Pokazywanie postów oznaczonych etykietą seat. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą seat. Pokaż wszystkie posty

środa, 9 lutego 2022

Nr 55: 2021 SEAT Arona 1,0 TSI 110 KM MT6 Xperience

Jak masz na imię?

Na imię jej Arona, tak samo jak miasto na Teneryfie, wyspie wchodzącej w skład archipelagu Wysp Kanaryjskich, a to dlatego, że pomysły na nazwy dla kolejnych modeli SEAT od lat czerpie z geografii swojej ojczyzny, którą jest Hiszpania.

Arona zadebiutowała jesienią 2017 roku na salonie samochodowym we Frankfurcie. Została zbudowana na płycie podłogowej MQB-A0, którą dzieli w koncernie VW z innymi autami segmentu B: SEATem Ibizą, VW Polo, T-Cross i Taigo (debiut na rynku wkrótce), nową Fabią i Kamiqiem od Skody, czy w końcu z Audi A1, które należy już do aut segmentu premium.

Arona musiała powstać ponieważ moda na crossovery rozlała się na praktycznie wszystkie segmenty rynku. Obecnie każdy szanujący się producent ma auta tego typu w swojej ofercie, a w ostatnim roku miałem okazję przetestować trzy konkurencyjne konstrukcje, co zdecydowanie pomoże mi w obiektywnej ocenie samochodu z fabryki w Martorell.

Crossovery segmentu B zastąpiły praktycznie wszystkie znane nam do niedawna wersje nadwoziowe subkompaktów. Najpierw zajęły one miejsce małych kombi, czego najlepszym przykładem jest właśnie Arona wypełniająca lukę w ofercie SEATa po Ibizie ST poprzedniej generacji. W drugiej kolejności crossovery zastąpiły minivany segmentu B, a teraz coraz częściej mówi się o tym, że przejmują również rolę małych aut o sportowym charakterze. Czyżby auta idealne? Sprawdzimy.

Chciałbym Wam dzisiaj zaprezentować SEATa Arona po face liftingu, który zafundowano temu autu wiosną 2021 roku, a do seryjnej produkcji wdrożono jesienią, już jako model roku 2022. Taką właśnie Aronę w topowej (poza FR) odmianie Xperience miałem okazję przetestować w ostatnim czasie. Jednocześnie była to chyba najświeższa demówka jaka dotychczas trafiła w moje ręce, bowiem Arona miała niespełna 180 kilometrów przebiegu.

Pokaż no mi ty się

Tak zawsze mawiają babcie tuż przed uszczypnięciem w policzek i sympatycznym (według nich przynajmniej) potrząśnięciem twarzy swojego wnuczęta. Oczy zmrużone jak ten wnuczek właśnie ma nasza Arona, ale bynajmniej nie jest to przytyk w jej kierunku ponieważ design tego auta jest naprawdę udany. Co prawda wywodzi się on jeszcze z poprzedniego nurtu stylistycznego SEATów (patrz Leon 5F i Ateca), ale wspomniany lifting zdecydowanie odświeżył wygląd auta i pozwolił mu nadal prezentować się atrakcyjnie wśród często młodszych konkurentów.

Jak już wspomniałem, do dyspozycji została mi oddana wersja z górnej półki, którą cechują dodatkowe pseudo off-radowe, czy może bardziej lifestylowe akcenty. Xperience ma być z założenia wersją, która nie będzie się bała zjechać z asfaltu i z powodzeniem zawiezie nas leśną ścieżką na piknik poza miastem. Jeśli zgodzicie się ze mną, że wygląd zewnętrzny Arony w tej wersji jest naprawdę atrakcyjny, to czegóż można chcieć więcej od auta tej klasy?

Wizualnie Arona po liftingu jeszcze bardziej zyskała na stylu i zadziorności, ale co stanowi o szczególnej atrakcyjności tego konkretnego egzemplarza? Na pewno najdroższy z dostępnych lakierów noszący nazwę Dark Camouflage (obrazowo mówiąc coś pomiędzy grafitem i ciemną zielenią), który zestawiono z kontrastowym dachem i bocznymi lusterkami w bieli Candy White. Wygląda to świetnie i te dwa kolory po prostu do siebie pasują. Z tyłu mamy delikatnie przyciemnione szyby, które przynajmniej według mojej oceny również wpadają w nieco zielonkawy odcień. Wersję Xperience można łatwo rozpoznać po srebrnym dekorze na tylnym słupku z wystylizowaną literą „X”, który w subtelny sposób rozdziela dwie główne barwy nadwozia. Srebrne wstawki znajdziemy również w dolnych partiach przedniego i tylnego zderzaka, których zadaniem jest nadawanie autu bardziej terenowego charakteru, a także na relingach dachowych, które w tej wersji wyposażeniowej również są matowo srebrne.



