Dlaczego on?
SEAT osiem lat temu, na dwa przed wydzieleniem z niego Cupry, traktowany był jako bardziej sportowa marka koncernu VW. Tak przynajmniej było w zachodniej części Europy, ponieważ w Polsce pełnił on równocześnie rolę marki budżetowej, plasując się w hierarchii cenowej poniżej ubóstwianej u nas Skody i wielbionego wręcz Volkswagena. Wzbudzało to pewnego rodzaju konsternację wśród moich ówczesnych znajomych z Niemiec, dla których to Skoda właśnie była marką popularną wśród hydraulików i gospodyń domowych (powinienem uważać na płciowe determinowanie zawodów). Te dwa czynniki spowodowały, że to właśnie SEAT Leon wygrał u mnie pojedynek z Octavią, o Golfie nawet nie wspominając. Swoją drogą, rok po zakupie miałem okazję spędzić nieco więcej czasu z Golfem VII w wersji kombi, o czym możecie przeczytać tutaj.
Wracając do Leona, to wybrałem nadwozie kombi ponieważ w owym czasie nasze dzieci miały po kilka lat i pakowanie rodziny na jakiekolwiek wyjazdy wiązało się z zabieraniem ze sobą połowy domu i wypełnianiem bagażnika pod sam dach (jego pojemność to 600 – 1500 litrów). Mieliśmy również psa, który także czasami korzystał z dużej przestrzeni za tylną kanapą. Wybór kombi nie był jednak podyktowany tylko i wyłącznie jego praktycznymi zaletami, ale również gustem. Nadwozie kombi, a zwłaszcza Leon w wersji Sportstourer podobało mi się bardzo i niejako kontynuowało tradycje poprzednika, którym było równie stylowe i eleganckie jak na swoje czasy, niebieskie Audi A4 B5 Avant.
Wybór silnika w Leonie padł na kończące powoli swoją karierę benzynowe 1,4 TSI o mocy 125 KM i maksymalnym momencie obrotowym 200 Nm. Uturbiona jednostka, już na pasku rozrządu, obiecywała osiągi na poziomie tych, które zapewniało mi 1,9 TDI o mocy 110 KM i momencie 235 Nm z Audi, przy jednocześnie względnie oszczędnym obchodzeniu się z paliwem zgromadzonym w całkiem sporym zbiorniku (47 litrów). Co ciekawe, zarówno SEAT, jak i Audi były autami po liftingach, czyli z usuniętymi wadami wieku dziecięcego, a także sprawdzonymi jednostkami schodzącymi już ze sceny. W Audi chwilę później zadebiutował 115-konny diesel z pompowtryskiwaczami, a SEATa mogłem już kupić z nowocześniejszym, ale i bardziej skomplikowanym motorem 1,5 TSI o mocy 130 KM, którego po konsultacjach z ludźmi z VW po prostu sobie odpuściłem. Aha, no i oba auta były w stanie osiągnąć prędkość rzędu 200 km/h, na niemieckiej autostradzie oczywiście.
Było i nie ma
Cena katalogowa SEATa Leona ST (czyli kombi), z silnikiem 1,4 TSI o mocy 125 KM i poziomie wyposażenia Copa z kilkoma ekstrasami, o których możecie przeczytać tutaj, wynosiła w sierpniu 2017 roku 92 000 PLN. Biorąc pod uwagę fakt, że piszę tu o średnim poziomie wyposażenia i mocy kompaktowego kombi z kilkoma znaczącymi dodatkami, to aż mi się w oku łezka kręci.
Uzyskują całkiem fajny upust (16%), jednocześnie finansując auto kredytem niskich rat ze sporą wpłatą własną i ostatnią ratą balonową, finalnie Leon kosztował 86 472 PLN. Po ośmiu latach i 188 310 kilometrach został on sprzedany bez ogłoszenia (w końcu salon polska, pierwszy właściciel, pełna historia serwisowa i szkodowa) za wciąż przyzwoite 39 500 PLN. Utrata wartości wyniosła więc 46 972 PLN (54%), co w przeliczeniu daje 5 872 PLN rocznie, 489 PLN miesięcznie i jakieś 25 PLN na każde przejechane 100 kilometrów.
Wspomniany przebieg 188 310 kilometrów zrobiłem w równe 8 lat, czyli 96 miesięcy, praktycznie co do dnia. Daje to średnio 23 539 kilometrów rocznie i 1 961,5 kilometrów miesięcznie. Co ciekawe, wspomnianym już poprzednikiem Leona, czyli Audi A4 Avant zrobiłem podobny nalot – około 187 000 kilometrów w 8,5 roku. Zbieg okoliczności, czy może aż tak unormowane życie mam?
