawet względem ubiegłorocznej edycji tegoroczne targi wypadły po prostu blado.

W zasadzie wszystkie ekspozycje aut nowych „udało się” zgromadzić w jednej, największej hali numer 5, dzięki czemu w zasadzie nie było w tym roku zbyt dużo chodzenia, a całą wystawę dało się obejrzeć w jakieś trzy godziny. Owszem, były jeszcze pomniejsze hale z motocyklami, quadami, skuterami, trajkami i leśnymi łazikami, showmenami i influencerami (spod gwiazd różnych), automobilklubami, muzeami, zrzeszeniami i służbami (z nieśmiertelną Cuprą Leon 1NA1 na czele), czy w końcu z egzotykami, ale tak naprawdę wszystko to stanowiło kiedyś dodatek do targów, a w chwili obecnej wychodzi nieśmiało na czele jeśli chodzi o ich główne atrakcję. Warto też nadmienić, że ekspozycje firm caravaningowych wyemigrowały do swojej własnej, odrębnej imprezy, która ma niestety miejsce w innym czasie.


Odwiedziłem tegoroczne Poznań Motor Show z niezbyt optymistycznym nastawieniem i z pełną premedytacją nie nazwałbym imprezy targami, a raczej targowiskiem. Targowiskiem z chińszczyzną, bo wśród aut nowych tylko 3 marki pochodziły z Europy. Targowiskiem rzemieślników, bo kto mocniej zwracał na siebie uwagę, ten przyciągał więcej gawiedzi. No i w końcu targowiskiem próżności, patrz supercary i ekspozycje niedostępne dla przeciętnego śmiertelnika, nawet w dzień prasowy...

Ciche wsparcie

Wzorem ubiegłego roku, równie i tym razem ekspozycje samochodów nowych zorganizowane były przez lokalnych dealerów przy mniejszym lub większym wsparciu generalnych importerów. Tak było chociażby w przypadku jednej z największych i najciekawszych moim zdaniem ekspozycji, którą przygotował Hyundai. Oprócz premiery elektrycznego Ioniqa 5 N wspomaganej przez wchodzącego w interakcje z widownią robo-psa Spota od Boston Dynamics, na stoisku Hyundaia mogliśmy z bliska zobaczyć jedyny concept car wystawiany na targach – fantastycznie cyberpunkowy N Vision 74. Hyundaia szanuję również za to, że prócz elektryków znalazł na swojej ekspozycji miejsce również dla klasycznych aut spalinowych, z niepozornym (nie licząc koloru) i20 włącznie oraz przygotował najlepszy poczęstunek dla wygłodniałych i spragnionych dziennikarzy i blogerów.


Skoro była mowa o Hyundaiu, to trzeba też wspomnieć o Kii. Jednak tylko wspomnieć ponieważ w tym wypadku lokalni dealerzy pokazali same elektryki, a wsparcie Kia Polska ograniczyło się do „podesłania” fikuśnie oklejonego EV9 (swoją drogą to naprawdę spory kawałek auta).

Stosunkowo duże stoisko przygotowała również Dacia / Renault od Karlika, również mocno wspierani przez polskie przedstawicielstwa obu związanych ze sobą marek. Dzięki temu mogliśmy podziwiać aż dwie publiczne premiery: nowego Dustera, dostępnego również w hybrydzie i elektrycznego Scenica dzierżącego zaszczytny tytuł Car of the Year 2024. Moją uwagę zwrócił fakt, że na stoisku Renault, na pięć prezentowanych aut aż cztery to były SUV-y i crossovery, a jedynym przedstawicielem starej szkoły projektowania samochodów pozostało Clio. Wprawne oko mogło wychwycić również dyskretny lifting Arkany, ale nie oszukujmy się, auto to coraz bardziej odstaje stylem od nowego języka designu Renault. Tylko nie myślcie sobie, że się w nim rozkochałem, bo o ile Scenic wygląda według mnie super, o tyle pokazany kilka dni temu lifting Captura to jakby krok w tył.



Gdzieś tam po drodze, kątem oka zarejestrowałem pomniejsze ekspozycje od Mazda Bednarscy z chyba czterema autami, Hondę i Toyotę również z kilkoma modelami, czy w końcu sporą grupę Stellantis reprezentowaną przez... jednego Opla, jednego Citroena i jednego Peugeota. Grubo, prawda?

