Kiedyś to było, a teraz już nie jest
Nie oszukujmy się, dzisiejsze targi Poznań Motor Show są tylko cieniem tego, co działo się w halach Międzynarodowych Targów Poznańskich jakieś 25-30 lat temu, a mniej więcej wtedy zacząłem je systematycznie odwiedzać. Obecnie imprezy tej nie da się porównać nawet z tym, co pamiętam sprzed dekady, a nawet względem ubiegłorocznej edycji tegoroczne targi wypadły po prostu blado.
W zasadzie wszystkie ekspozycje aut nowych „udało się” zgromadzić w jednej, największej hali numer 5, dzięki czemu w zasadzie nie było w tym roku zbyt dużo chodzenia, a całą wystawę dało się obejrzeć w jakieś trzy godziny. Owszem, były jeszcze pomniejsze hale z motocyklami, quadami, skuterami, trajkami i leśnymi łazikami, showmenami i influencerami (spod gwiazd różnych), automobilklubami, muzeami, zrzeszeniami i służbami (z nieśmiertelną Cuprą Leon 1NA1 na czele), czy w końcu z egzotykami, ale tak naprawdę wszystko to stanowiło kiedyś dodatek do targów, a w chwili obecnej wychodzi nieśmiało na czele jeśli chodzi o ich główne atrakcję. Warto też nadmienić, że ekspozycje firm caravaningowych wyemigrowały do swojej własnej, odrębnej imprezy, która ma niestety miejsce w innym czasie.
Odwiedziłem tegoroczne Poznań Motor Show z niezbyt optymistycznym nastawieniem i z pełną premedytacją nie nazwałbym imprezy targami, a raczej targowiskiem. Targowiskiem z chińszczyzną, bo wśród aut nowych tylko 3 marki pochodziły z Europy. Targowiskiem rzemieślników, bo kto mocniej zwracał na siebie uwagę, ten przyciągał więcej gawiedzi. No i w końcu targowiskiem próżności, patrz supercary i ekspozycje niedostępne dla przeciętnego śmiertelnika, nawet w dzień prasowy...
Ciche wsparcie
Wzorem ubiegłego roku, równie i tym razem ekspozycje samochodów nowych zorganizowane były przez lokalnych dealerów przy mniejszym lub większym wsparciu generalnych importerów. Tak było chociażby w przypadku jednej z największych i najciekawszych moim zdaniem ekspozycji, którą przygotował Hyundai. Oprócz premiery elektrycznego Ioniqa 5 N wspomaganej przez wchodzącego w interakcje z widownią robo-psa Spota od Boston Dynamics, na stoisku Hyundaia mogliśmy z bliska zobaczyć jedyny concept car wystawiany na targach – fantastycznie cyberpunkowy N Vision 74. Hyundaia szanuję również za to, że prócz elektryków znalazł na swojej ekspozycji miejsce również dla klasycznych aut spalinowych, z niepozornym (nie licząc koloru) i20 włącznie oraz przygotował najlepszy poczęstunek dla wygłodniałych i spragnionych dziennikarzy i blogerów.
Skoro była mowa o Hyundaiu, to trzeba też wspomnieć o Kii. Jednak tylko wspomnieć ponieważ w tym wypadku lokalni dealerzy pokazali same elektryki, a wsparcie Kia Polska ograniczyło się do „podesłania” fikuśnie oklejonego EV9 (swoją drogą to naprawdę spory kawałek auta).
Stosunkowo duże stoisko przygotowała również Dacia / Renault od Karlika, również mocno wspierani przez polskie przedstawicielstwa obu związanych ze sobą marek. Dzięki temu mogliśmy podziwiać aż dwie publiczne premiery: nowego Dustera, dostępnego również w hybrydzie i elektrycznego Scenica dzierżącego zaszczytny tytuł Car of the Year 2024. Moją uwagę zwrócił fakt, że na stoisku Renault, na pięć prezentowanych aut aż cztery to były SUV-y i crossovery, a jedynym przedstawicielem starej szkoły projektowania samochodów pozostało Clio. Wprawne oko mogło wychwycić również dyskretny lifting Arkany, ale nie oszukujmy się, auto to coraz bardziej odstaje stylem od nowego języka designu Renault. Tylko nie myślcie sobie, że się w nim rozkochałem, bo o ile Scenic wygląda według mnie super, o tyle pokazany kilka dni temu lifting Captura to jakby krok w tył.