Z przodu dostrzec można jeszcze jeden element wprowadzony wraz z faceliftingiem Arony. To okrągłe halogeny z funkcją doświetlania zakrętów, które są co prawda opcjonalnym dodatkiem (kosztującym niewiele, o tym później), ale zdecydowanie podnoszą prezencję całego auta. Dzięki nim Arona przypomina mi nieco Skodę Yeti sprzed jej liftingu, która również miała okrągłe elementy świetlne poniżej głównych reflektorów i wzbudzała we mnie w swoim czasie niemałą sympatię. Z tyłu zaś poliftingową Aronę najłatwiej rozpoznacie po emblemacie z nazwą modelu pisaną nową czcionką SEATa, która zadebiutowała bodajże z Leonem aktualnej generacji.

Arona pomimo tego iż jest autem segmentu B wygląda bardzo dojrzale. Jeśli można jej sylwetkę porównać z jakimś innym autem, to patrząc z profilu widzę w niej pewne podobieństwo do Volvo XC40, co akurat należy traktować jako zaletę, a w muskulaturze można znaleźć dalekie odwołania do chociażby Range Rovera Evoq... Przynajmniej ja to tak widzę.

Bez wątpienia Arona to bardzo charakterne i spójne stylistycznie auto. Na pewno potrafi swoją urodą skraść serca przedstawicielek płci pięknej, a nie będę ukrywał, że i facetom może się ona po prostu podobać. Jak to mawia moja 10-letnia córka „jest cute” i tyle.

SEAT Arona Xperience wyjeżdża z fabryki na 17 calowych alufelgach Dynamic z oponami 205/55, a za dopłatą możemy ją doposażyć w obręcze 18-calowe. Z praktycznego punku widzenia nie mogę nie wspomnieć o elementach z czarnego tworzywa sztucznego, które jak to w SUV-ie, czy może bardziej crossoverze przystało, otaczają całe nadwozie w jego dolnych strefach. Cieszy mnie, że zadbano również o osłonę rantu nadkoli na całej ich długości, co pozwoli nam uniknąć typowych parkingowych obtłuczeń spowodowanych przez nieumiejętne otwieranie drzwi w aucie parkującym obok naszego „cukiereczka”.

Wymiary nadwozia Arony to odpowiednio: długość – 4154 mm, rozstaw osi 2566 mm, szerokość 1780 mm, szerokość z lusterkami 1942 mm, wysokość 1537 mm.

Wszyscy powtarzają, że liczy się wnętrze

Ktoś powie, że użytkując na co dzień Leona poprzedniej generacji, w Aronie powinienem odnaleźć się bez problemu. Rzekłbym: i tak, i nie. Owszem, znajoma wydaje mi się gruba, mięsista i obita skórą kierownica, kojarzę dobrze te zegary, czy chociażby dźwignię zmiany biegów dobrze układającą się w mojej dłoni.

Są jednak i różnice. Po pierwsze wyświetlacz w konsoli środkowej serwuje nam całkiem nowe, rozwinięte o całe lata świetlne oprogramowanie, w którym trzeba się po prostu odnaleźć. Po drugie, pomiędzy fotelami jest coś, co przypadnie do gustu wszystkim lubiącym poślizgać się zimą po zamkniętych placach oczywiście, a mianowicie klasyczna dźwignia hamulca pomocniczego. O nasz komfort w mniej sprzyjające pogodowo dni zadba dodatkowy pakiet zimowy, w skład którego wchodzą podgrzewane fotele z przodu oraz grzane lusterka boczne, a także fotele regulowane na wysokość. Latem zaś z pewnością przyda się dwustrefowa klimatyzacja automatyczna Climatronic z filtrem AirCare.


Wspomniany przed chwilą ekran obsługi systemów pokładowych znajduje się u szczytu konsoli środkowej, ma przekątną 9,2 cala i skierowano go delikatnie w stronę kierowcy, co zawsze dostrzegam i sobie chwalę. Auto wyposażono w nawigację, która bardzo szybko reaguje i w przejrzysty sposób informuje nas o drodze do obranego celu. Po wybraniu trasy naszej podróży możemy zmienić informacje wyświetlane na centralnym ekranie ponieważ podpowiedzi odnośnie kolejnych etapów mogą być również przekazywane na mniejszym, monochromatycznym wyświetlaczu ulokowanym pomiędzy zegarami. Aha, taka mała podpowiedź – wpisywanie adresu do wyszukiwarki w nawigacji należy zacząć od słowa „ulica”, „skwer” lub „plac”, bo wpisując sam jej / jego nazwę system nam tej lokalizacji po prostu nie odnajdzie. Oczywiście w Aronie mamy system Full Link, a cofanie ułatwia nam kamera, której obraz przekazywany jest również na duży ekran w desce rozdzielczej.


Poniżej, u dołu konsoli środkowej mamy poręczną półeczkę na portfel bądź telefon (niestety w tej wersji bez ładowarki), w której wnęce ukryto dwa gniazda USB nowego typu C.


Arona ma przewagę nad klasycznymi hatchbackami jeśli chodzi o wsiadanie i wysiadanie. Wyżej posadowione nadwozie sprawia, że do Arony się bardziej wchodzi, a nie przykuca, co dla wielu może być nieocenioną zaletą. Same drzwi otwierają się szeroko i są na tyle krótkie, że Aronę można całkowicie i szeroko otworzyć nawet w ciasnej uliczce, czy przesmyku pomiędzy budynkami, o czym miałem okazję przekonać się samemu.