Mocno zaakcentował się za to SsangYong będący niejako na fali wzrostu jeśli chodzi o sprzedaż na polskim rynku. Na jego stoisku mogliśmy zobaczyć ciekawie wyglądające poliftowe Tivoli, wyprawowego Torresa (sic!) z GoPro na wysięgnikach, rasowo wyglądające Musso z zabudową przeprawowo-kempingową i huczną premierę pierwszego elektrycznego auta marki SsangYong – Torresa EVX.


Jeśli chodzi o Suzuki, to oprócz klasycznej gamy modeli, nie mógł umknąć mojej uwadze wielki come back Jimny, tym razem w wersji 5-drzwiowej. Nie da się ukryć, że to wielce sympatyczne auto ma grono swoich zagorzałych fanów i raczej nie będzie narzekać na brak zainteresowania.

Świętowano również powstanie (w końcu) oficjalnego przedstawicielstwa Tesli na nasz kraj i na jej ekspozycji mogliśmy zobaczyć aż cztery auta z kocim noskiem w logo. Niestety były to dwie „trójki” Highland i dwa „igreki”, zapewne made by polish hands w Gigafactory Berlin. Czyżby więc Tesla nie wierzyła w popyt na większe modele S i X w Polsce? Aha, no i za, lub przed ścianką (jak kto woli) pozował manekin... tfu, makieta humanoida noszącego dumne imię Optimus (bez Prime).

To chyba tyle jeśli chodzi o auta dla mniej lub bardziej przeciętnego Kowalskiego, jeśli chodzi o oferty dobrze nam już znanych producentów. Coś więcej pojawi się jeszcze w sekcji egzotyki, ale teraz chciałbym przejść do inwazji, którą również na Poznań Motor Show 2k24 dało się odczuć. Myślę, że spokojnie można powiedzieć, że jakieś 30-40% tegorocznej ekspozycji aut nowych zajęły bowiem marki z Państwa Środka.

Chiny w natarciu

Zacznijmy od koncernu BAIC, który pokazał premierowo największego SUV-a z serii Beijing (Pekin) o numerze 7. Niestety pokazu tego nie doczekałem ponieważ miał on miejsce praktycznie na sam koniec dnia prasowego. W jego cieniu stała niejako ukryta premiera modelu U5 Plus, czyli sedana wielkością porównywalnego do Skody Octavii, który nie dość że był czarny to jeszcze stał sobie nieśmiało na uboczu.


BAIC to również terenowe modele BJ (tylko bez skojarzeń proszę): Bronco-podobne BJ40, Patrolowo-GrandCherokee-owate BJ60 i prawie Gelenda BJ80. Cóż, nie od dziś wiadomo, że Chińczycy skróty ctrl-c i ctrl-v opanowali wręcz do perfekcji.


Trzecią, nową na naszym rynku marką BAIC-a jest Arcfox, którego reprezentowały również trzy różne modele. Pierwszą była elektryczna Kaola (nie koala, tutaj nawet nazwa została hmm... sparafrazowana), czyli auto-miś z wieloma udogodnieniami dla młodych rodziców. Co ciekawe zasięg auta podano według normy CLTC, która jest bardziej optymistyczna o jakieś 15% względem WLTP, który też podaje około 20% „górką” wobec real life. W ten oto sposób z deklarowanych 500 kilometrów zasięgu robi się nam „nagle” 410 km.

Arcfox to również dwa auta z nazwami kojarzącymi się z lokalnymi stowarzyszeniami amerykańskich studentów, czyli alfa-S (taki chiński Tavascan) i alfa-T (oba z prestiżowo świecącymi znaczkami z przodu). W tym wypadku zasięgi oscylują w okolicach 650-700 km, ale według normy NEDC, która była mniej dokładną poprzedniczką obecnie obowiązującej WLTP. Cóż, standardy jakie są, nie każdy widzi...

FAW to kolejny chiński konglomerat, który jeszcze nie tak dawno produkował na lokalny rynek klasyczną Jettę od Volkswagena, czy też Audi 100 „cygaro”. Teraz oferuje nam dalekowschodniego odpowiednika RR Cullinana pod nazwą Hongqi E-HS9.

Podobnie postąpił Donfeng (ten co ma udziały w Stellantisie), z autem mocno promowane w ostatnim czasie w naszych mediach, a mianowicie Voyah Free. Samozwańczy SUV marki premium... istniejącej od 3 lat (tadam!).

Drugą skrajnością Dongenga jest marka Fortnite... sorry Forting, która również miała swoją premierą na Poznań Motor Show w tym roku. Pokazane zostały dwa mega tanie auta: U-Tour, czyli 7-miejscowy minivan o mocno dyskusyjnej urodzie za jedyne 150 000 PLN (ze świecące logo w cenie) oraz T5 EVO (taki jakby Macan po taniości) wyceniony na około 120 000 PLN.