Gdzieś tam po drodze, kątem oka zarejestrowałem pomniejsze ekspozycje od Mazda Bednarscy z chyba czterema autami, Hondę i Toyotę również z kilkoma modelami, czy w końcu sporą grupę Stellantis reprezentowaną przez... jednego Opla, jednego Citroena i jednego Peugeota. Grubo, prawda?
Mocno zaakcentował się za to SsangYong będący niejako na fali wzrostu jeśli chodzi o sprzedaż na polskim rynku. Na jego stoisku mogliśmy zobaczyć ciekawie wyglądające poliftowe Tivoli, wyprawowego Torresa (sic!) z GoPro na wysięgnikach, rasowo wyglądające Musso z zabudową przeprawowo-kempingową i huczną premierę pierwszego elektrycznego auta marki SsangYong – Torresa EVX.
Jeśli chodzi o Suzuki, to oprócz klasycznej gamy modeli, nie mógł umknąć mojej uwadze wielki come back Jimny, tym razem w wersji 5-drzwiowej. Nie da się ukryć, że to wielce sympatyczne auto ma grono swoich zagorzałych fanów i raczej nie będzie narzekać na brak zainteresowania.
Świętowano również powstanie (w końcu) oficjalnego przedstawicielstwa Tesli na nasz kraj i na jej ekspozycji mogliśmy zobaczyć aż cztery auta z kocim noskiem w logo. Niestety były to dwie „trójki” Highland i dwa „igreki”, zapewne made by polish hands w Gigafactory Berlin. Czyżby więc Tesla nie wierzyła w popyt na większe modele S i X w Polsce? Aha, no i za, lub przed ścianką (jak kto woli) pozował manekin... tfu, makieta humanoida noszącego dumne imię Optimus (bez Prime).
To chyba tyle jeśli chodzi o auta dla mniej lub bardziej przeciętnego Kowalskiego, jeśli chodzi o oferty dobrze nam już znanych producentów. Coś więcej pojawi się jeszcze w sekcji egzotyki, ale teraz chciałbym przejść do inwazji, którą również na Poznań Motor Show 2k24 dało się odczuć. Myślę, że spokojnie można powiedzieć, że jakieś 30-40% tegorocznej ekspozycji aut nowych zajęły bowiem marki z Państwa Środka.
Chiny w natarciu
Zacznijmy od koncernu BAIC, który pokazał premierowo największego SUV-a z serii Beijing (Pekin) o numerze 7. Niestety pokazu tego nie doczekałem ponieważ miał on miejsce praktycznie na sam koniec dnia prasowego. W jego cieniu stała niejako ukryta premiera modelu U5 Plus, czyli sedana wielkością porównywalnego do Skody Octavii, który nie dość że był czarny to jeszcze stał sobie nieśmiało na uboczu.
BAIC to również terenowe modele BJ (tylko bez skojarzeń proszę): Bronco-podobne BJ40, Patrolowo-GrandCherokee-owate BJ60 i prawie Gelenda BJ80. Cóż, nie od dziś wiadomo, że Chińczycy skróty ctrl-c i ctrl-v opanowali wręcz do perfekcji.
Trzecią, nową na naszym rynku marką BAIC-a jest Arcfox, którego reprezentowały również trzy różne modele. Pierwszą była elektryczna Kaola (nie koala, tutaj nawet nazwa została hmm... sparafrazowana), czyli auto-miś z wieloma udogodnieniami dla młodych rodziców. Co ciekawe zasięg auta podano według normy CLTC, która jest bardziej optymistyczna o jakieś 15% względem WLTP, który też podaje około 20% „górką” wobec real life. W ten oto sposób z deklarowanych 500 kilometrów zasięgu robi się nam „nagle” 410 km.
Arcfox to również dwa auta z nazwami kojarzącymi się z lokalnymi stowarzyszeniami amerykańskich studentów, czyli alfa-S (taki chiński Tavascan) i alfa-T (oba z prestiżowo świecącymi znaczkami z przodu). W tym wypadku zasięgi oscylują w okolicach 650-700 km, ale według normy NEDC, która była mniej dokładną poprzedniczką obecnie obowiązującej WLTP. Cóż, standardy jakie są, nie każdy widzi...
FAW to kolejny chiński konglomerat, który jeszcze nie tak dawno produkował na lokalny rynek klasyczną Jettę od Volkswagena, czy też Audi 100 „cygaro”. Teraz oferuje nam dalekowschodniego odpowiednika RR Cullinana pod nazwą Hongqi E-HS9.
