Pierwsza generacja Lexusa ES zadebiutowała już w 1989 roku, czyli praktycznie jednocześnie z samą marką Lexus. Oczywiście flagowym modelem od początku był LS, ale to właśnie ES przez dłuższy czas pozostawał modelem ”wejściowym” do świata Lexusa. Od 1992 roku był oferowany równocześnie z podobnych rozmiarów GS-em, którego ostatecznie zastąpił w Europie w roku 2018, a dwa lata później również na pozostałych rynkach.
Początkowo ES nie był oferowany w Europie w ogóle, przynajmniej w oficjalnej sieci sprzedaży. Dopiero w 2010 roku jego szósta generacja trafiła do dealerów w Europie Wschodniej, a siódma z rokiem 2018 pojawiła się także w krajach Europy Centralnej i Zachodniej.
W kwietniu 2025, na salonie samochodowym w Szanghaju (Auto Shanghai) Lexus zaprezentował ósmą, zupełnie nową generację modelu ES, który przeszedł prawdziwą rewolucję wzbudzając początkowo mieszane odczucia wśród konserwatywnej części klientów i fanów marki. W premierowych materiałach użyto auta w błękitnym kolorze Sou (1M9), którego wybór miał chyba celowo podkreślić rewolucyjne zmiany w stylistyce, czym producent chciał jeszcze bardziej pobudzić zainteresowanie swoim nowym samochodem.
Tym bardziej ze sporym zainteresowałem wybrałem się w październikowe popołudnie do salonu Lexus Wrocław, żeby na własne oczy zobaczyć premierowy pokaz nowego ES-a, który tradycyjnie dla marki Lexus odbywał się w formie „roadshow”, czyli odwiedzaniem z przedprodukcyjnym egzemplarzem auta autoryzowanych partnerów Lexusa w całym kraju.
Muszę przyznać, że i tym razem aranżacja premierowej prezentacji stała na wysokim poziomie, godnym marki Lexus. Kapitalnym pomysłem było wyeksponowanie nowego ES-a na tle instalacji „Diuna”, która jest dziełem utytułowanego architekta i urbanisty Tomasza Koniora z Konior Studio (polecam odwiedzić stronę studia i profile w mediach społecznościowych).
Clean x Tech
Nowy Lexus ES wygląda naprawdę elegancko i dynamicznie zarazem. Śmiało mogę powiedzieć, że byłem pozytywnie zaskoczony tym, jakie to auto robi wrażenie na żywo. Samochód został zaprojektowany w centrum Lexusa w Shimoyamie (Japonia), a produkowany jest w fabryce Miyawaka, która również znajduje się w Japonii. Tym samym Lexus nadal hołduje tradycji „made in Japan” i przypomnę tylko, że nawet mały LBX przypływa do nas z kraju kwitnącej wiśni.
Projektując nowego ES-a kierowano się zasadą Clean x Tech i patrząc na auto wyczuwa się nowe podejście do języka designu, ale bez porzucania wybranych elementów tradycyjnego stylu Lexusa. Przykładem mogą być chociażby elementy świetlne w kształcie litery „L”, które znajdziemy zarówno w przednich reflektorach i to nawet podwójne, jeśli weźmiemy pod uwagę odwrócone „L” tworzone przez pulsujące kierunkowskazy. „L” jak Lexus znajdziemy również w tylnych pionowych światłach umieszczonych na bocznych krawędziach zderzaka.
Z tyłu w oczy rzuca się na nowo zdefiniowany szeroki pas LED-owy z podświetlanym napisem Lexus po środku. To jedna z oznak obecnych trendów w projektowaniu aut, a napis Lexus zastąpił logo ze stylizowaną literą „L” nie tylko na klapie bagażnika. No właśnie bagażnik. Co prawda mieści on blisko 500 litrów (hybryda 475 litrów), ale aż prosi się, żeby jego pokrywa podnosiła się wraz z tylną szybą, bo przy rozwiązaniu typowym dla sedanów jego praktyczność ogranicza rozmiar otworu załadunkowego. Tym bardziej, że patrząc na profil nowego ES-a odnosi się wrażenie, że to liftback jest właśnie, co wcale nie ujmuje jego elegancji.