Na koniec SAIC, który wystawił vany i SUV-a spod znaku Maxus oraz całą paletę trzech modeli MG dostępnych na naszym rynku. Wiecie, czym się różni BAIC od SAIC? Tym, czym Pekin (Beijing) od Szanghaju. W obu przypadkach mamy do czynienia z państwowymi koncernami, które są mocno promowane i dotowane, dzięki czemu cenowo mogą powalać europejską (i nie tylko) konkurencję na łopatki.


No dobrze, wśród hal Poznań Motor Show natrafić mogliśmy jeszcze na mikrocara Jinpeng Sorrento, który zwłaszcza w różu wyglądał niczym autko z zestawu Barbie. Za tym produktem firmy znanej w Chinach z produkcji elektrycznych skuterów i dostawczych trójkołowców może przemawiać to, że można go prowadzić z prawem jazdy kategorii B1 i kosztuje nieco ponad 30 000 PLN. No i ma pięcioro drzwi, prawdziwy obłęd.

Gdzie ten kryzys

Kilka „maczków”, w tym jeden rozbity i jeden od oficjalnego warszawskiego przedstawiciela. Drugie, powiązane stoisko również pomieściło aż jednego Astona, co w porównaniu do tego, co mogliśmy oglądać w ubiegłym roku było więcej niż słabe. Honoru broniło trochę tłustych fur od 7.pl i Karlik Luxury Cars, z boskim 512 TR i Panią w Rollsie na czele, czy w końcu kilka stoisk wrapperów i detailerów, z równie ciekawymi autami demonstrującymi ich umiejętności.


Klub na Fali zainscenizował ciekawą plażę, na której mogliśmy podziwiać kilka amerykanów spod znaku Dodge'a. Oprócz nieprodukowanych już Challangerów i Chargerów znalazły się tam prawdziwe smaczki w postaci na przykład Rama TRX, czy też ostatniego wypustu Vipera ACR. Prawdziwą wisienką był jednak szary (but why?!) Viper RT/10 pierwszej generacji, ale w wersji po lifcie, czyli już bez rur wystających z progów. Boska maszyna.

Prawdziwa wisienka na sam koniec. Było nią wielce zaskakująca sytuacja na stoisku Mercedes Benz, a w zasadzie jego poznańskiego dealera. Pomijając fakt, że przed wejściem na ogrodzoną ekspozycję należało zostawić swoje dane, to będąc już w środku, gdy próbowałem otworzyć drzwi wystawianego EQS-a SUV, ktoś dyskretnie zaryglował mi auto przed nosem. Serio? Na dniu prasowym? No sorry...

Podsumowując, jeśli ktoś chciał zobaczyć z jakimi sprzętami jadą do nas Chińczycy, targi Poznań Motor Show były ku temu jak najlepszą okazją. Pod każdym innym względem impreza ta chyli się ku upadkowi. Za rok mocno się zastanowię czy tu przyjechać. Zapewne również ze względu na zachowania pewnych „redaktorów”, u których emocje brały górę i albo kierowali swoje niecenzuralne słowa wobec dzieciaków wchodzących im w kadr (na dzień prasowy można było również kupić drogie wejściówki), albo sami biegali podczas premierowych pokazów przed obiektywami innych kumpli po fachu, jakby mieli problemy z trawieniem i tylko przez grzeczność nie napiszę, kogo w szczególności ta uwaga się tyczy.

Więcej zdjęć z targów Poznań Motor Show 2024 znajdziecie na Instagramie, a relację z dwóch pokazów premierowych na kanale YouTube.

sobota, 30 marca 2024

Eventy: Mazda Experience Days i nowa Mazda MX-30 R-EV

„Doświadcz Mazdy”, tak w naszym rodzimym języku mógłby się nazywać event Mazda Experience Days, którego najnowsza edycja miała miejsce w już wiosenny wieczór w podwrocławskiej Długołęce, gdzie mieści się jeden z salonów Mazda Grupa Wróbel. Główną bohaterką tego wydarzenia była zupełnie nowa Mazda MX-30 R-EV, czyli jak sama nazwa wskazuje tak zwana odwrócona hybryda, o której napiszę Wam więcej w dalszej części materiału.