Karmienie
Jak zawsze w przypadku takich podsumowań, najdroższym składnikiem poniesionych kosztów było i będzie paliwo. 10 929 litrów bezołowiowej benzyny 95 / E5 / E10 kosztowało łącznie 61 594 PLN. Średnia cena paliwa z okresu październik 2017 – październik 2025 wyniosła więc 5,64 PLN za litr, ale jej wahania były w tym okresie znaczne (pandemia, inflacja, konflikt). Średnie spalanie Leona ST 1,4 TSI 125 KM to rozsądne 5,8 l/100 km. Biorąc pod uwagę fakt, że połowa moich przebiegów przypadała na drogę szybkiego ruchu, jest to wynik jak najbardziej przyzwoity. Ile spalało 1,9 TDI 110 KM możecie sprawdzić tutaj.
Dla uzmysłowienia sobie ilości spalonego paliwa, to 11 000 litrów odpowiada pojemności 11 mauzerów, dużego beczkowozu Joskin (takiego podczepianego pod ciężkie traktory), czy też zbiornika na wodę w lotniskowym aucie pożarniczym. Tyle wachy poszło z dymem.
Zapobieganie i leczenie
Kwota 13 029,5 PLN to sumaryczny koszt przeglądów (części i robocizny), w skład których weszło 8 przeglądów olejowych, 3 wymiany świec zapłonowych, jedna drobna ingerencja w przednie zawieszenie oraz wymiana tarcz i klocków hamulcowych z tyłu, co było zapewne efektem ciągłego używania funkcji auto hold. Poza ostatnim przeglądem olejowym, wszystko co opisałem powyżej robione było w ASO (SEATa we Wrocławiu i Opolu oraz Skody we Wrocławiu).
Poza powyższym, przy około 122 000 kilometrów wymiany wymagała podciekająca pompa płynu chłodzącego, co kosztowało w ASO 2 169 PLN, po 158 000 kilometrów zdecydowałem się na wymianę kompletu rozrządu (1 010 PLN poza ASO), a w okolicach 185 000 km ducha wyzionął oryginalny akumulator, który przetrwał blisko 8 lat, głównie za sprawą dłuższych tras (około 60 km na strzała) i notorycznego wyłączania układu start-stop po każdorazowym uruchomieniu silnika. Jeśli mamy taki system w aucie to warto z niego nie korzystać (oczywiście jeśli mamy opcję jego dezaktywacji) i stosować musimy odpowiednio wzmocniony akumulator. Markowy kosztował 495 PLN bez kaucji za oddanie zużytego. Plusem było to, że akumulator nie umarł nagle, ale o swojej złej kondycji dawał znać wcześniej.
Byłbym zapomniał o awarii siłownika odblokowującego klapkę wlewu paliwa. Irytująca usterka, zwłaszcza pod dystrybutorem, ale łatwa do naprawienia samemu po obejrzeniu krótkiego instruktażu na YouTube. Koszt nowego zamiennika to śmieszne wręcz 39 PLN i kwadrans wolnego czasu.
Tak więc finalnie na przeglądy mechaniczne i usuwanie wszelkich usterek technicznych wydane zostało 16 742,5 PLN.
Nieuniknione
W tej sekcji zawarłem koszta, które ponosimy w związku z samym faktem posiadania auta. Owszem, jeśli chodzi o ubezpieczenia, to można ograniczyć wydatki do podstawowego, wymaganego prawem OC, ale ze względu na potrzebę dostępności auta praktycznie przez 365 dni w roku, przez cały okres jego użytkowania wykupiony był pełen pakiet ubezpieczenia, to jest OC, AC, NNW, Assistance w maksymalnej opcji, ubezpieczenie szyb i naprawy na częściach oryginalnych. Tu uwaga, według prawa auta nie starsze niż 10 letnie mogą być naprawiane w ASO na życzenie właściciela jeśli jest on poszkodowanym, a szkoda będzie usuwana z polisy sprawcy.
Składki ubezpieczeniowe za cały okres użytkowania wyniosły w sumie 13 782 PLN, czyli średnio 1 969 PLN rocznie (pierwszy rok był wliczony w cenę zakupu auta). Co ciekawe roczny koszt ubezpieczenia był najwyższy na początku (auto nowe), potem zaczął spadać, by znowu wzrosnąć przy końcu okresu użytkowania (auto było już wiekowe, przynajmniej z punktu widzenia ubezpieczyciela).