Fotele są bardzo przyjemne w odbiorze, są wygodne i nie męczą w dłuższej podróży. Obszyto je dwukolorową materiałową tapicerką o nazwie Sano, którą znajdziemy również na boczkach drzwi przednich. Za taką inwestycję w poprawę ich jakości można Seatowi przybić przysłowiową piątkę. Co więcej, na wspomnianych boczkach znajdziemy również dekoracyjne listwy w kolorze Aran Green, które stanowią optyczne przedłużenie elementu biegnącego wzdłuż całej deski rozdzielczej. Pod nimi umieszczono jeszcze ambientowe podświetlenie drzwi, więc jak sami widzicie dzieje się w nich więcej niż by nam się mogło wydawać. Elementy we wspomnianym, ciemnozielonym kolorze znajdziemy również w konsoli między przednimi fotelami i na tapicerce oparć foteli. Muszę przyznać, że fajnie to ze sobą współgra i nawet nie rażą aż tak jednokolorowe, zdecydowanie bardziej plastikowe boczki drzwi tylnych. Zwłaszcza z punktu widzenia kierowcy nie będą się one rzucać w oczy.


Co jeszcze mamy z tyłu? Mamy kanapę przystosowaną do zamontowania dwóch fotelików z Isofix lub Top Tether, którą cechuje stosunkowo duża długość siedzisk, co może mieć znaczący wpływ na poprawę komfortu podróżowania w dłuższych trasach. Owszem, może się to wiązać z ograniczeniem przestrzeni na nogi, zwłaszcza jeśli z przodu usiądzie osoba o pokaźnym wzroście, ale nie czarujmy się, Arona będzie idealnym autem dla rodziny 2+2, która okazjonalnie tylko opuszcza wielkomiejską dżunglę lub przedmieścia dużej aglomeracji. Oparcie tylnej kanapy jest dzielone i składane, ale zabrakło w niej niestety otworu do przewożenia dłuższych przedmiotów.

Gdy już nasza przysłowiowa rodzina uda się na „polowanie” do supermarketu, z pewnością zaskoczy ich pojemność bagażnika. W tym poniekąd niewielkim aucie udało się wygospodarować aż 400 litrów podstawowej objętości przestrzeni bagażowej. To tyle ile można spotkać w kompaktach, czyli autach o klasę większych.

Podłogę bagażnika możemy ustawić w dwóch wysokościach, a pod nią znajduje się dodatkowo płatne (również niewiele) koło zapasowe i lewarek. Sama klapa bagażnika podnosi się wysoko i człowiek o przeciętnym wzroście nie powinien się martwić o swoją głowę podczas sięgania po coś lub wkładania czegoś do wspomnianego bagażnika.


No dobrze, ale czy Arona ma jakieś minusy jeśli chodzi o wnętrze? Pomyślmy... Tak, jest coś takiego. Chodzi o podświetlenie okrągłych kratek bocznych nawiewów w desce rozdzielczej. Nie razi ono kierowcę, ale w czasie nocnej jazdy odbija się w bocznych szybach utrudniając nieco obserwację tego, co pokazują nam boczne lusterka. Myślę, że ten punkt warto w przyszłości poprawić.

Odpalamy i ruszamy

Trzymam w ręku dobrze mi znany, standardowy dla aut VW kluczyk typu scyzoryk z klasycznym grotem. Pierwsze zaskoczenie jest takie, że gdy łapię za klamkę mając go w kieszeni system Kessy automatycznie odryglowuje drzwi. Po chwili mamy drugie zaskoczenie, gdy chcąc uruchomić silnik. Wystarczy tylko nadusić przycisk start / stop i tyle. Mamy w Aronie swego rodzaju mariaż oldskulu z nowoczesnością. Ciekawe, nieprawdaż?

Pod maską testowanego egzemplarza zamontowano silnik o pojemności 1 litra (a dokładnie 999 cm3), trzycylindrowy, turbodoładowany, który osiąga moc 110 KM i 200 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Sprzęgnięto go z 6-biegową przekładnią manualną, ale możemy go mieć w parze również z 7-biegowym automatem DSG. Stopień niżej stoi ten sam motor ale zdławiony do 95 KM i współpracujący z 5-biegowym manualem, a po drugiej stronie skali znajdziemy oferowany tylko w usportowionej odmianie FR motor 1,5-litra TSI 150 KM ze skrzynią DSG7. Diesli w Aronie po liftingu nie uświadczymy, podobnie zresztą jak hybryd, nawet w wersji mild.

Muszę przyznać, że już 110-konny silnik z „manuelem” spokojnie dawał sobie radę z niezbyt ciężką przecież Aroną, ale motor 150 KM mógłby dać nam jeszcze więcej frajdy z jazdy. Oczywiście przekłada się to na cenę pojazdu, ale o pieniądzach napiszę więcej na końcu.