Wracając jeszcze do przedniego oświetlenia, to uwagę zwraca modny ostatnio podział reflektorów na dwa odrębne elementy świetlne oraz znacznie zredukowany „plaster miodu” przedniej atrapy, dobrze nam znany z RX-a i LBX-a. Być może styliści chcieli w ten sposób odróżnić charakter ES-a, albo po prostu doszli do wniosku, że taka ekstrawagancja nie przystoi limuzynie. Moją uwagę przykuły również charakterystyczne przetłoczenia na masce, które w udany sposób „błądzą” po jej płaszczyźnie sprawiając, że pod każdym kątem profil maski wygląda nieco inaczej i odkrywa przed nami swoje nowe oblicze. Taka mała magia.
Zupełnie nowy Lexus ES urósł względem poprzednika i to znacznie. Ósma generacja wstrzela się w lukę pomiędzy ES-em siódmej generacji i topowym LS-em, który powoli jest wycofywany z oferty. Długość nowego ES-a wynosi 5140 mm (+165 mm względem 7 generacji i -95 mm w porównaniu z obecnym LS-em), rozstaw osi to 2950 mm (+80 mm względem poprzednika, -175 mm względem LS-a), szerokość wzrosła do 1920 mm (+55 mm), a wysokość zwiększyła się o 110 mm, osiągając 1550 mm (1560 mm w wersji EV), czyli tyle ile ma crossover LBX i więcej niż kompaktowy, ale również podwyższony UX.
Dzięki przełamaniu bocznej powierzchni nadwozia listwą w kształcie zygzaka, która w przednich drzwiach przechodzi w uskok, czy może raczej wnękę charakterystyczną dla aut sportowych, udało się designerom w pewien sposób zamaskować znaczny przyrost wysokości auta. Celem tej zmiany była z jednej strony poprawa komfortu wsiadania i wysiadania z auta, który śmiało mogę porównać z LBX-em, a z drugiej zrobienie w podłodze miejsca na baterię wariantu w pełni elektrycznego, który w tej generacji ES-a pojawi się po raz pierwszy e historii. Niestety unifikacja doprowadziła do tego, że również w klasycznej, hybrydowej odmianie, podłoga jest umieszczona stosunkowo wysoko i mimo podniesionej pozycji fotela, nasze nogi wciąż spoczywają w poziomej pozycji, podobnie jak to ma miejsce w niższych autach. Przestrzeni we wnętrzu nie powinno nam jednak zabraknąć ponieważ odległość między przednimi fotelami i tylną kanapą wzrosła o 77 mm do zacnych 1102 mm. Mówiąc wprost, osoba o wzroście 185 cm usiądzie sama za sobą ze sporym zapasem kilkunastu centymetrów pomiędzy swoimi kolanami a tyłem oparcia fotela kierowcy. Robi wrażenie.
Making Luxury Personal
Tym samym pora przejść do wnętrza nowego Lexusa ES, które przeszło podobne, jak nie większe rewolucje niż jego nadwozie. Zasiadając za kierownicą auta od razu rzucają nam się w oczy trzy rzeczy, ale niespodzianek jest o wiele więcej.
Po pierwsze kierownica, na której nie znajdziemy już stylizowanej litery „L” tylko szeroko rozstawiony napis Lexus. Osobiście lepiej do mnie przemawia dotychczas stosowane rozwiązanie, ale ja mam to do siebie, że ciężko akceptuję zmiany.
Po drugie ekran zastępujący zegary w kształcie sześcioboku, niejako wychodzący spod daszka zwanego w kręgach fachowców od wnętrz kapturem. Przestrzeń za tym 12,3 calowym wirtualnym kokpitem wykończono materiałem przypominającym swoją fakturą alcantarę. Trzeba przyznać, że wygląda to bardzo ciekawie i co najważniejsze świeżo.
Po trzecie ekran dotykowy w konsoli centralnej. Ma on aż 14 cali i jest umieszczony asymetrycznie, z czego tak naprawdę zdałem sobie sprawę dopiero po fakcie, oglądając zdjęcia, które wykonałem tego dnia.
Tazuna (z jap. "lejce")
To nie jedyne hasło określające doznania związane z obcowaniem z Lexusem. Jak już wspomniałem, wnętrze nowego ES-a kryje kilka ciekawostek, których nie spotkaliśmy dotychczas w autach tej marki. Mamy tutaj przyciski Hidden Switch, które ukazują swoje oblicze dopiero po uruchomieniu auta i mimo iż są ukryte pod wspólną elastyczną powierzchnią rezonują nam w podobny sposób jak te, do których przyzwyczailiśmy się już dawno temu. W desce rozdzielczej mamy elementy drukowane w technologii Bamboo Layering, a wegańska skóra ma tłoczenia wykonane metodą Synthetic Leather Embossing. Robi wrażenie?
Wracając do ekranu i oprogramowania, to w nowym ES-ie mamy Lexus Link+ i Lexus Connect z aktualizacjami Over-The-Air, a mapy bazują na systemie Google, co w obecnym czasie wydaje mi się najlepszym z możliwych rozwiązań.
O bezpieczeństwo kierowcy, pasażerów i innych użytkowników dróg dba Lexys Safety System + czwartej już generacji, a za wrażenia dźwiękowe odpowiada system Mark Levinson Surround Sound z 17 głośnikami i dyskretnym podświetleniem głośników umieszczonych w drzwiach.
Experience Elegant & Electrified Sedan
ES ósmej generacji zbudowany jest na platformie GA-K, która może łączyć w sobie napędy hybrydowe i w pełni elektryczne. W przypadku nowego Lexusa podstawowym wariantem jest ES 300h napędzany samoładującą się hybrydą szóstej już generacji, która bazuje na czterocylindrowym silniku spalinowym o pojemności 2,5 litra. Układ daje moc 201 KM, a napęd może być przekazywany poprzez skrzynię e-CVT na koła przednie (FWD) lub w formacie E-FOUR na wszystkie koła (AWD). Przyspieszenie od 0 do 100 km/h wynosi odpowiednio 8,2 sekundy dla wariantu FWD i 8 sekund dla odmiany AWD.
Prawdziwą wisienką na torcie będą jednak odmiany w pełni elektryczne. Taki napęd mają dwa mocniejsze warianty nowego ES-a, które trafią do klientów krótko po odmianie hybrydowej.
Do wyboru będziemy mieć dwie wersji, obie z osią napędową e-Axle i baterią o pojemności około 75 kWh, która według norm WLTP powinna dać autu zasięg teoretyczny do 530 kilometrów. Biorąc pod uwagę orientacyjny przelicznik zasięgu realnego, który możemy przyjąć na poziomie 85% WLTP to wciąż będziemy mieć do dyspozycji całkiem rozsądne 450 kilometrów, co przy masie na poziomie 2100-2300 kilogramów dla wariantu EV (HEV waży około 1800 kg) wydaje się być wielce prawdopodobną wartością.
Co nam daje EV? Wariant ES 350e ma moc 224 KM, napęd na przednie koła (FWD), baterię o pojemności około 77 kWH i przyspiesza do setki w 8,2 sekundy. Odmiana ES 500e ma moc 343 KM, przyspieszenie 0-100 km/h w 5,7 sekundy, inteligentny napęd na wszystkie koła DIRECT4 (AWD) i baterię o pojemności niespełna 75 kWh.
Koła w podstawowym ES 300h mają rozmiar 19 cali, a w odmianach elektrycznych możemy wybierać pomiędzy 19. i 21. calami. We wszystkich wypadkach opony mają tą samą szerokość wynoszącą 235 mm.
Ceny?
Hybrydowe ES 300h wycenione zostało na 260 100 PLN, elektryczne ES 350e na 329 900 PLN, a topowe ES 500e na 354 900 PLN. Zaznaczam, że są to ceny wyjściowe, ale patrząc na konfigurator dostępny na stronie Lexusa lista opcjonalnego wyposażenia dodatkowego nie jest długa. Demonstracyjne auto, które widzicie na zdjęciach ma kolor Graphite Black (223) z wnętrzem Hazel (EA 43) i czarną podsufitką (innej nie dostaniemy) oraz wyposażony jest w opcjonalny szklany i elektrycznie otwierany dach.
Driving Signature
Oczywiście zakończone już prezentacje nowego ES-a miały czysto statyczny charakter. O ile doradcy handlowi mieli już okazję wypróbować auto na torze, o tyle pierwsi klienci będą mogli przejechać się autami demonstracyjnymi krótko przed rozpoczęciem dostaw, które planowane są na wiosnę 2026 roku. Niemniej jednak zamówienia zostały już otwarte, a auto cieszyło się podczas pokazów sporą popularnością. Niektórzy klienci zdecydowali się zamówić je w ciemno wierząc w to, że Lexus utrzyma swoją klasę i jakość, w co akurat nie mam podstaw wątpić. Mam też nadzieję, że jak tylko nadarzy się okazja, będę mógł podzielić się z Wami szerszymi wrażeniami z jazdy tym bardzo ciekawym autem.
Więcej zdjęć z premiery nowego Lexusa ES w salonie Lexus Wrocław znajdziecie na Facebooku i Instagramie.






















Brak komentarzy:
Prześlij komentarz