Trzygodzinne wydarzenie zaplanowane na piątkowy wieczór rozpoczęło się krótkim warm-up'em w specjalnie zaaranżowanym na ten dzień salonie. Ekspozycja podstawowej palety modeli Mazdy zeszła na drugi plan, a w centralnej części ekspozycji znalazły się dwie Mazdy MX-30 i trzy kultowe modele producenta z Hiroszimy.

Była to niebieska Mazda RX-8, czyli ostatnie auto z silnikiem Wankla od tego producenta (o historii modeli Mazdy z wirującym tłokiem możecie przeczytać na przykład w mojej relacji z muzeum Mazda Classic w Augsburgu, którą znajdziecie tutaj). RX-8 ma jeszcze coś, co łączy je z najnowszą MX-30 R-EV. Są to przeciwsobne „półdrzwi” zwane „freestyle doors”. RX-8 była ostatnim modelem Mazdy z silnikiem z wirującym tłokiem, z czego kiedyś ta marka słynęła. Litera „R” występująca w nazwie całej rodziny aut z silnikiem Wankla (z nową MX-30 R-EV włącznie) pochodzi od angielskiego słowa „rotary”, które oznacza właśnie wirujący lub jak kto woli obrotowy. Produkcja RX-8 została wstrzymana w 2012 roku po wyprodukowaniu niespełna 200 000 egzemplarzy, co już czyni ten model łakomym kąskiem na rynku youngtimerów.



Drugim evergreenem Mazdy prezentowanym tego dnia było sportowe RX-7 trzeciej generacji, z pewnością dobrze znana fanom serii „Szybcy i Wściekli”. Tutaj pod maską również znajduje się silnik z wirującym tłokiem i bez wątpienia jest to jeden z najbardziej rozpoznawalnych modeli Mazdy w całej jej historii. Co ciekawe, z zapowiedzi producenta wynika, że wkrótce RX w wersji sportowego coupe powróci do oferty i będzie to naprawdę mocny zawodnik w swojej klasie, patrząc chociażby na koncept RX-Vision. Będzie się działo.



Trzecim, chyba najbardziej kultowym autem z logo fruwającej eMki jest roadster MX-5. Takie też auto było zwieńczeniem wielkiej trójki prezentowanej statycznie w salonie Mazda Grupa Wróbel w podwrocławskiej Długołęce. Tym razem byłą to jednak jej wyścigowa odmiana, z klatką bezpieczeństwa i sportowymi fotelami kubełkowymi Sparco. Podobno egzemplarz ten służy jako treningówka kierowcy, który normalnie ściga się Porsche, co chyba jest najlepszą rekomendacją dla tego filigranowego roadstera Mazdy.


Główną bohaterką wieczoru była Mazda MX-30 z zupełnie nowym rozwiązaniem napędu. Do niedawna wszyscy sądzili, że MX-30 to auto stricte elektryczne. W chwili obecnej możemy powiedzieć, że to już przeszłość ponieważ pod maskę MX-30 zawędrował silnik spalinowy. Co prawda w Australii i Nowej Zelandii wersja MHEV, czyli miękka hybryda z układem e-Skyactiv-G jest dostępna bodajże od 2021 roku, ale w Europie to dopiero dzięki e-Skyactiv-R do Mazdy MX-30 możemy zatankować klasyczne paliwo.

Wspomniane już wcześniej przeciwsobne drzwi „freestyle doors”, które w połączeniu z brakiem słupka B zapewniają ciekawy dostęp do wnętrza to również ewidentne nawiązanie do modelu RX-8. Wsiadając jednak na tylną kanapę należy uważać na głowę (wystający solidny zamek pod sufitem) i mieć względnie dobrą kondycję podczas wysiadania, które przypomina bardziej wykluwanie się z auta niż zgrabne wyskakiwanie z poniekąd podwyższonego auta. Podniesione zawieszenie w tym wypadku nie pomaga, a wręcz nawet nieco komplikuje to wysiadanie. Mazda MX-30 jest bowiem typowym crossoverem klasy kompaktowej. Na plus zaliczyć należy to, że ma on swój indywidualny styl, który z jednej strony możemy jednoznacznie zaliczyć do DNA Mazdy, a z drugiej nie pozwoli nam pomylić tego modelu z żadnym innym.


Wracając do napędu, to pod maską MX-30 było wystarczająco miejsca żeby zamontować tam jednocylindrowego Wankla, co widać chociażby po porównaniu przestrzeni silnikowej wersji EV i R-EV. Pojemność jednego „cylindra” to 830 cm3, a moc wzrosła do 170 KM. Dla porównania wersja elektryczna ma moc 145 KM. Co ciekawe MX-30 R-EV cenowo startuje z tego samego pułapu co w pełni elektryczny wariant – 161 100 PLN i trzeba przyznać, że jest to bardzo ciekawy ruch ze strony Mazdy, która daje klientowi wybór tego, co tak naprawdę jest mu potrzebne.


