Pokazywanie postów oznaczonych etykietą eventy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą eventy. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 9 lipca 2024

Eventy: Luftgekühlt Wrocław

Luftgekühlt to niemieckie słowo, a w zasadzie zlepek słów oznaczający ni mniej, ni więcej, jak „chłodzony powietrzem”. Jednocześnie jest to format powstały 10 lat temu w słonecznej Kalifornii zrzeszający właścicieli i miłośników aut chłodzonych powietrzem spod znaku marki z Zuffenhausen, czyli klasycznych modeli Porsche od 356 do 993 włącznie.

Do niedawna duże eventy pod szyldem Luftgekühlt odbywały się wyłącznie w Stanach Zjednoczonych, ale po dekadzie od powstania przeniosły się również na Stary Kontynent. Wiosną 2024 roku gruchnęła wiadomość, że na jedną z dwóch europejskich lokacji wybrano Wrocław. Drugim miastem w Europie, który ugości w tym roku ten niesamowity event będzie duńska Kopenhaga. Będzie to 7 września i z tego co wiem bilety są jeszcze dostępne.

Miejsca gdzie odbywają się te wyjątkowe zloty wybierane są nieprzypadkowo. Wystarczy wspomnieć, że amerykańskie edycje zorganizowano dotychczas między innymi w Universal Studios, w Indianapolis, czy też w bazie marynarki na Mare Island niedaleko San Francisco. Stąd też wręcz idealnym miejscem na to wydarzenie okazał się XIX wieczny, nieczynny już dworzec kolejowy Wrocław Świebodzki, który dzięki swojej lokalizacji praktycznie w samym centrum miasta został zamieniony jakiś czas temu w przestrzeń kulturalno-eventową.

Dwudniowa impreza Luftgekühlt Wrocław została podzielona na część przeznaczoną tylko i wyłącznie dla klubowiczów i zaproszonych gości oraz dzień, a w zasadzie kilka godzin godzin dla szerokiej publiczności. Szerokiej to może zbyt duże słowo ponieważ do sprzedaży trafiła limitowana pula biletów i o wejściu na teren imprezy w dniu „publicznym” można było zapomnieć. Ja na szczęście zaopatrzyłem się w swój bilet stosunkowo wcześnie i wraz z synem oraz jego kolegą udaliśmy się w sobotni poranek podziwiać kultowe i unikatowe „porszawki” (wstęp dla dzieci do lat 12 był bezpłatny).

Samo biletowanie wejścia na to wydarzenie spowodowało, że na teren nie trafił nikt niepożądany, a ograniczenie puli biletów do ściśle określonej liczby zapobiegło gromadzeniu się tłumów wokół aut i ułatwiło pracę fotografom amatorom (profesjonaliści więksi i mniejsi mieli swój dzień medialny w piątek). Poza tym duża przestrzeń Dworca Świebodzkiego (aż dziwne, że w obecnych czasach takowa wciąż jest utrzymywana w ścisłym centrum dużego miasta) wpłynęła na rozproszenie się widzów i umożliwiła swobodne rozstawienie ponad 200 egzemplarzy klasycznych, kultowych, odbudowanych, czy w końcu przerobionych ze smakiem modeli Porsche chłodzonych powietrzem.

Dodatkowo w piątkowy wieczór na terenie eventu zaparkowały nowe modele Porsche z odbywającej się w tym samym czasie Porsche Parade 2024. Około stu często unikatowych konfiguracji 718 i 911 ostatnich generacji, ze skromniejszym zapleczem w postaci Panamery, Macana, Cayenne, czy w końcu elektrycznego Taycana, stanowiło idealne tło dla wspomnianych wcześniej klasyków. Nie zapominajmy jednak, że to właśnie wczesne i wcześniejsze modele Porsche, wyprodukowane przed erą przejścia na chłodzenie cieczą pozostały clou tego wydarzenia.

No właśnie, a cóż takiego można było zobaczyć tego dnia na wrocławskim Dworcu Świebodzkim? Dużo, a nawet dużo za dużo, żeby każdemu interesującemu modelowi poświęcić tu chociażby jedno zdanie. Dlatego też postaram się wspomnieć o autach najciekawszych, najważniejszych, czy w końcu tych, które osobiście utkwiły mi najbardziej w pamięci. Od razu zaznaczam, że jeśli jakieś auto pominąłem lub popełniłem błąd w opisie czy identyfikacji modelu, to biorę winę na siebie i liczę na sprostowanie w komentarzach.