Przy wydatku poniesionym na ubezpieczenie, 576,5 PLN opłat administracyjnych za rejestrację i przeglądy rejestracyjne (po trzech, pięciu, sześciu i siedmiu latach) giną w morzu prezentowanych tutaj kosztów.
Utrzymanie
Teraz skupmy się na wydatkach, których można by teoretycznie uniknąć, ale również wiążą się z faktem posiadania auta i dbaniem o niego.
Idąc po kolei: 4 650 PLN za wynajem garażu (trwało to 4,5 roku), 2 956 PLN za opłaty parkingowe (miejskie, hotelowe, lotniskowe), 2 251 PLN za mycie tylko i wyłącznie na bezdotykowych myjniach samoobsługowych, 325 PLN za chemię do auta (środki do mycia, zapachy, płyn do spryskiwaczy) i w końcu 286,5 PLN za opłaty autostradowe. Podsuma to również zacne 10 468,5 PLN.
Obuwie zmienne
Kolejnym elementem niezbędnym, a ponadto takim, na którym nie warto oszczędzać są opony.
Powszechnie wiadomo, że auto wyjeżdża z salonu na oponach letnich. W związku z tym krótko po odbiorze trzeba było dokupić zimówki. 1 560 PLN kosztował w 2017 roku komplet opon Matador Sibir Snow 205/55R16 91H z nowymi felgami stalowymi.
Po pięciu latach przyszła kolej na wymianę letnich opon. Wybór padł na dobrze oceniane w rankingach ekonomii, głośności i zachowania na mokrej nawierzchni opony Goodyear EfficientGrip Performance 2 205/55R16 91V. Koszt kompletu to 1 550 PLN. Oczywiście należy do tego doliczyć sumaryczny koszt wymian i napraw, który wyniósł kolejne 1 347 PLN. Tak więc opony to również znaczący składnik kosztów utrzymania auta, który zamknął się w kwocie 4 457 PLN. Niemniej jednak, jeśli chcemy auto użytkować przez kilka lat to warto zainwestować w nowe komplety opon dobrej jakości i nie bawić się w żadne półśrodki.
Inne
Na koniec koszty, które trudno powiązać z wyszczególnionymi wyżej klastrami. W sumie dają one tylko 1 462 PLN więc nie wpłyną znacząco na pozycje w prezentowanej wyliczance.
W skład innych wydatków wchodzi 536 PLN wydane na dodatkowe wyposażenie i akcesoria (dywaniki, maty, itd.), 407 PLN na tak zwaną drobnicę (wycieraczki, żarówki, bezpieczniki na zapas do Czech), 369 PLN za wyciąganie 4 wgniotek z drzwi (ach te marketowe parkingi) i 150 PLN współudziału w wymianie przedniej szyby (ach te kamyki spod kół ciężarówek).
Podsumowując:
Przejechanie w 8 lat 188 310 kilometrów SEATem Leonem ST 1,4 TSI 125 KM kosztowało łącznie 109 082,5 PLN, czyli odpowiednio 13 635 PLN rocznie, 1 136 PLN miesięcznie i 58 PLN za każde pokonane 100 kilometrów.
Utrata wartości auta to 46 972 PLN (jakieś 54%) i odpowiednio 5 872 PLN rocznie, 489 PLN miesięcznie, czy w końcu w przybliżeniu 25 PLN na każde 100 kilometrów.
Sumarycznie mamy więc dające do myślenia 156 054,5 PLN, 19 507 PLN rocznie, 1 625 PLN miesięcznie i 83 PLN na każde 100 kilometrów przebiegu.
Procentowo układa się to następująco: paliwo 40%, inne koszty 30%, utrata wartości 30%. Wśród innych kosztów najbardziej bolesne dla portfela były serwisy i naprawy usterek, ubezpieczenia oraz koszty nie związane z samym autem, ale z faktem jego posiadania, użytkowania, przechowywania, czy w końcu jego pielęgnacji.
Moja ośmioletnia przygoda z SEATem Leonem dobiegła końca i muszę przyznać, że byłem z tego auta bardzo zadowolony. Nigdy mnie nie zawiódł, ale też i nigdy na nim nie oszczędzałem. Dbanie o niego odwdzięczyło się pewną i spokojną eksploatacją przez cały okres naszej współpracy.
Miejsce Leona zajął niedawno Renault Symbioz E-Tech full hybrid 145 KM w wersji esprit Alpine. Do czasu przygotowania kolejnego takiego podsumowania upłynie więc jeszcze sporo czasu, chociaż może pokuszę się wcześniej o napisanie podsumowania 30 000 kilometrów z Lexusem LBX...

