Arona jest bardzo fajnie wytłumiona, 17-calowe felgi to optymalny rozmiar kół łączący pewność prowadzenia z komfortem resorowania. Oczywiście nikt Aroną OES-ów nie będzie uskuteczniał, ale w codziennej dynamicznej jeździe Arona z opisywanym motorem i nastawami zawieszenia okazuje się być wystarczająca. Dodam jeszcze, że prezentowana Arona wyposażona była w systemy wspomagające kierowcę, takie jak asystent pasa ruchu Lane Assist, asystent hamowania z monitorowaniem odległości od poprzedzającego nas auta oraz wykrywaniem pieszych i rowerzystów Front Assist, tempomat i ogranicznik prędkości.

Producent podaje, że zgodnie z normą WLTP w trybie mieszanym Arona 110 TSI 6MT Xperience powinna zużywać jakieś 5,3 l/100 km i emitować przy tym CO2 na poziomie 120 g/km, spełniając oczywiście wymagania normy Euro 6. Tymczasem w ciągu 48h spędzonych razem pokonałem Aroną 350 km i w tym czasie zużyła ona 25,3 l/100 km, co daje nam średnią na poziomie 7,2 l/100 km, czyli blisko o 2 litry więcej od tego co deklaruje nam producent. Oczywiście po odpowiednim wjechaniu się w auto i z zastosowaniem przynajmniej podstawowych reguł eco-drivingu, da się spokojnie zejść do poziomu 6 l/100 km, dzięki czemu bak o pojemności 40 litrów zapewni nam zasięg na poziomie 600 km.

Producent podaje czas przyspieszania od 0 do 100 km/h w 10,3 sek., a prędkość maksymalną 190 km/h i szczerze powiedziawszy nie mam podstaw, by tym danym nie wierzyć. Auto jest naprawdę żwawe i przy ruchu miejsko-podmiejskim, jak i na przysłowiowej autostradzie wstydu kierowcy w żadnym wypadku nie przyniesie.

Money, money, money

Ile kosztuje Arona? Spójrzmy w oficjalny konfigurator (mała uwaga, ceny są to stan na Q1/2022).

Podstawowa, ale mimo wszystko nie wyglądająca biednie Arona Reference z silnikiem 1,0 TSI 95 KM i 5-biegowym manualem startuje od 79 300 PLN. Stojące o stopień wyżej Style, również z 95-konnym silnikiem kosztuje już 81 100 PLN, ale tutaj możemy wybrać dodatkowo 110-konne TSI z 6-biegowym manualem lub 7-biegowym DSG, co oczywiście wpływa na podniesienie ceny bazowej. Dalej jest Full LED (jak sama nazwa wskazuje od tego poziomu mamy w pełni LED-owe oświetlenie) z silnikami jak wyżej dostępne od 86 100 PLN i nasze Xperience, także z możliwością wyboru trzech wymienionych już układów napędowych, które kosztuje od 92 600 PLN. Na szczycie jest FR-ka z bardziej agresywną stylistyką (różnice widać chociażby po przednim zderzaku), której nie dostaniemy już z silnikiem o mocy 95 KM, ale za to możemy wybrać 1,5 TSI o mocy 150 KM ze skrzynią automatyczną DSG7. Top wersja kosztuje od 108 300 PLN, ale FR-a możemy mieć także z silnikiem 110 KM MT6 za kwotę już od 94 200 PLN.

Ile kosztuje prezentowana Arona? Jakieś 105 000 PLN, a cenę wyjściową wersji Xperience podniosły: dopłata do silnika 110 KM – 2 300 PLN, kolor nadwozia Dark Camouflage z dachem Candy White – 3 143 PLN, pakiet Vision Plus z asystentem parkowania, kamerą cofania i czujnikami z przodu i z tyłu – 3 626 PLN, pakiet zimowy – 1 693 PLN, dodatkowe okrągłe halogeny – 489 PLN, przyciemniane tylne szyby – 726 PLN, czy w końcu 18-calowe koło zapasowe – 354 PLN.

W cenie podstawowej wersji Xperience mamy 17-calowe alufelgi Dynamic, ale za dopłatą 2 200 PLN możemy je zamienić na rasowo wyglądające 18-calowe felgi Performance Machined. Możemy również dokupić między innymi tapicerkę Dinamica z elementami z ekoskóry i białymi przeszyciami za 1 451 PLN, wirtualny kokpit za 1 656 PLN oraz system BeatsAudio z 6 głośnikami i subwooferem za 2 417 PLN. Generalnie „dopchany na maksa” Xperience może kosztować nawet 128 000 PLN, a FR jeszcze 8 000 PLN więcej.

Bez dopłaty możemy za to otrzymać dach i lusterka zewnętrzne w kolorze nadwozia oraz usunąć oznaczenia modelu i wersji, pozostawiając tylko logo seata na masce i klapie bagażnika.


Czy to drogo? Na to pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć sam. Ja tylko napiszę, że cenowo Arona idealnie wpisuje się między mniejszą Ibizę, a kompaktowego Leona i chyba o to w tym wszystkim chodzi, żeby oferować auta dla każdego, zarówno ze względu na jego preferencje, upodobania, jak i zasobność portfela.

Co ważne, SEAT obecnie daje na swoje auta pięć lat gwarancji z limitem przebiegu do 150 000 km. Po tym czasie również nie pozostawia swoich klientów samym sobie i zabiega o ich względy, o czym sam miałem okazję się przekonać.