Zacznijmy o pięknie odrestaurowanych przedstawicielach najbardziej klasycznej serii 356 w kilku odsłonach, również w wersjach Cabriolet i Speedster. Na miejscu można było podziwiać między innymi najstarsze w Polsce 356 pre-A z 1953 roku, należące do kolekcji Porsche Classic Wrocław. Wraz z nim lokalny przedstawiciel marki pokazał jeszcze intensywnie pomarańczowe 911 Carrera G-Model, F-Model wyglądające jakby przed chwilą opuściło bramy fabryki i jeszcze jedno, tym razem otwarte 356, które ulokowano na dachu kontenera.


Skoro już wspomniałem o pomarańczowym kolorze, to z daleka w oczy rzucały się wyścigówki w barwach Jägermeistera należące do kolekcji Rennmeister72. Było to C-grupowe 962 (3.2, 680-800 KM, 350-400 km/h, 850 kg), 935 Kremer K3, 911 RSR i filigranowe 914/6 GT (2.0, 210 KM, 270 km/h). Warto zauważyć, że zbiór mechanicznych pomarańczy z jelonkiem w tle jest o wiele większy i obejmuje nie tylko klasyczne wyścigowe i rajdowe modele Porsche.



Wyścigówki i rajdówki stanowiły ważny element Luftgekühlt, a co ciekawsze egzemplarze wyeksponowano na drewnianych podestach przypominających mi nieco gablotki na modele w skali. Część z nich przyjechała do Wrocławia wprost z Porsche Museum w Stuttgarcie: 1978 911 SC Safari Björna Waldegarda w barwach Martini (3.0, 250 KM, 230 km/h), 1970 908/03 Spyder w malowaniu Gulfa (3.0, 350 KM, 275 km/h, 545 kg), szalone 1972 917/10 Can-Am (5.0, 1000 KM, 360 km/h, 837 kg), czy w końcu płaskonose 1975 935 (2.9, 590 KM, 340 km/h).




Jeśli chodzi o „cywilne” egzemplarze, które znalazły swoje miejsce na podestach warto wspomnieć o 1992 964 American Roadster (3.6, 250 KM, 256 km/h), 964 Carrera RS oraz 1996 993 Turbo (3.6, 408 KM, 297 km/h) w unikatowym kolorze Yellow Lemon.


Samochód marzeń i jeden z pierwszych supercarów, którym bez wątpienia jest Porsche 959 pojawił się w aż dwóch egzemplarzach. Białe rocznik 1986 pochodziło z kolekcji Porsche Museum (2.9, 450 KM, 315 km/h), a czarne to odchudzona wersja 959S (1 z 29 powstałych egzemplarzy), której moc została fabrycznie podniesiona do 515 KM.


Nieco więcej, bo w ilości sztuk 4 mogliśmy zobaczyć „budżetowe” 914 (produkowane w latach 1969-76), nazywanych Volks-Porsche i tylko jednego przedstawiciela mniej znanego modelu 904, który budowano pomiędzy rokiem 1963 i 1965.

Oczywiście największy przegląd Porsche chłodzonych powietrzem stanowiły 911 z modelami Turbo na czele. Idąc od najmłodszych generacji były to 993, 964 i 930, również w odmianie „przyprawionej” przez Rufa, oraz pełniącą topową rolę wcześniej Carrera RS 2.7.


Jeśli już jesteśmy przy Rufie, to uwagę bez wątpienia przyciągał kanarkowożółty Ruf CTR Yellowbird, również jeden z 29 egzemplarzy powstałych w latach 1987-89 (3.4, 469 KM, 339 km/h), a do nieco bardziej kontrowersyjnych modyfikacji należały z pewnością dwa RWB zbudowane na zamkniętym modelu serii 993 i otwartym 964, a także uskrzydlone 930 ze stajni Club de Ultrace.

Ciekawy kontrast z tymi „bolidami” stanowiły auta zachowane w oryginalnej formie, nawet jeśli pokrywała je warstwa patyny. Miały one niemniej urody od egzemplarzy wymuskanych do granic możliwości.

Dużą uwagę przyciągały również bardzo ciekawe restmody pochodzące z kilku manufaktur. Bez wątpienia największą popularnością cieszył się kultowy już Singer, którego polskim przedstawicielem jest katowicka Autofficina La Squadra. Są to jedne z najbardziej zaawansowanych restmodów, w budowie których biorą udział tak utytułowane firmy jak Cosworth i Williams. Kosztują one krocie, ale jak powszechnie wiadomo jakość się ceni, a tej Singerowi odmówić nie można.