Może trochę niefortunne jest nazywanie R-EV hybrydą typu plug-in, ponieważ tutaj mamy rozwiązanie określane mianem odwróconej hybrydy. W typowym PHEV-ie możemy doładować baterię z sieci i używać auto na prądzie tak długo, jak długo wystarczy nam energii w niej zgromadzonej, ale głównym napędem wciąż pozostaje jednostka spalinowa. W MX-30 R-EV głównym napędem jest nadal silnik elektryczny, a Wankel służy jako generator prądu dla jednostki elektrycznej właśnie. Dzięki temu zasięg auta wzrósł z krytykowanych w niektórych kręgach 200 kilometrów dla wersji EV do 680 km w odmianie R-EV. O ile w elektrycznej MX-30 mamy do dyspozycji baterię o pojemności 35,5 kWh, o tyle hybryda ma ją o połowę mniejszą (17,8 kWh), a to dlatego, że prócz baterii trzeba było również zmieścić w podwoziu 50-litrowy zbiornik paliwa.


Obie wersje MX-30 mają napęd tylko na przednie koła i dzięki odrobinie szczęścia mogliśmy porównać ich zachowanie na drodze. Prócz statycznej prezentacji, do dyspozycji gości zgromadzonych tego wieczora w salonie Mazda Grupa Wróbel oddano praktycznie całą gamę modeli Mazdy. Mogliśmy je przetestować na wcześniej przygotowanej trasie liczącej około 30 kilometrów i wiodącej zarówno przez teren zabudowany, lokalne drogi podmiejskie, jak i kawałek „ekspresówki” i obwodnicy Wrocławia. Do jazd przygotowano następujące modele: 2, 3, CX-30, MX-30, MX-30 R-EV, MX-5, CX-5, 6, CX-60 PHEV i CX-60 Diesel. Pierwsza tura przejazdów odbyła się na zasadzie losowania kluczyków. Nam przypadła premierowa MX-30 z Wanklem, więc naturalnym było, że w drugiej turze przesiedliśmy się do jej elektrycznego wariantu.



Jak wygląda R-EV na tle znanej już wcześniej wersji EV? Cóż, jego niezaprzeczalną zaletą jest zasięg, ale ze względu na nieco większą masę, w moim odczuciu R-EV ma nieco gorsze osiągi od EV, zbiera się nieco słabiej, a na autostradzie miał większe problemy z dobiciem do górnych zakresów swojej prędkości maksymalnej. Mawiają, że elektryki są ociężałe, ale dzięki temu iż Mazda zrobiła ciekawy ruch ograniczając rozmiar baterii w wersji full EV, to nagle hybrydowa wersja MX-30 okazuje się być tą cięższą. Różnica wagi to ponad 100 kg, a już prawdziwe odwrócenie ról godne odwróconej hybrydy.

Byłbym zapomniał, że zanim przeszliśmy do jazd mogliśmy wziąć udział w ciekawym panelu dyskusyjnym z udziałem ekspertów z mediów (portal Na Prąd) i nauki (Politechnika Opolska) na temat szeroko pojętej elektromobilności, który poprzedziła krótka ale treściwa prezentacja historii Mazdy z literą „R” w nazwie oraz jej lokalnego przedstawiciela, firmy Mazda Grupa Wróbel, która prócz podwrocławskiej Długołęki ma swoje oddziały również w Opolu i Lubinie.


Podsumowując event oceniam jako bardzo udany. Wcześniejsze edycje Mazda Experience Days ograniczały się do prezentacji indywidualnych i jazd premierowymi modelami (tutaj przykład prezentacji CX-60). Tym razem podczas premiery nawiązano do bardzo ciekawej historii tej znamienitej marki (nie tylko w treści, ale i w namacalnych przykładach), a na drodze mogliśmy wypróbować i co ważne porównać ze sobą praktycznie każde auto z portfolio Mazdy. Jeśli będzie taka możliwość, z pewnością wezmę udział w kolejnych eventach z tej serii.

Więcej zdjęć z eventu znajdziecie na Facebooku i Instagramie, a krótki film z ubiegłorocznej premiery Mazdy MX-30 R-EV na targach Poznań Motor Show możecie zobaczyć na YouTube.