Podsumowując:

Dla kogo jest Arona? Najprościej jest powiedzieć, że „dla każdego”, ale ja widziałbym w niej młodego singla, ewentualnie parę, która lubi aktywnie spędzać czas i przywiązuje wagę do walorów estetycznych i użytkowych posiadanego auta. Na drugim biegunie umieściłbym osoby dojrzałe, które już odchowały swoje dzieci, ale są nadal młode duchem i chcą intensywnie przeżywać swoją drugą młodość, w czym radosna Arona na pewno im pomoże. Nie bez powodu pominąłem tutaj rodziny z małymi dziećmi, ponieważ dla nich lifestylowa Arona może okazać się po prostu zbyt mała. No chyba że będzie ona autem do typowo miejskich i podmiejskich zastosowań, przysłowiową królową miejskiej dżungli, a na dalsze wycieczki i wakacyjne wyjazdy wybierzemy jednak coś większego. Na przykład SEATa Tarraco.

Za użyczenie auta dziękuję SEAT Lellek Opole. Więcej zdjęć Arony znajdziecie na Facebooku i Instagramie, a krótki film o niej na Youtube.



czwartek, 14 maja 2020

Nr 25: 2017 Seat Leon 5F ST 1,4 TSI 125 KM Copa

1. Czym jest?

Trzecia generacja Seata Leona zadebiutowała w 2012 roku i powstała na platformie MQB, na której bazuje obecnie większość średniej wielkości modeli całej grupy VW. Co ciekawe jest to pierwsza generacja Leona, która oprócz pięciodrzwiowego hatchbacka jest oferowana także z nadwoziem trzydrzwiowym oraz jako kombi, które poniekąd zastąpiło modele Altea i Toledo III, które były blisko spokrewnione z Leonem drugiej generacji.

2. Jak wygląda?

Leon II był w swoim czasie najbardziej ekstrawagancko zaprojektowanym kompaktem. Gdy przyszła pora jego wymiany na nowy model, styliści mieli zapewne twardy orzech do zgryzienia. Jak zaprojektować auto, które zastąpi auto narysowane przez Waltera de'Silva? Osobiście uważam, że udało się podołać zadaniu, gdyż Leon 5F nadal pozostaje jednym z ciekawszych aut kompaktowych na rynku. Również w nadwoziu kombi udało się zachować dynamiczną i zgrabną sylwetkę, unikając częstego „przeciążania” optycznego tego typu nadwozia. Zespołem projektującym Leona trzeciej generacji kierował Alejandro Mesonero-Romanos, który odpowiadał w przeszłości między innymi za śliczne Renault Laguna Coupe.

Mój egzemplarz „przyszedł na Świat” 28 września 2017 roku w macierzystej fabryce Seata w hiszpańskim Martorell. Jego nadwozie pokrywa szary lakier metaliczny o nazwie Pirineos Grey (lub jak kto woli Grau), a wnętrze wykończono w standardzie Coffeeblack, czyli w czerni z grafitowymi wstawkami na desce rozdzielczej zdecydowanie ożywiającymi jej wygląd.

W standardzie Copa mamy 16-calowe felgi aluminiowe DESIGN 30/2 oraz srebrne relingi na dachu.

3. Jakie ma wnętrze?

Z minusów niewątpliwie należy wspomnieć o bardzo łatwo rysującej się szybce zegarów. Dotyczy to również dolnych partii deski rozdzielczej, boczków drzwi, słupków i progów, które są wykonane z twardego plastiku. Na szczęście środkowe i górne obszary deski rozdzielczej są już miękkie w dotyku, co zdecydowanie poprawia odbiór wnętrza, w którym jak wiadomo kierowca spędza najwięcej czasu. Jedyne, czego mi osobiście brakowało, to zamykanego schowka w konsoli środkowej lub pomiędzy fotelami, chociażby na przykład klapki lub roletki jakie występują w bliźniaczym Golfie siódmej generacji.

Ja swoim Leonem pokonałem w półtora roku równe 40 000 kilometrów ze średnią prędkością 58 km, co daje nam bite cztery tygodnie przebywania non stop za jego kierownicą. Więc raczej wiem, o czym mówię.

Bardzo przypadły mi do gustu pseudo kubełkowe fotele, które w pierwszej chwili mogą sprawiać wrażenie ciasnych, zwłaszcza dla ludzi „size+”, ale odwdzięczają wygodą w pokonywaniu dłuższych tras. Kolejną rzeczą, która zawsze w autach mi się podoba i podobać będzie, to zwrócenie konsoli środkowej ku kierowcy. Dzięki temu unika się refleksów świetlnych na dotykowym wyświetlaczu ulokowanym u szczytu konsoli, jak i umożliwia sięganie palcem do jego skrajnych prawych narożników bez potrzeby odrywania ramienia od oparcia fotela.

W tym miejscu chciałbym jeszcze raz wspomnieć o słabym materiale szybki zegarów. Bardzo łatwo się rysuje, więc trzeba zawczasu przygotować sobie ściereczkę z odpowiedniego materiału do utrzymywania jej w czystości i przejrzystości.