Podobnie postąpił Dongfeng (ten co ma udziały w Stellantisie), z autem mocno promowane w ostatnim czasie w naszych mediach, a mianowicie Voyah Free. Samozwańczy SUV marki premium... istniejącej od 3 lat (tadam!).
Drugą skrajnością Dongfenga jest marka Fortnite... sorry Forting, która również miała swoją premierą na Poznań Motor Show w tym roku. Pokazane zostały dwa mega tanie auta: U-Tour, czyli 7-miejscowy minivan o mocno dyskusyjnej urodzie za jedyne 150 000 PLN (ze świecące logo w cenie) oraz T5 EVO (taki jakby Macan po taniości) wyceniony na około 120 000 PLN.
Na koniec SAIC, który wystawił vany i SUV-a spod znaku Maxus oraz całą paletę trzech modeli MG dostępnych na naszym rynku. Wiecie, czym się różni BAIC od SAIC? Tym, czym Pekin (Beijing) od Szanghaju. W obu przypadkach mamy do czynienia z państwowymi koncernami, które są mocno promowane i dotowane, dzięki czemu cenowo mogą powalać europejską (i nie tylko) konkurencję na łopatki.
No dobrze, wśród hal Poznań Motor Show natrafić mogliśmy jeszcze na mikrocara Jinpeng Sorrento, który zwłaszcza w różu wyglądał niczym autko z zestawu Barbie. Za tym produktem firmy znanej w Chinach z produkcji elektrycznych skuterów i dostawczych trójkołowców może przemawiać to, że można go prowadzić z prawem jazdy kategorii B1 i kosztuje nieco ponad 30 000 PLN. No i ma pięcioro drzwi, prawdziwy obłęd.
Gdzie ten kryzys
Kilka „maczków”, w tym jeden rozbity i jeden od oficjalnego warszawskiego przedstawiciela. Drugie, powiązane stoisko również pomieściło aż jednego Astona, co w porównaniu do tego, co mogliśmy oglądać w ubiegłym roku było więcej niż słabe. Honoru broniło trochę tłustych fur od 7.pl i Karlik Luxury Cars, z boskim 512 TR i Panią w Rollsie na czele, czy w końcu kilka stoisk wrapperów i detailerów, z równie ciekawymi autami demonstrującymi ich umiejętności.
Klub na Fali zainscenizował ciekawą plażę, na której mogliśmy podziwiać kilka amerykanów spod znaku Dodge'a. Oprócz nieprodukowanych już Challangerów i Chargerów znalazły się tam prawdziwe smaczki w postaci na przykład Rama TRX, czy też ostatniego wypustu Vipera ACR. Prawdziwą wisienką był jednak szary (but why?!) Viper RT/10 pierwszej generacji, ale w wersji po lifcie, czyli już bez rur wystających z progów. Boska maszyna.
Prawdziwa wisienka na sam koniec. Było nią wielce zaskakująca sytuacja na stoisku Mercedes Benz, a w zasadzie jego poznańskiego dealera. Pomijając fakt, że przed wejściem na ogrodzoną ekspozycję należało zostawić swoje dane, to będąc już w środku, gdy próbowałem otworzyć drzwi wystawianego EQS-a SUV, ktoś dyskretnie zaryglował mi auto przed nosem. Serio? Na dniu prasowym? No sorry...
Podsumowując, jeśli ktoś chciał zobaczyć z jakimi sprzętami jadą do nas Chińczycy, targi Poznań Motor Show były ku temu jak najlepszą okazją. Pod każdym innym względem impreza ta chyli się ku upadkowi. Za rok mocno się zastanowię czy tu przyjechać. Zapewne również ze względu na zachowania pewnych „redaktorów”, u których emocje brały górę i albo kierowali swoje niecenzuralne słowa wobec dzieciaków wchodzących im w kadr (na dzień prasowy można było również kupić drogie wejściówki), albo sami biegali podczas premierowych pokazów przed obiektywami innych kumpli po fachu, jakby mieli problemy z trawieniem i tylko przez grzeczność nie napiszę, kogo w szczególności ta uwaga się tyczy.
Więcej zdjęć z targów Poznań Motor Show 2024 znajdziecie na Instagramie, a relację z dwóch pokazów premierowych na kanale YouTube.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz