niedziela, 29 sierpnia 2021

Nr 50: 2021 Audi Q4 e-tron 50 quattro S line

Zacznijmy może od roku 2012, kiedy to Volkswagen zaprezentował z wielką pompą pierwsze auto zbudowane na nowej platformie modułowej MQB (z niemieckiego Modularer Querbaukasten). Modelem tym był Golf siódmej generacji. Z czasem praktycznie wszystkie modele VAG-a z silnikiem zabudowanym w poprzek "siadły" na MQB i sam nawet użytkuję takie auto na co dzień.

Potem przyszła jesień 2015 roku i słynna już afera "dieselgate", w efekcie której grupa VW zredefiniowała swoje cele na najbliższą przyszłość i przedstawiła nową strategię silnie ukierunkowaną na elektromobilność.

W efekcie kilku lat wzmożonych prac rozwojowych zaprezentowano kolejną uniwersalną platformę, kryjącą się tym razem pod skrótem MEB (od Modularer E-Antriebs-Baukasten), która zadebiutowała w 2019 roku wraz z premierą pierwszego seryjnego elektryka koncernu - Volkswagena ID.3 (patrz: http://tiny.pl/rslbf). W ciągu dwóch lat rodzina elektrycznych Volkswagenów rozrosła sie o VW ID.4 (patrz: http://tiny.pl/rvhh4), VW ID.6 (na rynek chiński), Skodę Enyaq, Audi Q4 e-tron i Cuprę Born, a to jeszcze nie koniec.

To właśnie Audi Q4 e-tron miałem okazję poznać niedawno podczas roadshow z elektrycznymi modelami Audi, które w ostatnim czasie odwiedziło partnerów tej marki w całym kraju.

1. Czym jest?

Q4 e-tron to crossover (jakże by inaczej) wpasowujący się wymiarami nadwozia idealnie pomiędzy spalinowe Q3 i Q5. Jego wymiary to: długość 4588 mm, szerokość 1865 mm, wysokość 1632 mm, a rozstaw osi 2760 mm. Występuje on w dwóch rodzajach nadwozia: jako typowy hatchback lub w wersji liftback, nazwanej zgodnie z tradycją Sportback.

Na naszym rynku oferowany jest póki co w dwóch wariantach napędowych oznaczonych zgodnie z nomenklaturą Audi liczbami 35 i 40.

35-tka ma baterię o pojemności 52 kWh i zamontowany z tyłu silnik o mocy 170 KM i maksymalnym momencie obrotowym 310 Nm, który napędza oczywiście tylne koła. Zapewnia on przyspieszenie od zera do 100 km/h w czasie 9 sekund, a prędkość maksymalna jest ograniczona do 160 km/h. Według normy WLTP jego zużycie energii to od 17 do 19 kWh na 100 kilometrów, co powinno zapewnić autu zasięg do 341 kilometrów. Cena: od 195 000 PLN.


Q4 40 ma większą baterię o pojemności 77 kWh i silnik wzmocniony do 204 KM co przekłada się na przyspieszenie do 100 km/h w czasie krótszym o… 0,5 sekundy. Należy bowiem pamiętać, że większa bateria skutkuje zwiększeniem masy auta, która i tak przekracza 2 tony. Prędkość maksymalna w 40-tce nadal ograniczona jest do 160 km/h, jej średnie zużycie energii wg WLTP to 17,3-19,3 kWh / 100 km, a zasięg dzięki większej pojemności akumulatorów może sięgać nawet do 520 kilometrów. Cena: od 219 000 PLN.

Szczytowym modelem jest Q4 e-tron 50 quattro, który nie jest jeszcze dostępny na polskim rynku i takie właśnie auto miałem okazję obejrzeć podczas statycznej prezentacji i wypróbować podczas kilkunastominutowej jazdy próbnej. Może i trudno nazwać to testem, ale mimo wszystko postanowiłem podzielić się moimi wrażeniami odnośnie tej jakby nie było nowości rynkowej.

Gdyby ktoś chciał usystematyzować położenie Q4 e-tron w rodzinie MEB-ów VW to słabsze wersje są bliźniaczymi konstrukcjami do ID.4 i Enyaq, zaś odmiana 50 quattro ma mieć swoje odzwierciedlenie w zapowiedzianym już ID.4 GTX.

2. Jak wygląda?

Wygląd jak Audi i tyle. Na szczęście czasy na siłę udziwnianych elektryków odchodzą już powoli do lamusa. Być może dlatego, że niedługo większość aut będzie miała ten typ zasilania i nawet Audi zapowiedziało premierę swojego ostatniej spalinówki na 2026 rok, a potem będziemy raczeni już tylko autami zasilanymi elektronami.

Q4 e-tron może się podobać. Nadwozie sprawia solidne wrażenie. Jest masywne, rzekłbym wręcz monumentalne. Wydaje mi się, że wygląda ciężej nawet od pierwszego i nieco większego elektryka Audi, (samego) e-trona. Oczywiście uroda to rzecz gustu i jednym może się to podobać, innym nie, ale ja jestem raczej na tak jeśli chodzi o prezencję Q-czwórki. Ponadto wersja, którą miałem okazję wypróbować doposażona była w opcjonalny pakiet S line, który kosztuje wcale nie tak dużo, jakby mogło się wydawać, bo jedyne 7 000 PLN.


W standardzie elektrycznego Q4 mamy oświetlenie full LED, ale na życzenie możemy mieć również Matrix LED, co kosztuje dodatkowo 5 630 PLN. W Q4 e-tron mamy klasyczne lusterka boczne, bardzo podobne do tych z e-tron-GT. Jak dobrze wiecie pierwszy e-tron zamiast nich miał kamery przekazujące obraz na monitory zamontowane w boczkach drzwiowych. W sumie to gadżet i jego brak jakoś nie wpływa na odbiór auta, ale mimo to stwierdziłem, że warto o tym wspomnieć.

Wrażenie robią również futurystycznie wystylizowane 21-calowe alufelgi Rotor Aero z logo RS obute w opony Bridgestone Turanza o rozmiarze 255/40 i indeksie 102 T (850 kg obciążenia na koło = 3 400 kg na całe auto i prędkość do 190 km/h) oraz kolor, na jaki pomalowano ten konkretny egzemplarz demonstracyjny, a mianowicie śliwkowy, lub jak kto woli bakłażanowy, który nosi nazwę Fioletowy Aurora. Felgi kosztują dodatkowe 11 650 PLN, a kolor prawie 5 000 PLN.

3. Jakie ma wnętrze?

Tutaj również właściciele i osoby mające do czynienia z Audi powinny odnaleźć się znakomicie. Co więcej, wnętrze Q4 e-tron wydaje się być najnormalniejsze z wszystkich "trojaczków" VW MEB.

Do auta wsiada się wygodnie, bo jak to w crossover siedzenia mamy zamocowane wyżej niż w klasycznych samochodach. Gdy już się wpakujemy za kierownicę zwrócimy od razu uwagę na jej nieregularny kształt. Jest ona ścięta nie tylko z dołu, ale i od góry, przez co zamiast typowego koła przypomina raczej wyoblony sześciokąt.

Deska rozdzielcza wyposażona jest w dwa wyświetlacze o przekątnej 10,1 lub 11,6 cala, z czego ten zlokalizowany w konsoli środkowej skierowany jest w stronę kierowcy. Mimo to i tak jest gdzie sięgać, zwłaszcza jeśli mówimy o jego prawej stronie. Na szczęście pozostawiono nieco klasycznych przycisków, unikając jednocześnie poczucia zubożenia względem porównywalnych modeli z rodziny.

Oczywiście wzorem ID.4, w Q4 e-tron również dostaniemy head-up display z rozszerzoną rzeczywistością. Możemy też wydawać autu polecenia głosowe, a jeśli chodzi o sprzęt audio, to systemy Bang & Olufsen zostały zastąpione produktami sygnowanymi przez firmę Sonos.

Co ciekawe ten konkretny egzemplarz demo pomimo iż był najsilniejszą wersją Q4 e-tron, to jego wyposażenie był stosunkowo ubogo skompletowane. Owszem mieliśmy wszystko to, co Audi mieć powinno, ale na przykład zaskoczył mnie brak kamery cofania.

Audi podkreśla swoje bycie eko i informuje w materiałach prasowych, że na wyprodukowanie tapicerki jednego fotela wykorzystano aż 26 1,5-litrowych butelek PET, co akurat w przypadku aut z ekologicznym napędem może być ich dodatkową zaletą i to nie tylko marketingową.

Na tylnej kanapie mamy bardzo dużo przestrzeni. Brak klasycznej mechaniki pozwoliło wykorzystać bardziej efektywnie długość auta, a zwłaszcza jego rozstaw osi. Wystarczy wspomnieć, że jest tam tyle przestrzeni co w o trzy numery większym SUV-ie Q7.

Po bagażniku nie widać, że to auto elektryczne, które skrywa pod podłogą baterię akumulatorów i silnik elektryczny. No może zdradzić ten fakt może to, że pod podłogą bagażnika nie mamy miejsca na koło zapasowe. Jego pojemność waha się od 520 do 1490 litrów. Co więcej producent szczyci się wygospodarowaniem we wnętrzu schowków o łącznej objętości 25 litrów. Q4 e-tron może też ciągnąć przyczepę o masie do 1 000 kg, a w wersji quattro nawet do 1 200 kg.

4. Jak jeździ?

Chyba nie będę odkrywczy pisząc, że urywa…?

Zacznijmy może jednak od baterii w Q4 e-tron 50 quattro, która ma 77 kWh pojemności, czyli tyle samo co w 40-tce. Różnica w napędzie jest taka, że prócz standardowego napędu na tylne koła mamy jeszcze automatycznie dołączany napęd przedniej osi. Jak to? Po prostu z przodu zamontowano drugi silnik elektryczny, realizując w ten sposób ideę quattro w wydaniu elektrycznym.

Bi-motor ma w sumie 299 KM mocy i maksymalny moment obrotowy 460 Nm. Parametry te rozkładają się odpowiednio: 204 KM i 310 Nm na tył oraz 109 KM i 162 Nm na przód. Cierpi na tym zasięg, który wg WLTP nie przekracza 488 kilometrów przy średnim zużyciu energii 18-20 kWh / 100 km.

Audi daje gwarancje na baterię na 8 lat lub 160 000 kilometrów. Po tym czasie lub przebiegu powinna ona nadal mieć 70% swojej początkowej wydajności.

Z pakietem S line możemy mieć obniżone o 15 mm zawieszenie, co poprawia i tak dobre właściwości jezdne. Wyobraźcie sobie: napęd na cztery koła, niski środek ciężkości (baterie i silniki w podłodze) i do tego... wysoka waga. Może i nie da się mieć wszystkiego naraz, ale takie zestawienie powinno zwiastować dużo frajdy z jazdy.

Auto ważące 2,2 tony z takim napędem przyspiesza do setki w 6,2 sekundy, a jego prędkość maksymalna została podniesiona do 180 km/h (stąd opony z indeksem T). Muszę przyznać, że to przyspieszenie czuć. W tym aucie na pewno nie musimy się martwić o wyprzedzanie wolniejszych pojazdów oraz dynamiczne włączanie się do ruchu na pasie rozbiegowym. Po nagłym wciśnięciu pedału przyspieszenia (słowo gazu tu nie pasuje) samochód zaczyna rozpędzać się bez najmniejszej zwłoki z praktycznie maksymalnym dostępnym momentem obrotowym. W starcie spod świateł z powodzeniem możemy więc zaskoczyć posiadaczy wielu rasowych benzyniaków. Owszem, może i nie wszystkich, ale wielu. No i do tego ta cisza w czasie jazdy oraz zdecydowanie mniejszy promień skrętu, o czy niewiele osób ma świadomość, a to kolejna niezaprzeczalna zaleta aut elektrycznego jutra.

Autem jedzie się bardzo wygodnie. Po pierwsze siedzi się wyżej, a po drugie pomimo dużych i szerokich kół, pokonywane nierówności nawierzchni i torowiska nie odczuwamy aż tak bardzo swoją szlachetną częścią ciała.

5. Podsumowując:

Jak już wspominałem Q4 e-tron 50 quattro nie jest jeszcze dostępny w polskim konfiguratorze i cenniku. W Niemczech jego ceny zaczynają się od 53 000 €. Najtańszego i najsłabszego Q4 e-trona możemy mieć u nas już za niespełna 200 000 PLN minus dopłaty. Drobna uwaga z mojej strony: ceny dodatków, które wymieniłem w tekście pochodzą z polskiego konfiguratora ale dla wersji 40 S line i nie wiem jak będą wyglądały, gdy trafi do niego szczytowa 50-tka z gekonem.

Dla kogo jest to auto? Na pewno dla kogoś, komu VW i Skoda wydają się zbyt plebejskie, chociaż o dziwo Audi nie odstaje od nich cenowo tak jak by to mogło nam się wydawać. Na pewno Audi ma też bardziej tradycyjne wnętrze, co miłośnicy marki na pewno docenią.

O zaletach aut elektrycznych pisałem już kilka razy. Co ciekawe Q4 e-tron to siedemnaste auto, które mogłem wypróbować w tym roku i jednocześnie siódme elektryczne. To coś znaczy, prawda? Krótka przejażdżka najmocniejszą wersją Q4 e-tron 50 quattro tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że elektryków nie ma co się bać, a nawet można czerpać przyjemność z jazdy autem na prąd.

Na pewno e-tron GT daje jej o wiele więcej i może kiedyś uda mi się również to auto wypróbować...

Za możliwość wypróbowania auta dziękuję Auto Group Polska / Audi Wrocław. Więcej zdjęć znajdziecie na Facebooku i Instagramie.


czwartek, 26 sierpnia 2021

Eventy: Tasty Ride – First Drive

Odkąd człowiek zaczął podróżować nauczył się czerpać przyjemność z tejże podróży. Bez znaczenia w jaki sposób się przemieszczamy, podróż może być i często jest dla nas czystą przyjemnością. Pamiętacie samotnego kowboja, swobodnego jeźdźca, Gumową Kaczkę czy nawet Mad Maxa? Bo dla nich wszystkich droga była celem samym w sobie.

Osobiście również jestem zdania, że nie powinno się ją sprowadzać do bezdusznego przemieszczenia się z punktu A do B i jeszcze bardziej powinniśmy skupić się na tym jak i czym tą drogę pokona.