Kolejną godną uwagi konstrukcją było kapitalne i co ważne polskie Reincarnation Classic Car, które mogliśmy podziwiać w aż dwóch odsłonach. Ciemnozielona wersja zamknięta znalazła już swojego zadowolonego klienta, podczas gdy targa pełniła chyba jeszcze rolę auta demonstracyjnego.

Z Niemiec pochodzi GS Manufaktur, którego model GS9 mogliśmy zobaczyć na evencie. Samochód ten cechowała nie tylko dokładność wykonania, ale i bardzo ładna kompozycja kolorystyczna z nadwoziem Fasiongrey połączonym z koniakowym wnętrzem.

Johns Garage ze Szwecji zaprezentował równie ciekawy projekt Redrum z własną interpretacją firmowego znaczka Porsche. Co ciekawe, w projekcie tym swój spory wkład miało łódzkie CarBone Liveries wystawiające swoją 911. wypełnioną żółtymi kuleczkami.

Jak widać tuning i odbudowa klasycznych Porsche to praktycznie cały przemysł, od budowy samochodów od podstaw, przez całą gamę akcesoriów i części, aż po elementy definiujące na nowo styl samych aut, jak i ich właścicieli, które stanowią przysłowiową wisienkę na torcie z 911 świeczkami. Jednak bez znaczenia o czym mówimy, jedna cecha wspólna łączy wszystkie te projekty i produkty. Jest to jakość, która w każdym względzie stoi na najwyższym poziomie, na jaki klasyczne Porsche po prostu zasługuje.

Na koniec nie można nie wspomnieć o kilku bulikach i ogórkach dumnie noszących na swoich bokach stylizowane napisy Porsche. W końcu swego czasu dzielnie służyły one jako serwisówki wyścigowych i rajdowych aut z Zuffenhausen na trasach i torach całego świata.

Podsumowując Luftgekühlt to event na prawdziwie światowym poziomie. Chociażby dlatego, że dostęp do wszystkich prezentowanych samochodów nie był w żaden sposób ograniczony. Nie były one oddzielone od publiczności taśmami ani szklanymi barierami i nawet na platformy można było swobodnie wejść, żeby zajrzeć do środka wybranego samochodu. Owszem, wsiadanie nie wchodziło w grę, ale to raczej naturalne biorąc pod uwagę fakt, że auta będące oczkami w głowie swoich właścicieli spokojnie można określić jako bezcenne. Na szczęście jednak samochody były dyskretnie doglądane, ponieważ wciąż nie udaje nam się wyplenić przywary polegającej na podziwianiu przez dotykanie. Może i dorośli starali się trzymać swoje ręce przy sobie, chociażby dlatego, że nie trafili tam przypadkowo (patrz akapit z biletami), ale z „bąbelkami” bywało już różnie. Ja wiem, że kilkulatki mogły się nieco nudzić i potrzebowały podotykać czegoś co je otacza tylko dla samej potrzeby dotykania, ale jeśli jako rodzice nie jesteśmy w stanie nad nimi zapanować to zostawmy je lepiej w domu. Sam odkąd zabieram syna, a teraz również jego kolegę na takie eventy, główną zasadą jaką im wpajam jeszcze przed wejściem na teren imprezy jest oglądanie bez dotykania i ostrożne przemieszczanie się pomiędzy wyeksponowanymi samochodami.

Dzięki Luftgekühlt Wrocław wielu mogło z bliska zobaczyć samochody z plakatów, które w dzieciństwie zdobiły ściany ich pokoi. Bardzo się cieszę, że impreza tego pokroju zawitała do naszego kraju oraz odbyła się w miejscu wręcz do tego idealnym. Jeśli trafi się ku temu okazja, ani chwili nie będę się zastanawiał i jeszcze raz z wielką chęcią pobędę w towarzystwie oddychających powietrzem „porszawek”.

Więcej zdjęć z wydarzenia znajdziecie na Facebooku i Instagramie.

niedziela, 23 czerwca 2024

Eventy: EV Experience 2024 na Torze Modlin

Jedziemy na Warszawę

Po dwóch latach przerwy postanowiłem pojawić się ponownie na imprezie EV Experience, która po raz trzeci odbyła się na Torze Modlin i organizowana jest przez EV Klub Polska oraz PSNM (Polskie Stowarzyszenie Nowej Mobilności). Już na wstępie wyjaśnię, że za krótki jestem żeby dostać się na dzień prasowo–influencersko–branżowy (mimo iż zawodowo siedzę w elektromobilności dosyć głęboko), więc do dyspozycji została mi sobota, czyli dzień dla tak zwanej publiczności (w dosłownym znaczeniu, ale o tym później).

Mimo wszystko, pełen nadziei na poznanie nowości jakie przyniósł ostatni czas i wypróbowanie przynajmniej kilku nowych aut na torach próbnych, których tym razem przygotowano bodajże siedem, z częściowo znaną już mi ekipą wyruszyliśmy skoro świt z Dolnego Śląska w okolice stolicy.

Żeby już w czasie drogi wczuć się w klimat elektrycznej motoryzacji, za transport posłużył nam elektryczny MG4 w wersji Long Range. O samym aucie nie napiszę Wam zbyt wiele ponieważ nie miałem okazji go przetestować, a jeden z dwóch krajowych przedstawicieli ignoruje moje dotychczasowe próby kontaktu. OMG!

Dodam tylko, że nie będąc „na smyczy” żadnego z wystawców mogłem oddać się swobodnej i trzeźwej ocenie tego co zobaczyłem na miejscu. Droga w obie strony, naznaczona przerwami na ładowanie auta i żołądków, minęła nam bardzo przyjemnie, co jest oczywiście zasługą ekipy zgromadzonej na pokładzie chińskiego elektryka znamienitej brytyjskiej marki...

Po małym zatorze wynikającym z robót drogowych na obrzeżach Kampinoskiego Parku Narodowego, krótko po godzinie rozpoczęcia imprezy udało nam się dotrzeć w okolice modlińskiego lotniska, gdzie znajduje się Tor Modlin. Tutaj doznałem pierwszego zaskoczenia. Organizatorzy przygotowali spory parking na trawie, którego ewidentnie brakowało mi podczas pierwszej edycji (moją relację znajdziecie tutaj). Nie wiem jak było przed rokiem, dlatego wszystkie swoje porównania będę odnosił właśnie do pierwszej odsłony eventu EV Experience. Co ciekawe, pomimo iż impreza trwała już w najlepsze, to wspomniany parking był zapełniony w kilku procentach swojej powierzchni. Owszem, potem było nieco lepiej, ale mniejsze zainteresowanie dało się odczuć podczas całego dnia dla publiczności.

Tuż po przybyciu wykonaliśmy szybki rekonesans i rozpoznanie, żeby zobaczyć co ciekawego przygotowano na statycznych ekspozycjach. Po jakiejś godzinie wrócimy do auta, żeby wziąć udział w dorocznej paradzie wzdłuż nitki Toru Modlin, po której w zasadzie mogliśmy wracać do domu. Dlaczego? O tym za chwilę.

Najpierw jednak sama parada, która ograniczyła się do podwójnego przejazdu nitką toru z postojem wzdłuż linii startu-mety celem zrobienia fajnych ujęć z drona. Co mi rzuciło się w oczy podczas tej parady? Połowa aut klubowiczów i entuzjastów to były Tesle, z czego 3/4, czy może nawet 4/5 było w kolorze białym (zieeew).

Kto wystawiał się na EV Experience? Oprócz producentów wszelkiego rodzaju oprzyrządowania i koncernów paliwowych (u tego z głową orła w logo rozdawano napoje w puszkach za free), w centrum moich zainteresowań znaleźli się producenci aut o napędzie elektrycznym.

Po pierwsze Europa

Audi pokazało fantazyjne oklejonego e-trona GT i bardziej poważne Q8 e-tron, oba wkomponowane w pawilon EkoEnergetyki, wokół którego kręciły się całkiem fajne hostessy (tak wiem, miało być o samochodach). Tuż obok można było podziwiać odgrodzone od gawiedzi klasyczne Porsche 911 przerobione na elektryka (o nie!). Moje zdanie na ten temat jest niezmienne od lat i brzmi mniej więcej tak: co wyszło jako spalina, niechaj takową odejdzie z tego świata.


BMW, a w zasadzie jego stołeczny przedstawiciel pokazał praktycznie premierowe i5 w Touringu oraz nową odsłonę MINI Coopera. Były również elektryczne motocykle z logo wirnika, ale ten typ sprzętów jest raczej poza obszarem moich zainteresowań.


Z cięższych sprzętów DAF pokazał swoje XD (tak jest, sami sobie taką nazwę wybrali) w wersji Electric, Mercedes elektrycznego Sprintera, a Iveco eDaily w wersji blaszanego furgonu i z zabudową w formie boxa izotermicznego.

To tyle jeśli chodzi o Stary Kontynent. Owszem, większy przegląd producentów i modeli na prąd znaleźć można było wśród aut podstawionych do jazd próbnych o czym napiszę za chwilę, bo najpierw reprezentacja...

z Dalekiego Wschodu...

ale tego nam bliższego, czyli z Korei i Japonii.

Hyundai po hucznej premierze na Poznań Motor Show, również na Tor Modlin przywiózł swojego Ioniqa 5 w wersji N.

KIA pokazała nieco więcej modeli, bo do dyspozycji oglądaczy i wsiadaczy oddano Niro EV, EV6 i mega-SUV-a EV9 w fikuśnym oklejeniu, również znanym wcześniej z targów w Poznaniu.

Nissan zaprezentował specjalną odmianę swojego modelu Ariya (taką wzmacniana, wzbogaconą, czy coś w ten deseń) w pięknie mieniącym się w majowym słońcu czarnym kolorze, który był czarnym tylko na pierwszy rzut oka.

SsangYong, lub jak kto woli KG(bez H)M pokazał i udostępnił do testów swoją nowość, czyli Torresa EVX.

Subaru posadziło świnkę na leżaczku, a tuż obok pod namiotem zaparkowało Solterrę (chociaż tutaj bardziej by się spodziewał jakiejś leśniczówki).

Toyota nie miała swojego namiotu, ale gdzieś tam przed oczami mignęła mi be-Zetka na jazdach próbnych oraz stojące w rządku z innymi autami, pozamykane w... wodorowe Mirai. Obok Mirai stało jeszcze Volvo EX40 (po liftingu nazwy), Mercedes eCitan (lepiej urodzony brat kangura), Hyundai Ioniq 6, BMW i5 (tym razem w sedanie) i Mercedes EQE SUV. Przynajmniej było można sobie na nie popatrzeć i o ile mogę rozumieć, że po dniu "prasowym" brakło w Mirai wodoru, to nijak nie potrafię sobie wytłumaczyć faktu "wyłączenia z użytkowania" pozostałych z wymienionych tutaj aut. Tymczasem...

zza Wielkiego Muru

...dotarły do nas takie marki jak MG, BYD, Maxus i... Tesla, a jakże.

BYD (Build Your Dreams) pokazał model Seal, którym nawet próbował zdobyć laur COTY w bieżącym roku, ale zbytnio mu to nie wyszło. Drugim eksponowanym autem był SUV Seal U, czyli elektryk, któremu zapomniano zamontować frunka pod maską, zostawiając miejsce dla... hmm, rodzinki łasic?

Wiem, że to nie ładnie, ale kontemplując urodę i jakość wykonania „biłajdi” podsłuchałem mimowolnie rozmowę zainteresowanej SUV-em osoby i doradcy w firmowym t-shircie (Polaka, bo przedstawiciele z kraju pochodzenia marki przez większość czasu zapatrzeni byli w ekrany swoich laptopów, pewnie śledząc jak im słupki rosną). Na pytanie, czy ośmioletnia gwarancja obejmuje wszystkie podzespoły odpowiedź była w stylu „raczej tak”. No więc raczej, to warto sobie sprawdzić polisę gwarancyjną na stronie producenta, żeby jednak wiedzieć o czym się mówi. Ja rozumiem, że to zupełnie nowa marka i nowy produkt na naszym rynku, ale osoby prezentujące te samochody na evencie skierowanym do potencjalnych klientów powinny być pewne tego co mówią i przekazywać informacje w sposób rzetelny. To chyba nie jest aż tak wiele, prawda?

No dobrze, Maxus pokazał się z SUV-em Euniq 6 o urodzie misia pandy ze zmrużonymi oczkami, mało urodziwym dostawczakiem e-Deliver 3 i trochę bardziej atrakcyjnym dla oka, większym eDeliver 7 z takimi małymi uroczymi wycięciami w atrapie chłodnicy w kształcie skrzyneczek.

Brytyjska marka z wieloletnią tradycją, jaką bez wątpienia jest MG pokazała swojego (póki co) jedynego elektryka, czyli kompaktowe MG4, również w wersji Xpower, czyli tej wzmocnionej. Podobno strach go dawać ludziom na testy, taki z niego diabeł wcielony. Może też z tego właśnie powodu eksponowany egzemplarz miał kolor czarny.

Był też Voyah, a w zasadzie Dongfeng ze swoim SUV-em klasy premium (?!), w aż w trzech egzemplarzach. Pisałem o nim więcej w relacji z Poznań Motor Show, do której w tym miejscu chciałbym Was odesłać.

No i w końcu Tesla z mniejszym w gamie crossoverem „sympatycznie” nazwanym Y. Z tego co wiem „igreki” przyjeżdżają do nas z Berlina, a „trójki” to wciąż made in China, więc w sumie może nie powinienem tak jednoznacznie przyklejać Tesli do tej części przeglądu marek obecnych na EV Experience. Faktem jest to, że w końcu mamy oficjalne przedstawicielstwo tej marki w naszym kraju.

Jeśli chodzi o Teslę, to GreenCell ponownie pokazał swoją wyczynową „trójkę” w dużym „preformensie” i chyba również eSkę, tak jakoś przy okazji.

Co z tymi jazdami?

Ano nic. Wśród 7 torów udało mi się dostrzec cały przegląd aut EV. Organizatorzy dumnie wspominali przed eventem o zgromadzeniu stu aut do przetestowania. Wśród „dostępnych” aut zauważyłem Audi Q4 e-Tron i Q8 e-Tron, BMW iX1, iX3, i4, i7 i iX, BYD Dolphin, Seal i Seal U, Fiat 500e i 600e, Ford Mustang Mach-e, Hyundai Kona EV i Ioniq 6, Jeep Avenger, KIA Niro EV, EV6 i EV9, Maxus eDeliver 3, eT90 i Mifa 9, Mercedes EQE, EQV, elektryczne Actrosy i eCantery, Nissan Ariya, Renault Scenic, SsangYong Torres EVX, Subaru Solterra, Tesla Model 3 i Y, Toyota bZ4X, VW ID.4 UD.5 i ID.7, Volvo EX30, Voyah Free. Zapewne to nie wszystkie z samochodów, ale te udało mi się dostrzec na własne oczy.

No dobrze, a czym udało mi się tego dnia przejechać? Ano niczym. Dlaczego? Ponieważ zamiast znanego z pierwszej edycji rezerwacji slotów poprzez aplikację, tym razem zdecydowano się na użycie aplikacji tylko do... podpisania dokumentów niezbędnych do tego żeby usiąść za kierownicą. Potem trzeba było się pokornie ustawić w kolejce i czekać na swoją kolej. Z tego co wiem, takie samo rozwiązanie zaproponowano już rok wcześniej i niektórzy odwiedzający ten event w tym roku wręcz odpuścili sobie jakiekolwiek jazdy i odwiedzali Tor Modlin przy tak zwanej okazji.

Jak się okazało, nawet najbardziej oddalony, najwolniejszy off-roadowy tor z najmniejszą ilością kolejkowiczów wymagał odstania godziny w oczekiwaniu na swoją przejażdżkę. Najlepsze było to, że problemem nie były samochody, których przygotowano naprawdę dużo (patrz wyżej). Na wspomnianym torze były aż 6 modeli, ale w jazdach brały udział tylko 2 ze względu na brak instruktorów, którzy towarzyszyli zainteresowanym w jazdach. Nie znaczy to wcale, że personelu było mało, po prostu tylko część ekipy z firmowymi koszulkami wsiadało do aut. Część obsługi albo siedziała w namiotach zbierając aplikacje chcących się przejechać, albo oddawała się na przykład dyskusjom z piękniejszą płcią reprezentującą wystawców.

To ja już podziękuję

Po jakichś 3 - 3,5 godzinach od przybycia postanowiliśmy się ewakuować z imprezy ponieważ sens przebywania tam dalej po prostu się wyczerpał. Odnoszę wrażenie, że event ten stał się czymś na kształt kółka wzajemnej adoracji, nastawiając się na dzień pierwszy, ten zamknięty i dostępny tylko dla zaproszonych gości. Dzień drugi natomiast miał na celu podreperować budżet imprezy. Gdyby nie fakt, że ekipa współtowarzyszy wyjątkowo dopisała, a pogoda tego dnia była naprawdę ładna, nie zaliczę go do jednoznacznie straconego, ale za rok event EV Experience z całą pewnością ominę szerokim łukiem. Wszak obejrzeć sobie auto mogę przecież u każdego dealera.

Więcej zdjęć z EV Experience 2024 znajdziecie na Facebooku i Instagramie.