Jeśli chodzi o miejsce na tylnej kanapie, to byliśmy z rodziną mile zaskoczeni przestrzenią porównywalną do aut klasy średniej wyższej. Również bagażnik może się podobać. Zwłaszcza w wersji z dwupiętrową podłogą. Nawet wnęka na dojazdowe koło zapasowe znacząco nie uszczupla dostępnej przestrzeni. Co prawda brakuje w nim rozwiązań "simply clever” znanych chociażby ze Skody, a dynamiczna sylwetka z mocno pochyloną tylną szybą zmniejsza możliwości przewozowe Leona ST, to dla rodziny 2+2+pies miejsca będzie wystarczająco. Mocne pochylenie tylnej klapy powoduje również to, że po jej otwarciu podczas, a zwłaszcza tuż po opadach, deszczówka kapie nam do środka bagażnika. Kombi wypada bardzo dobrze pod względem bagażnika nie tylko w porównaniu z wersją hatchback, ale również z Seatem Ateca, którego można nazwać u-suv-ioną wersją Leona (zwróćcie uwagę na podobieństwo wnętrz obu aut).

4. Jak jeździ?

Benzynowy silnik 1,4 TSI drugiej generacji (na pasku) o mocy 125 KM to ostatni prawdziwy czterocylindrowiec, bez koła dwumasowego i systemu odłączania dwóch cylindrów w czasie spokojnej jazdy. Co ciekawe moc podawana przez producenta jest zaniżoną wartością i często na hamowniach wychodzi, że ma on od kilku do kilkunastu koni więcej. W związku z tym dyskusyjne stają się rozważania nad wyborem najmocniejszej wersji tego silnika (140 KM, w wersji silnika evo 150KM).

Samochód wyposażony jest w układ start/stop, którego niestety nie da się wyłączyć na stałe. Należy wyrobić sobie nawyk wyłączania go zaraz po uruchomieniu silnika. U mnie jest to jednoznaczne z wyłączeniem czujników parkowania na czas wyjazdu tyłem z garażu. Są one zbyt czułe i ustawiając je na minimalną odległość 30 centymetrów od przeszkody potrafią bezceremonialnie wyhamować auto hamulcem pomocniczym, gdy zignorujemy ich sygnały dźwiękowe i wizualne. Kolejną rzeczą, która może nieco irytować w codziennym użytkowaniu jest automatyczna regulacja podświetlenia zegarów i ekranu dotykowego systemu multimedialnego, która jest najwyraźniej sterowana tym samym czujnikiem, który steruje pracą świateł zewnętrznych. Regulacja „gubi się” się czasami, zwłaszcza w porannym słońcu i wieczornej "szarówce".

Jeśli chodzi o dynamikę jazdy to maksymalny moment obrotowy na poziomie 200 Nm jak najbardziej wystarcza do sprawnego ruszania spod świateł. Oczywiście każdego pojedynku nie wygramy, ale też nie będą nas szybsi (i wścieklejsi) poganiać światłami.

Średnie spalanie z dystansu 40 000 km to 6,25 l/100km. Komputer pokładowy zaniża to zużycie średnio o 0,3 l/100km.

5. Bonus, czyli koszta:

Wyjściowa cena auta w chwili jego konfiguracji to było jakieś 92 000 PLN, ale koniec końców udało się ją zbić o dobre kilkanaście procent i to bez wpływu wyprzedaży rocznika. W tamtym okresie czasu Seat dawał na swoje auta 4 lata gwarancji. Obecnie okres ten wydłużono do lat pięciu.

Dodatkowe pozycje dobrane z listy opcji kosztowały wtedy:

Kolor Pirineos Grey (0C0C) – 2 752 PLN.

Przyciemniane tylne szyby – 980 PLN.

Boczne poduszki powietrzne z tyłu – 1 069 PLN. W sumie w aucie mamy maksymalną dostępną ilość 9 poduszek powietrznych, wliczając w to poduszkę kolanową dla kierowcy.

Odblokowanie funkcji składania bocznych lusterek – 545 PLN.

Skumulowane pakietów praktycznego zimowego i comfort+ za 4 000 PLN, w skład których wchodzą:

- czujniki parkowania z przodu i z tyłu z optycznym i dźwiękowym systemem ostrzegania;

- czujniki zmierzchu i deszczu umożliwiające automatyczne sterowanie światłami zewnętrznymi i wycieraczkami, a także odpowiednio dostosowujące podświetlenie zegarów i wyświetlacza systemu multimedialnego, który zlokalizowano u szczytu deski rozdzielczej;

- spryskiwacze przednich reflektorów i podgrzewanie płynu do spryskiwaczy;

- Media System Plus z ośmiocalowym wyświetlaczem dotykowym.

Jeśli chodzi o koszty eksploatacji, to pomimo posiadania gwarancji, musimy liczyć się z przykładowo pierwszą wymianą oleju zalecaną już po 5 000 kilometrów, która kosztuje niespełna 600 PLN. Kolejna wymiana oleju połączona z przeglądem po 30 000 km wyceniono na nieco ponad 660 PLN. Oczywiście można sobie wykupić pakiet standardowych serwisów, dzięki czemu nie musimy się przejmować niczym innym, jak tylko umówieniem się w określonym czasie w serwisie.

Z dodatkowo poznanych kosztów napraw w autoryzowanej stacji obsługi warto nadmienić, że wymiana żarówek oświetlenia tablicy rejestracyjnej kosztuje około 100 PLN, regulacja dyszy spryskiwaczy 30 PLN, a serwis klimatyzacji z wymianą filtru kabinowego "po promocji” 280 PLN.

Ponadto w związku z zastosowaniem spryskiwaczy reflektorów uruchamianych bodajże co trzecie zmycie szyby czołowej, należy mieć na uwadze nieco większe zużycie płynu do spryskiwaczy.

Co do kosztów ubezpieczenia, to o ile pierwszy rok mieliśmy „w cenie”, to już za drugi rok koszt pełnego ubezpieczenia wraz z ubezpieczeniem szyb to niespełna 2 800 PLN, biorąc pod uwagę roczny przebieg na poziomie 25 000 km i wycenie wartości rocznego auta na blisko 70 000 PLN. Na pierwszy rzut oka nie wygląda to zbyt miło, ale tak naprawdę po roku od zakupu wartość auta spadła tylko o jakieś 10%. Dodatkowo świadomość, że koszt ubezpieczenia wynosi raptem około 4% wartości auta potrafi złagodzi znacząco obraz całej sytuacji.

Oczywiście kupując nowe auto trzeba ogarnąć temat kół na zimę, bo standardowo każdy nowo dostarczony samochód stoi na oponach letnich. Tutaj nie będę rzucał kosztami, bo rozrzut cen jest naprawdę ogromny, a może i uda się wytargować komplet kół na zimę podczas negocjacji ceny zakupu samego auta. Wspomnieć jednak warto, że wymiana kół w autoryzowanym serwisie to koszt około 150 zł, ale oczywiście nie trzeba wymieniać ich w ASO.

Tak więc kto liczy, ten wie, czy go może już stać, czy też jeszcze nie ;)

niedziela, 10 maja 2020

Nr 9: 2015 Seat Toledo NH 1,2 TSI Style

1. Czym jest?

Pora zaznajomić się bliżej z kolejnym przedstawicielem grupy budżetowych sedanów, lokowanych gdzieś pomiędzy klasą B, a C. Samochodem tym jest Seat Toledo NH 1,2 TSI Style. W zasadzie to miałem okazję pokonać dwoma różnymi egzemplarzami tak samo skonfigurowanego auta blisko tysiąc kilometrów po polskich drogach, zarówno w ruchu miejskim, jak i autostradowym. Sądzę, że był to wystarczający dystans, żeby poznać wszystkie najważniejsze wady i zalety tego pojazdu, a na przekazanie wrażeń z jazdy jest to odległość jak najbardziej miarodajna.

Toledo generacji NH jest na wskroś europejskim wytworem. Niemieckie źródło finansowania, hiszpańskie logo i przynależność do marki Seat, a w końcu produkcja w fabryce Skody w Mlada Boleslav. Ten ostatni fakt ma prozaiczną przyczynę, Toledo był bowiem bliźniaczym modelem Skody Rapid i oba modele powstawały od 2013 roku na wspólnej linii, w macierzystej fabryce Skody. Co ciekawe odbywa się tam rówież produkcja drugiego czeskiego Seata, a pierwszego SUV’a tej marki, którym jest Seat Ateca. Ten crossover, kolejny model zbudowany na modułowej platformie MQB, zjeżdża z linii produkcyjnej w fabryce w Kvasinach i dzieli ją ze swoimi odpowiednikami spod znaku Skody, czyli modelami Kodiak i Karoq.

Wracając jednak do Toledo, to byłem zadowolony z możliwości sprawdzenia i co wydaje mi się naturalne, porównania go z znanymi mi już wcześniej 301 od Peugeota i C-Elysee od Citroena.

Toledo czwartej generacji wróciło do nadwozia sedan, z jakiego znaliśmy go od samego początku, a przynajmniej z dwóch pierwszych generacji. Tu jednak należy się słowo wyjaśnienia, bowiem pierwsza i obecna, czwarta generacja, są w zasadzie liftbackami, gdyż pomimo linii nadwozia z wyraźnie wyodrębnioną bryłą bagażnika, jego pokrywa otwiera się razem z tylną szybą, co znacząco podnosi funkcjonalność przedziału bagażowego. Warto też przypomnieć, że pierwszej generacja Toledo, która weszła na rynek w 1991 roku, była pierwszym owocem współpracy z Volkswagenem. Druga generacja, bazująca już na płycie podłogowej Golfa A4 była zaś klasycznym sedanem z wąskim otworem bagażowym, blisko spokrewniona z VW Bora, oraz pierwszą Skodą Octavią, która to właśnie przejęła rolę klasycznego liftbacka. O ile obie pierwsze generacje Toledo były zaprojektowane przez Giorgetto Giugiaro, o tyle trzecia, rewolucyjna i bardzo dyskusyjna wyszła spod ręki Waltera de’Silva, po jego przejściu z Fiata, gdzie był odpowiedzialny za linię Alfa Romeo 156 i 147, a potem już w Audi za chociażby coupe A5. Najwidoczniej okres, w którym powstało Toledo III nie było najlepszym dla jego twórców. Samochód będący czymś pomiędzy sedanem, a minivanem sprzedawał się stosunkowo słabo i po niespełna 5 latach zniknął z oferty na dwa lata. Widocznie ktoś doszedł do wniosku, że był to zły kierunek i założenia czwartej generacji Toledo wróciły do jego korzeni.

2. Jak wygląda?

Jeśli chodzi o samochody, który zostały mi udostępnione, to bardzo spodobał mi się kolor jednego z nich, a mianowicie grafitowy metaliczny nazwany Rhodium Grey, który bardzo pasował do spokojnej sylwetki tego auta. Ogólnie uważam, że sylwetka Toledo może się podobać, jak na małego sedana przystało oczywiście. Czasy maszkar typu Thalia, czy innych Sien i Albei na szczęście już minęły.

3. Jakie ma wnętrze?

Wnętrze Toledo jest równie klasycznie zaprojektowane jak jego nadwozie. Do tego ciemnie kolory nie nastrajają optymistycznie, ale dla niektórych będzie to zapewne zaletą. Również materiały użyte do wykończenia deski rozdzielczej nie zaskoczyły. Nie były ani wybitnie dobre, ani tandetnie przeciętnie. Były takie, jakie po tym aucie należałoby się spodziewać. To akurat może w sumie nawet cieszyć.

Znalazłem w zasadzie tylko dwa minusy jeśli chodzi o wnętrze. Mówiąc szczerze, są to nawet lekko naciągane minusy. Mimo, że samochód nie ma tureckiego pochodzenia, to menu w fabrycznym radioodbiorniku było ustawione w języku tureckim i nie dało się go intuicyjnie zmienić. Intuicyjnie, to znaczy bez znajomości tego języka i bez pomocy instrukcji obsługi.

Druga rzecz, typowo estetyczna, to niezbyt profesjonalne (w mojej ocenie) wbudowanie gniazd AUX i USB. Owszem były one w idealnie do tego wybranym miejscu, ale wyglądały jak doczepione na siłę, już po etapie projektowania konsoli środkowej. Tak, jakby ktoś o nich po prostu zapomniał.

Jeśli chodzi o samo prowadzenie, to deska rozdzielcza Toledo oferuje wszystko to, czego byśmy po aucie tego typu oczekiwali. W wyposażeniu nie znalazłem żadnych braków, a wszystkie elementy obsługi znajdowały się tam, gdzie ich odruchowo szukałem. Do tego wygodne fotele i, w związku ze stosunkowo długim rozstawem osi, duża przestrzeń dla pasażerów przednich, jak i tylnych foteli, wręcz zachęcają do dłuższych podróży. Naprawdę byłem pod wrażeniem tego, co oferuje Toledo i biorąc pod uwagę ile kosztuje tego typu auto.

Niczym zaskakującym nie okazała się dla mnie pojemność bagażnika, która oczywiście okazała się przeogromna. W bazowym ustawieniu wynosi ona 550 litrów (co ciekawe dokładnie tyle samo co w Toledo I) i może zostać powiększona przez złożenie tylnej kanapy. Niestety pozostaje nam wtedy do dyspozycji nierówna podłoga w związku z tym, że składa się tylko oparcie kanapy, bez możliwości odchylenia lub obniżenia jej siedzisk.

4. Jak jeździ?

Z informacji typowo eksploatacyjnych chciałbym wspomnieć, iż auto, którym miałem okazję podróżować było wyposażone w silnik benzynowy o pojemności 1,2 litra, wyposażony w turbinę i osiągający moc maksymalną 85 koni mechanicznych oraz maksymalny moment obrotowy na poziomie 160 niutonometrów. Z trzema osobami na pokładzie i prędkościami podróżnymi rzędu 150 km/h, średnie spalanie wyszło nam na poziomie 8,3 litra benzyny na każde przejechane sto kilometrów.

5. Podsumowując:

Na koniec pozwoliłem sobie na krótkie podsumowanie w formie porównania podstawowych wymiarów nowego Toledo z jego pierwszą generacją, bliźniaczymi modelami z koncernu PSA, nowym graczem w klasie pod postacią Fiata Tipo, oraz wyznacznikiem z klasy nieco większej – Skodą Octavią 5E.

Samochód: długość (mm) / szerokość (mm) / wysokość (mm), rozstaw osi (mm), pojemność bagażnika (l)

Seat Toledo IV (NH): 4482 / 1703 / 1461 / 2602 / 550

Seat Toledo I: 4320 / 1660 / 1420 / 2470 / 550

Peugeot 301 (przed FL): 4442 / 1748 / 1466 / 2652 / 506

Citroen C-Elysee (przed FL): 4427 / 1748 / 1466 / 2652 / 506

Fiat Tipo (sedan): 4532 / 1792 / 1497 / 2636 / 520

Skoda Octavia 5E (liftback): 4659 / 1814 / 1461 / 2686 / 590