Dlatego niezwykle popularne stały się wspólne wyjazdy w celu pokonania malowniczych i jednocześnie wymagających tras, które pozwalają w pełni wykorzysta walory naszych samochodów oraz umiejętności osób nimi kierujących. Przekłada się to bezpośrednio na satysfakcję z pokonania skrupulatnie zaplanowanej wcześniej drogi i zadowolenia z samej jazdy.

Niedawno odbył się pierwszy (i raczej nie ostatni) event na Dolnym Śląsku przygotowany mniej więcej w tej konwencji, który adresowany był do miłośników samochodów potrafiących czerpać przyjemność z jazdy i dzielić się nią z innymi.

Tasty Ride - First Drive, bo o tym wydarzeniu chciałbym Wam dzisiaj opowiedzieć, zostało przygotowane przez grupę organizatorów pasjonatów, którzy dobrze wiedzą z czym to się je i mają doświadczenie w tego typu przygodach i nie tylko.

Wszystko zaczęło się od przedpołudniowej zbiórki na parkingu Audi Wrocław, gdzie uczestnicy mogli przybić przysłowiowe piątki, posilić się przed podróżą i wypić kawę w podstawionej na tą okoliczność mobilnej gastronomii, a w międzyczasie przyjrzeć się z bliska i przejechać modelami elektrycznymi Audi e-tron. Dokładnie tego samego dnia do wrocławskiego przedstawiciela Audi zawitał roadshow promujący elektryfikację producenta z Ingolstadt. Można było przyjrzeć się całej gamie elektrycznych audi, od najnowszego Q4 e-tron, przez e-trona, aż po e-trona GT. O tym jednak napiszę więcej w kolejnym wpisie.

W międzyczasie organizatorzy przygotowali nasze auta do trasy poprzez umieszczenie na nich okolicznościowych naklejek z numerami "startowymi", a foto i video reporterzy zebrali conieco materiału. Oczywiście numerowanie aut nie miało na celu wzbudzenie elementu rywalizacji, ale raczej identyfikację uczestników, którzy mieli później przemieszczać się w grupie, a także dla fotografów, pomagając im w ten sposób wyłapać "swoich" z tłumu.

Po mniej więcej dwóch godzinach wyjechaliśmy z parkingu Audi Wrocław celem przebicia się przez centrum miasta w stronę Gór Sowich i Stołowych, jak się później okazało. Plan eventu zakładał przejazd przez najbardziej popularne wśród car spotterów miejsce we Wrocławiu, czyli Plac Solny. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom wśród aut biorących udział w wypadzie nie było typowych supercarów (chyba najbliżej do nich miały 911 GT3 RS i Cayman GT4) więc w zasadzie punkt ten można było sobie odpuścić. Kawalkada ponad dwudziestu aut skutecznie przyblokowała bowiem ten popularny turystyczny deptak. Na szczęście jednak nikomu nie utrudniliśmy życia aż tak bardzo, żeby wyraził swoją dezaprobatę wobec tego typu "blokady".


Przejazd przez miasto we wczesnopopołudniowych sobotnich godzinach rozczłonkował grupę na tyle skutecznie, że trzeba było stworzyć dodatkowy checkpoint na parkingu przy centrum handlowym na obrzeżach miasta. Na szczęście wszystkim udało się tam dotrzeć w krótkim czasie i mogliśmy ruszać dalej.

Dużym ułatwieniem była apka z walkie-talkie, która pomogła zachować komunikację w grupie w czasie rzeczywistym, co przydało się kilka razy, gdy ktoś nieopatrznie pomylił drogę. Ponadto organizatorzy z każdym etapem ujawniali nam kolejne cele dzieląc się trasą zapisaną w mapach Google co dodawało pewnego elementu tajemniczości tej naszej wyprawie.

Po opuszczeniu Bielan Wrocławskich kolejne 30 kilometrów pokonaliśmy starą droga numer 8, która raczej do bezstresowych i przyjemnych nie należy, ale nie było innej opcji dostać się do trasy, która była celem naszej podróży. W Łagiewnikach skręciliśmy na Dzierżoniów i dalej na Pieszyce, w międzyczasie dowiadując się, co będzie naszym pierwszym celem. Jak się okazało jedziemy na Przełęcz Jugowską.

Ta przełęcz zlokalizowana w Górach Sowich ma wysokość 805 m.n.p.m. i prowadzi na nią bardzo fajna kręta i wąska droga, która dodatkowo prowadzi przez las. Praktycznie na sam szczyt przełęczy można wjechać autem, a na zlokalizowanym tam parkingu zaplanowano nieco dłuższą przerwę, którą można było przeznaczyć na rozprostowanie kości, rozmowę, toaletę czy nawet krótki spacer, zaś organizatorzy mieli czas na realizację kilku ujęć z drona.


Wspomnę tylko, że auta "techniczne" wcale nie były przypadkowymi samochodami. Pilotem grupy było Mini JCW GP, za auto fotoreporterów służył Jaguar I-Pace, którego osiągi pozwalały reporterom skutecznie lawirować między autami zarówno w peletonie, jak i w ogonie naszej grupy. Kamerzysta zaś najczęściej podróżował otwartym Abathem 124 Spider.

Skoro już jesteśmy przy autach, to wymieńy co z nami jechało. W grupie prócz wspomnianych już dwóch Porsche i "safety carów" mieliśmy jeszcze: GR Yarisa, i30N Performance, Jaga F-Type, Lex IS220d, AMG C63s, Audi S3 Sportback RS3, RS5 Sportback, TT quattro, B4 coupe, C7 avant, czy też zmodzone B7 avant (jak widać Audi dominowało), no i oczywiście mojego najmniej rasowego Leona :P

Wracając do naszej podróży, po przerwie na Przełęczy Jugoskiej wystartowaliśmy do kolejnego OeSa, który wiódł przez Nową Rudę i Radków wprost na odcinek drogi numer 387 biegnącej tuż obok Szczelinca Wielkiego aż do Kudowy Zdrój. Droga ta okazała się być równie dobra, o ile nawet nie lepsza od tej, która zawiodła nas na Przełęcz Jugowską. Dziesiątki zakrętów, równa nawierzchnia i lokalizacja praktycznie na granicy parku narodowego pozwoliła w pełni czerpać z niej przyjemność. Owszem, należało po drodze uważać na turystów, których w ten pogodny sierpniowy weekend nie brakowało w tych rejonach, ale mimo temu drobnemu ograniczeniu frajda z pokonania wspomnianej trasy była przednia. Ba, nawet wystająca gałązka, która schłostała Leona i GR-a nie była w stanie zmazać nam banana z twarzy.

Po drodze minęliśmy rozmieszczonych w strategicznych punktach fotografów, którzy utrwalili auta uczestników w dynamicznie pokonywanych zakrętach w tych jakże pięknych okolicznościach przyrody. Po tym etapie, niejako na ostudzenie silników, hamulców i emocji kawalkada niespiesznie przetoczyła się przez turystyczną część Kudowy, zwracając na siebie uwagę i wzbudzając aprobatę postronnych obserwatorów (a to głównie za sprawą wydechu i30N).

Ostatni przystanek miał miejsce w Kudowie, gdzie po krótkim zgrupowaniu większość uczestników udała się w kierunku Czarnej Góry na kolację podsumowująca event. Ja niestety musiałem z powodów osobistych wracać z Kudowy wprost do Wrocławia, więc nie napiszę zbyt wiele o tym etapie, ale sądząc po relacjach uczestników ta cześć trasy również była trafiona w punkt.

Podsumowując plusy i minusy pierwszej jazdy z Tasty Ride:

+ część statyczna na parkingu dealera

+ ciekawe trasy o optymalnej długości i ilości przerw

+ brak spiny podczas tripu, bezpieczeństwo #1

+ dobra organizacja i nadzór nad grupą w trakcie podróży

+ naklejki „startowe”, które są ciekawą pamiątką na aucie

- niepotrzebny lans na Solnym

- srebrne numery na wspomnianych lepach, przez co sąsiedzi pytają się, czy chcę sprzedać auto (to taki minus na siłę, bardziej przyczyna zabawnych sytuacji)

Trasa Transfogarska w Ruminii, Droga Trolli w Norwegii, czy alpejskie przełęcze Stelvio i Furka mogą jeszcze poczekać. Poznajmy najpierw dobrze swoje podwórko, które również kryje wiele tajemnic i tras do poznania. Mam nadzieję, że do zobaczenia na kolejnych trasach #tastyride.

Na sam koniec odnośniki do kont na Instagramie.

Organizatorzy: @tastyridepl @pablobios @projectcarpl @curlyroadpl @berettowa @whatkonradsees

Foto i video: @carrafal @_vex_en_ @zorzafilms @project_abarth124 @pios_ap

Uczestnicy: @d1_c63 @vip_gablota @holyshift_wear @dand.mpa @__xkoko__ @maty480 @rs5_misano_red @rator_rs @mojajazda

Patronat: @autogrouppolska

Jeśli kogoś pominąłem (lub mam usunąć z listy) bądź popełniłem jakiś błąd w relacji proszę o informację, natychmiast to poprawię :)

Więcej zdjęć z Tasty Ride - First Drive znajdziecie na Facebooku i Instagramie.

środa, 18 sierpnia 2021

Premiera: RAM 1500 TRX i Corvette C8 w Hornet Wrocław

Pamiętacie scenę finałową z filmu „Jurassic Park”? Tą w której w głównym holu budynku dla zwiedzających potężny tyranozaur rex rozprawia się z dwoma raptorami? Przypomniała mi się ona, gdy tylko nadarzyła się okazja zobaczyć i dotknąć najnowszego i najsilniejszego RAM-a, którego możemy w chwili obecnej kupić w oficjalnej sieci sprzedaży tej amerykańskiej marki.

Jak już kiedyś wspominałem covidowa rzeczywistość zmieniła radykalnie sposób prezentacji nowych modeli samochodów. Tradycyjne targi i salony praktycznie odeszły już w zapomnienie, ustępując pola premierom online i road tripom, które w uproszczeniu można by nazwać objazdowymi prezentacjami.

Z taką premierą zawitał ostatnio do wrocławskiego Horneta RAM 1500 TRX. Hornet to firma, która prócz bycia dealerem Opla trudni się również sprzedażą amerykańskich samochodów z prawdziwego zdarzenia. W ofercie Hornet Exclusive możemy znaleźć zarówno pickupy full-size, jak i kultowe muscle cary oraz ogromne amerykańskie eSjUVi i limuzyny spod znaku Cadillaca. Dla fanów amcarów prawdziwy sklep z marzeniami. Przy okazji premiery TRX'a, która niespodziewanie została okraszona prezentacją drugiej rynkowej nowości zza oceanu, odwiedzający mogli podziwiać dodatkowo kilkanaście innych samochodów, z których każdy na swój sposób mógł zapierać dech w piersi miłośnika prawdziwej motoryzacji i co najważniejsze, praktycznie każdy był do kupienia.

Zacznijmy jednak od głównego bohatera tego dnia, którym był RAM 1500 TRX. Jest to pick-up formatu full size, czyli największych rozmiarów, co wcale nie jest przesadą. Do tego drogowego mastodonta się nie wsiada, do niego się wręcz wspina. Mając 180 centymetrów wzrostu nadal byłem zbyt niski, żeby z niego wysiąść i ni mniej ni więcej, po prostu z niego wyskakiwałem. Więc te dowcipy o stołeczku na sznureczku używanym do wejścia „na pokład” amerykańskiego fulla wcale nie są przesadzone.

Ameryka kocha duże rozmiary, a pickupy to najbardziej popularne auta na tym kontynencie. Mogą one z powodzeniem pełnić rolę zarówno auta rodzinnego, samochodu do prowadzenia biznesu, czy w końcu uprawiania sportu i wszelkiego rodzaju hobby. Mając pięcioosobową kabinę z dwoma parami drzwi możemy cieszyć się z podróży tym autem w gronie rodziny lub znajomych, a na pakę w tym samym czasie załadować ziemniaki (na frytki oczywiście), quada, czy chociażby materiały budowlane na naszą nową altanę.

No dobrze, ale może wystarczy już tego teoretycznego wstępu i przyjrzyjmy się w końcu RAM-owi 1500 TRX.

Jest on duży, ten akurat był czerwony i bez wątpienia robi niemałe wrażenie. Nie wiem, czy sobie zdajecie z tego sprawę, ale RAM ma maskę na wysokości dachów typowych osobówek. Ma on 5,9 metra długości, ponad 2,2 metra szerokości i nieco powyżej 2 metrów wysokości. Nawet S klasa i 7er w longu są o ponad pół metra krótsze od RAM-a 1500.

Do tego mamy agresywny wygląd, poszerzone nadkola, dodatkową „chrapę” powietrza na masce, w której ukryto trzy obrysówki normalnie znajdujące się na dachu, tuż nad przednią szybą, czy w końcu czarny przód, przypominający mi pysk pitbula. Nie da się ukryć, że TRX grzecznym autem nie jest.

Wygląd zapowiada to, co możemy znaleźć w TRX-ie po uniesieniu maski. Wepchnięto tam bowiem silnik Hellcat V8 Hemi o pojemności 6,2 litra... Nie, to nie pomyłka, to 6,2 litra! Potrafi on wygenerować moc 702 KM i maksymalny moment obrotowy 881 Nm. Dzięki temu kolos ten jest w stanie przyspieszyć do setki w 4,5 sekundy, ćwierć mili robi w 12,9 sekundy oraz może pędzić z prędkością maksymalną 190 km/h. To nie jest torpeda, to prawdziwy pocisk balistyczny.

Niestety na ostudzenie emocji skutecznie działa cena RAM-a 1500 TRX, która w naszym kraju kształtuje się na poziomie 800 000 PLN-ów. Tak, wcale się Wam nie przewidziało – osiem tysięcy banknotów stuzłotowych!!!

Drugą nowością, którą tego dnia mogliśmy podziwiać w Hornet Wrocław była Corvetta C8 w perłowo białym kolorze, wyposażona w dodatkowy pakiet Z51 Performance.

Z ósmą generacją Corvette Chevrolet zmienił całkowicie koncepcję swojego sportowego auta. Silnik powędrował bowiem za kabinę pasażerską, przez co z przodu pozostała nam chyba jedyna dostępna przestrzeń bagażowa bo za umieszczonym centralnie silnikiem wygospodarowano miejsce jedynie na panele dachowe. Jeśli jeszcze nie zauważyliście, to nowy Stingray tak naprawdę jest autem typu targa.


Jeśli TRX-a porównałem do pocisku balistycznego, to C8 mogę spokojnie nazwać myśliwcem F22. Jest on ostro narysowany, przez co sprawia bardzo dynamiczne i zarazem lekkie wrażenie. Owszem, puryści powiedzą, że to już nie jest prawdziwa korweta, ale ja nadal widzę w C-ósemce elementy jednoznacznie wskazujące na przynależność do rodziny.

Ósmą Corvettę napędza silnik V8 Small Block LT2 o pojemności takiej samej jak w TRX, czyli 6,2 litra. Generuje on moc „tylko” 475 KM i 637 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Nowa Corvetta przyspiesza dzięki temu od 0 do 100 km/h w czasie około 3 sekund i jest w stanie jechać z prędkością maksymalną sięgającą 300 km/h.

Cena? 640 000 PLN. Zatem pomimo wrażenia jakie robi, Corvetta jest słabsza i tańsza od opisywanego wcześniej pick-upa!

Pora opuścić salon wystawienniczy Hornet Exclusive i wyjść przed budynek, gdzie można było zobaczyć ekspozycję pozostałych aut będących w ofercie wrocławskiego dystrybutora amerykańskich snów. Gdzie się człowiek nie obrócił tam jeszcze szerzej się uśmiechał. Po kolei postaram się Wam pokazać, co takiego się tam „prężyło”.

Zacznijmy więc może od dwóch egzemplarzy Dodge Durango R/T w wersji Blacktop.

Pierwszy to prawdziwy „szaraczek”, pod maską którego ukryto motor 5,7-litra Hemi V8 o mocy 365 KM i maksymalnym momencie obrotowym 529 Nm. Prędkość maksymalna tego auta to „skromne” 233 km/h, przyspieszenie 0-100 km/h zajmuje mu nieco powyżej 7 sekund, a napęd trafia na wszystkie cztery koła poprzez 8-biegową przekładnię automatyczną. Aha, no i z całą pewnością kolor o przesympatycznej nazwie Destroyer Gray robił dodatkową robotę w tym aucie. Cena? 360 000 PLN, i mamy tu na myśli nowe auto A.D. 2021.

Obok szarego Durango R/T stał drugi egzemplarz z takim samym konfigiem, przynajmniej jeśli chodzi o układ napędowy, ale już w kolorze perłowej bieli (że niby taki niewinny). To auto wyceniono na 380 000 PLN.


Za Durango „przycupnął” sobie prawie nowy Cadillac Escalade, czyli SUV nad SUVy (no może jedynie poza wersją ESV). Co napędzało tego Caddy-ego w wersji Platinum? Skromne V8 o pojemności 6,2-litra, mocy 426 KM i maksymalnym momencie obrotowym 623 Nm. Napęd oczywiście 4x4, a do tego 8-biegowy automat i setka na prędkościomierzu po 7 sekundach od startu. To wszystko w aucie o aerodynamice przysłowiowej cegły za cenę nieco poniżej 430 000 PLN.


Odwracając głowę o 180 stopni nasz wzrok trafiał na demonstracyjnego RAM-a z namiotem Yakima zamontowanym na stelażu nad przestrzenią ładunkową oraz dedykowanymi boxami firmy Decked – tak zwanym Truck Bed Storage System. Oba te akcesoria zdecydowanie podniosły już i tak wysoką użyteczność pick-upa z baranem w logo.


Tuż obok można było podziwiać lekko stuningowanego RAM-a 1500 Laramie Night i Chevroleta Silverado, oba z podwójnymi załogowymi kabinami. Pojazdy te wyposażono w akcesoria sygnowane logo Carlex Design, które ograniczały się póki co do belek progowych, orurowania za kabiną pasażerską oraz zmienionych felg. Na „plecach” obu aut umieszczono motocykle crossowe firmy KTM, których sprzedażą po sąsiedzku zajmuje się jeden z partnerów eventu.


Cena RAM-a po zabiegach Carlex Design to niecałe 470 000 PLN.


Po drugiej stronie ulicy zaparkowało w rzędzie aż pięć RAM-ów 1500. Cztery z nich to najnowsze wersje w edycji Laramie Night z czterodrzwiową kabiną Crew. Wszystkie one były napędzane oczywiście przez silniki 5,7-litra V8 Hemi o mocy 401 KM i maksymalnym momencie obrotowym 556 Nm. Uwaga, nie wiem czy wiecie, ale nowe RAM-y można kupić z instalacją LPG i pneumatycznym zawieszeniem!



Dwa z wystawionych egzemplarzy (czerwony i czarny) wyposażono ponadto w RAM boxy, czyli specjalne i mega przydatne zamykane schowki w bocznych ścianach przestrzeni ładunkowej. Sama zaś przestrzeń bagażowa wyposażona była w szereg przydatnych rozwiązań jak na przykład regulowaną przegrodę, czy też roletę zasłaniającą jej zawartość.


RAM-y te wyceniono na kwoty od nieco ponad 400 do 450 tys. PLN.

Tuż za czterema egzemplarzami najnowszej generacji pick-upów RAM postawiono auto, które reprezentowało jego poprzednie wydanie, które nadal jest oferowane w sprzedaży jako RAM Classic. Tutaj również mogliśmy zobaczyć kabinę załogową Crew Cab, a samochód napędzał ten samym motor co w „młodszych braciach”. Oczywiście cena Classica jest zdecydowanie niższa i oscyluje w granicach 300 000 PLN.

Nie muszę chyba dodawać, że wszystkie pięć wspomnianych RAM-ów miało napęd na cztery koła i automatyczne skrzynie biegów.

Za RAM-ami stały sobie „skitlesy”, czyli amerykańskie muscle cary i samochody sportowe spod znaku Dodge, Forda i Chevroleta w kontrastujących ze sobą kolorach.

Wśród zgromadzonych aut znalazł się między innymi Dodge Charger R/T z pakietem Scat Pack Widebody wykończony pięknie kontrastującą lamówką przedniego splittera w kolorze fuksji.

Pod jego maską znalazł się silnik 6,4-litra Hemi V8 o mocy 492 KM i maksymalnym momencie obrotowym 644 Nm. V-max tego „dzikusa” to około 280 km/h, a czas przyspieszania do setki jedyne 4,4 sekundy. Napęd na tył przekazywany jest przez 8-biegową przekładnię automatyczną. Cena nówki sztuki: 370 000 PLN.


Tuż za „ładowarką” stał czerwony Ford Mustang Fastback z 2018 roku. Napędzany silnikiem V8 o pojemności równych 5 litrów miał moc 450 KM, automatyczną skrzynię biegów (a jakże) i napęd na tylne koła. Został on wyceniony na 200 000 PLN.

Kolejnym „cukiereczkiem” w rządku był Challenger R/T 392 również z poszerzającym nadwozie pakietem Scat Pack Widebody. Silnik w nim zamontowany to V8 Hemi o pojemności 6,4 litra i mocy 492 KM.


Jego konkurentem z koncernu General Motors był zaparkowany obok Chevrolet Camaro ZL1, z motorem Small Block V8 o pojemności 6,2 lita, mocy około 640 KM i momencie obrotowym sięgającym budzące respekt 868 Nm.


Kontynuując sagę Chevroleta trafiliśmy obok na czerwone Corvette C7 Stingray w limitowanej edycji Grand Sport, która pod maską również miała Small Block-a V8, tym razem w wersji LT1. Wygląda na to, że 6,2 litra to chyba standardowa pojemność amerykańskich aut do zabawy, a ten konkretny egzemplarz miał moc 460KM.


Za czerwonym C7 znajdowała się żółta korweta tej samej generacji, ale tym razem w wersji Z06 z silnikiem LT4, który cechuje się mocą maksymalną 650KM i moment obrotowym sięgającym aż 881Nm


I to by było na tyle jeśli chodzi o amerykańską motoryzację zgromadzoną w te piątkowe sierpniowe popołudnie w Hornet Exclusive we Wrocławiu.

To jednak nie był koniec wrażeń przygotowanych na ten dzień. Na sam deser zostawiłem jeszcze dwa auta „doprawione” przez Carlex Design. Co potrafi zrobić z autem ta firma z Czechowic-Dziedzic przechodzi czasem najśmielsze wyobrażenia.

Mogliśmy tego dnia zobaczyć dwie kreacje wyczarowane przez Carlex Design. Pierwszą była współczesna interpretacja GMC Vandura Drużyny A, czyli salonka Ford Transit Custom X Final Edition.



Drugim autem był niemniej efektowny Hyundai Santa Fe Urban Edition, czyli pokaz tego jak bardzo można odjechać stylem tego już i tak ciekawego wystylizowanego auta, w pozytywnym tego słowa znaczeniu oczywiście.

Nad wszystkim czuwał Highway Patrol pod postacią kultowego wręcz Forda Crown Victoria Police Interceptor.

Chyba zapodam sobie dziś wieczorem raz jeszcze klasyka, jakim bez wątpienia jest już film pod tytułem „Jurassic Park”. Jeśli macie ochotę zobaczyć prawdziwe drogowe bestie (niekoniecznie dinozaury, które jak wiemy już wymarły) to ze spokojnym sumieniem mogę zaprosić Was do odwiedzenia salonu Hornet Exclusive we Wrocławiu, przy ulicy Jana III Sobieskiego. Pozdrawiam.

Więcej zdjęć z premiery RAM-a 1500 TRX i Corvetty C8 znajdziecie na Facebooku i Instagramie.