Są takie miejsca na mapie, na myśl o których zaczyna szybciej bić serce każdego fana motoryzacji. Zakładam, że niejeden i niejedna z Was jest w stanie bez zastanowienia wymienić przynajmniej kilka takich miejsc. Ile z nich jednak będzie zlokalizowane w naszym kraju? Mam nadzieję, że jak najwięcej.
Jednym z takich miejsce jest La Squadra, czyli koncept znajdujący się w Katowicach tuż przy autostradzie A4. W jej skład wchodzą: autoryzowany salon Ferrari, autoryzowany salon Maserati, autoryzowany salon Alpine, studio autodetailingu Car Spa i włoska restauracja La Squadra Ristorante. W jednym miejscu mamy więc coś dla oczu, coś dla ducha, coś dla ciała i dla brzucha.
W dalszym opisie tego miejsca chciałbym się skupić na dwóch z wymienionych wyżej punktów, a w zasadzie na tym, co mogłem w nich zobaczyć. W czasie mojej wizyty salon Maserati był przekształcony w miejsce premiery nowego supersamochodu MC20, o czym pisałem już wcześniej, dlatego też z naturalnych względów pominę go w tej relacji.
Na wspomnianą już premierę MC20 przybyłem nieco wcześniej, w związku z czym mogłem sobie w spokoju obejrzeć to, co w owym czasie było prezentowane w salonie Ferrari i na części ekspozycyjnej w restauracji. Oczywiście ekspozycje zmieniają się dynamicznie ponieważ wszystkie prezentowane pojazdy są wystawione na sprzedaż. Co kryje garaż podziemny zlokalizowany pod kompleksem La Squadra tego pewnie nikt postronny do końca nie wie. Możemy tylko przypuszczać, że zimuje tam Ferrari F40, F50 i Monza SP1, a może jest tam nawet jakiś Koenigsegg, którego La Squadra jest również oficjalnym przedstawicielem na Polskę.
W salonie wystawienniczym z logo wierzgającego konia mogłem zobaczyć przegląd praktycznie wszystkich modeli Ferrari ostatnich lat. Zacząć chciałbym jednak od klasyka, który był poniekąd schowany za ścianką działową. Było to piękne gran turismo 2+2 w postaci Ferrari 330 GTC z końca lat 60-ych ubiegłego wieku. Napędzał je silnik V12 o pojemności 4 litrów i mocy około 300 KM. Na tylne koła napęd przenosiła 5-biegowa skrzynia manualna. Auto osiągało 100 km/h w nieco ponad 6 sekund od startu i potrafiło rozpędzić się do 245 km/h. Bella machina!
Tuż obok znajdowało się już „nowożytne” F430 z 2005 roku. Silnik V8 o pojemności 4,3 litra generujący całkiem przyjemne 490 KM został sparowany z sześciobiegowym manualem, co jest rzadkością w tym aucie. Moim zdaniem F430 berlinetta wygląda bardzo ładnie w czarnym kolorze (Nero), a eleganckie skórzane wnętrze w kolorze Cuoio spójnie uzupełnia prezencję tego egzemplarza. Wielofunkcyjna kierownica zawiera w sobie przycisk uruchamiania silnika oraz legendarne już „manettino” służące do wyboru trybu jazdy. Za klasycznymi we wzorze, ale i jednocześnie bardzo eleganckimi 19-calowymi alufelgami skryto pomalowane na czerwono zaciski hamulcowe, które wraz z żółtym logo Scuderia Ferrari na błotnikach ładnie kontrastuje z ciemnym kolorem nadwozia.
Kolejnym „koniem” w sekcji „używane” było białe 458 Italia Spider z roku 2014. Tym razem biel nadwozia (Bianco Avus) zestawiono z czernią 20-calowych obręczy kół, żółtymi zaciskami hamulcowymi i emblematami SF na błotnikach. Skórzane wnętrze utrzymano w kremowo-beżowym odcieniu Sabbia. Technika tego egzemplarza również stała na wysokim poziomie, bowiem prócz elektronicznego dyferencjału E-Diff i systemu kontroli trakcji F1-Trac auto wyposażono jeszcze w karbonowo-ceramiczne tarcze hamulcowe i magnetoreologiczne zawieszenie. Umieszczone centralnie V8 o pojemności 6,5 litra i mocy 605 KM współpracuje w spiderze z dwusprzęgłową skrzynią biegów F1.
Drugą „białą damą” z czarnymi felgami i żółtymi zaciskami było stojące obok F12berlinetta (tak, to pisze się razem). To szczytowe Ferrari tego okresu (pomijając LaF oczywiście) produkowane było w latach 2012-17 i zastąpiło 599 GTB Fiorano oraz było poprzednikiem 812 Superfast. „Dziurawe” Ferrari (ze względu na otwory prowadzące powietrze z maski za przednie błotniki widoczne zwłaszcza po podniesieniu pokrywy silnika) napędzał silnik V12 o pojemności 6,3 litra i mocy 740 KM, dzięki czemu pierwsza setka pojawiała się na liczniku już po 3 sekundach, a maksymalna osiągana prędkość to 350 km/h. Na bazie F12berlinetta powstały specjalne limitowane wersje (nie licząc kilku innych one-off), takie jak chociażby: F12tdf (Tour de France) i otwarte F60 America.
Za plecami F12berlinetta stał jego następca, czyli wspomniane 812 Superfast z 2018 roku w kolorze Rosso Scuderia (w końcu mamy czerwone Ferrari). Tu również zastosowano kontrastową, ale nieco mniej krzykliwą konfigurację kolorów. Czerwień nadwozia i zacisków hamulcowych zestawiono bowiem z czernią 20-calowych kutych felg aluminiowych i wnętrzem utrzymanym również w czarnej tonacji. Na karbonowej kierowniczy prócz przycisku do uruchamiania silnika znajdziemy również „manettino” z pozycją Race oraz diody LED, a przed pasażerem umieszczono dodatkowy wyświetlacz ciekłokrystaliczny. Z technicznego punktu widzenia mamy w 812 Superfast silnik V12 o pojemności 6,5 litra i mocy 800 KM, 7-biegowy dwusprzęgłowy automat, karbonowo-ceramiczne tarcze hamulcowe, elektroniczny dyferencjał, magnetoreologiczne amortyzatory, pneumatyczne zawieszenie przedniej osi, kontrolę trakcji F1-Trac, system Launch Control, czy w końcu skrętną tylną oś. Osiągi? V-max to 340 km/h, a 0-100 km/h osiągamy w mniej niż 3 sekundy. Torpeda.
Biały okazuje się nadal być na tyle modnym kolorem, że na 8 samochodów wystawionych w salonie Ferrari, aż 3 z nich były białe. Białe było również Ferrari 458 Speciale, ale tym razem jedynymi żółtymi elementami były logotypy Ferrari i emblematy SF na przednich błotnikach. 458 Speciale to udoskonalone 458 Italia, dostępne na rynku w latach 2013-15. Silnik V8 o pojemności 4,5 litra wzmocniono w nim do 605 KM (540 Nm), a auto odchodzono o blisko 100 kg względem Italii, co poskutkowało równymi trzema sekundami do setki i dziewięcioma sekundami do 200 km/h.
Następcą 458 był model 488, który reprezentowany był przez żółte (Giallo Modena) GTB z roku 2018. Pomimo zastosowania czarnego dachu i czarnego wnętrza, w środku znajdziemy kilka żółtych akcentów, chociażby w formie przeszyć, tarczy obrotomierza i haftowanych koni. 20-calowe felgi mają kolor Grigio Corsa („wyścigowa szarość”), a silnik V8 z turbodoładowaniem ma pojemność 4 litrów i moc 670 KM, dzięki czemu auto rozpędza się do 100 km/h w 3 sekundy. Oczywiście w wyposażeniu znalazły się takie „dobra” jak między innymi: hamulce karbonowo-ceramiczne, elektroniczny dyferencjał, kontrola trakcji F1-Trac, magnetoreologiczne zawieszenie z pneumatyczną regulacją przedniej osi, czy w końcu dwusprzęgłowa skrzynia biegów F1.
Tuż obok 488 stało najmłodsze dziecko Ferrari, czyli model Roma. Granatowe auto było pojazdem demonstracyjnym i służyło potencjalnym zainteresowanym do jazd próbnych. Ten konkretny egzemplarz można było zresztą rozpoznać w międzyczasie na profilach kilku znanych motoinfluencerów.
Pokazana niespełna rok temu Roma budzi pewne kontrowersje ponieważ definiuje na nowo stylistykę Ferrari. Nie obyło się bez krytyki jej podobieństwa do Astona Martina, czy w pewnym sensie tworzenia konkurencji dla podstawowych wersji Porsche 911. Niestety taki jest rynek i aby kontynuować wzrost (czytaj pomnażać pieniądze) trzeba wchodzić w nowe obszary. Już niedługo i tak już dosyć szeroka jak na Ferrari gama modelowa, która obecnie obejmuje 6 typów wzbogaci się o pierwszego crossovera nazwanego Purosangue, którego zamaskowane prototypy są już widywane w okolicach Modeny. Czekamy więc na polską premierę w Ferrari Katowice.
Wracając jednak do Rzymu, to pod jego (jej) maską znalazł się turbodoładowany silnik V8 o pojemności 3,9 litra i mocy 620 KM (760 Nm), pozwalający autu na przyspieszenie do 100 km/h w 3,4 sekundy i osiągnięcie prędkości maksymalnej 320 km/h.
La Squadra to jednak nie tylko auta spod znaku „Cavallino Rampante”, trójzębu Neptuna, czy też stylizowanego niebieskiego A. W części Ristorante znalazło się bowiem miejsce dla kilku kolejnych aut, z których również część jest gotowa do sprzedaży. Przenieśmy się więc do części restauracyjnej i rzućmy okiem na to, co tam zaparkowało.
Zacznijmy od małego diabełka, czyli Renault 5 Turbo z 1980 roku. Ta mała rakieta z umieszczonym centralnie w miejscu tylnej kanapy i bagażnika, turbodoładowanemu silnikowi o pojemności 1,4 litra i mocy 160 KM nie waży nawet tony. Powstała ona przy współudziale specjalistów z Alpine, żeby w swoim czasie „utrzeć nosa” Lancii rządzącej na rajdowych trasach. Powiedzcie tylko, czy nie wygląda bosko z tymi poszerzeniami, dodatkowymi otworami i tylną lotką? Kwintesencja szaleństwa rajdowego przełomu lat 70-ych i 80-ych.
Naprzeciwko R5 Turbo można było z bliska obejrzeć tym razem torową bestię pod postacią Porsche 911 (991) GT3 RS. Egzemplarz pochodził z roku 2016 i był w kolorze Lava Orange z czarnym wnętrzem. GT3 RS generacji 991 napędzał wolnossący silnik o pojemności 4 litrów i mocy 500 KM (460 Nm) sparowany z przekładnią PDK. Z ciekawszych elementów wyposażenia tego auta warto wymienić: pakiet Sport Chrono z aplikacją torową, w pełni kubełkowe oba fotele, czy też chociażby podnośnik przedniej osi.
Nieco dalej znajdował się McLaren MP4-12C w otwartej wersji wyprodukowany w 2013 roku. Nadwozie w kolorze Graphite Grey skojarzono w nim z wnętrzem w tonacji Arabica Brown / Black. Pierwszy typoszereg McLarena zaprezentowany po odrodzeniu tej angielskiej marki napędzał podwójnie doładowany silnik V8 o pojemności 3,8 litra i mocy 600 KM. Otwarte MP4-12C przyspiesza do setki w 3,3 sekundy i może rozpędzić się do 331 km/h, a o odpowiednią oprawę akustyczną dba sportowy układ wydechowy.
W La Squadra Ristorante nie zabrakło również kilku Ferrari, a konkretnie dwóch wyczynowych 488 Challenge, które w barwach Ferrari Katowice i La Squadra biorą udział w serii wyścigów torowych oraz pojazdu detektywa Magnum z serialu pod tym samym tytułem.
Tom Selleck w serialu telewizyjnym „Magnum” poruszał się czerwonym Ferrari 308 GTB. Eksponowany egzemplarz pochodził z roku 1979 i miał raptem 11 000 km przebiegu. W ciągu pięciu lat produkcji powstało przeszło 12 000 egzemplarzy i było to bodajże pierwsze Ferrari produkowane na tak dużą skalę. Trzylitrowe V8 o mocy 255 KM pozwalało rozpędzić to auto do prędkości maksymalnej bliskiej 250 km/h, a sprint od 0 do 100 km/h zajmował 6,7 sekundy. Jednym słowem cukiereczek.
To by było na tyle, jeśli chodzi o to co zastałem w La Squadra w pewien słoneczny grudniowy dzień. Niestety nie było mi dane zobaczyć co kryje się w garażu usytuowanym pod kompleksem, zwłaszcza że grudzień to pora snu zimowego dla prawdziwych egzotyków, ale mimo to pod koniec wizyty światło dzienne ujrzała przysłowiowa wisienka na torcie, czyli Ferrari 812 N-Largo by Novitec Rosso.
Co go wyróżnia oprócz żółtego koloru i emblematów z czarnym tłem? Tłusty bodykit znacząco zwiększający szerokość auta (+14 cm względem serii), kilogramy włókna węglowego, obniżone i utwardzone zawieszenie, wydech dający autu wręcz diabelskie brzmienie, czy też kute felgi o średnicy 21 cali z przodu i 22 cali z tyłu. Silnik V12 podkręcono w N-Largo do 840 KM, co pozwoliło skrócić czas rozpędzania 0-100 km/h do 2,8 sekundy.
Co ciekawe nawet na terenie parkingu La Squadra można spotkać coś niecodziennego. Podczas wspomnianej na początku prezentacji był to chociażby Mercedes Klasy X w wersji EXY Extreme od Carlex Design, którym przybył zapewne jeden z potencjalnych lub obecnych klientów którejś z marek reprezentowanych przez La Squadra. Warto przy tym wspomnieć, że dotrzeć tam można również drogą lotniczą, ponieważ w kompleksie znajduje się tam także lądowisko dla helikopterów.
La Squadra jest otwarta dla wszystkich. Nie ma problemu, żeby po prostu wejść tam tylko po to, by obejrzeć prezentowane samochody, czy też porobić trochę zdjęć. Podczas mojej wizyty pewien ojciec z synem oglądali i robili sobie fotki przy samochodach Ferrari nie niepokojeni w zasadzie przez nikogo. Owszem, należy w tym miejscu zachować pewnego rodzaju motokulturę: nie dotykać samochodów, czy też chociażby nie przeszkadzać zainteresowanym klientom, ale jeśli cechują nas podstawy dobrego wychowania (zwłaszcza tego motoryzacyjnego), to w La Sqadra możemy przeżyć naprawdę ciekawe chwile. Nie myślcie sobie jednak, że nikt tych aut nie pilnuje. Obsługa jest jednak na tyle dyskretna i na tyle niewidoczna, że naprawdę można poczuć swobodę obcowania z jednymi z najlepszych samochodów świata.
Poza działalnością związaną z handlem i obsługą samochodów z najwyższej półki oraz prowadzeniem włoskiej restauracji La Squadra wydaje również swój periodyk dla pasjonatów motoryzacji o tym samym tytule, którego dziesiąte wydanie jest właśnie dostępne. Udziela się także charytatywnie chociażby poprzez dystrybucję ekskluzywnych plakatów ze zdjęciami swoimi i przyjaciół, na których znajdziemy oczywiście auta z La Squadra w Katowicach. Dochód ze sprzedaży tych plakatów przeznaczony jest na szczytne cele. Brawo!
Naprawdę cieszyć może fakt, że Polsce również mamy coraz więcej miejsc przyjaznych motomaniakom, czy jak kto woli petrolheadom. Z całą pewnością La Squadra jest jednym z takich miejsc i z czystym sumieniem polecam jej odwiedzenie. Na pewno nie pożałujecie.
Więcej zdjęć z mojej wizyty w La Squadra w Katowicach znajdziecie na Facebooku.