czwartek, 7 lipca 2022

Nr 64: 2020 MINI John Cooper Works GP

Taki mały "badass"

Niby się uśmiecha do Ciebie z oddali, ale jego szydercze spojrzenie jest niczym jawna obietnica skopania tyłka każdemu, kto tylko odważy się zabrać go na przejażdżkę. Mały ale wariat, a do tego limitowany wariat, więc jeśli będziecie kiedykolwiek mieli okazję go wypróbować to radzę tą okazję dobrze wykorzystać. Gdyby nie to, że już w tytule zdradziłem jakie to auto, zapewne mielibyście teraz przed oczami włoskiego super sportowca lub amerykańskiego muscle cara. Tymczasem...

1. Czym jest?

GP to najwyższa ewolucja najmniejszego i najwierniejszego oryginałowi MINI. Obecnie dostępna jest (a w zasadzie była, bo auta wyprzedały się w bardzo krótkim czasie) trzecia generacja najwyższej ewolucji tego małego hot hatcha. Odelżone i wzmocnione ma za zadanie dostarczyć ekstremalnych wrażeń tym fanom MINI, dla których normalny John Cooper Works to wciąż za mało.

Pierwsze GP pojawiło się w 2006 roku i było tak naprawdę kitem tuningowym dostępnym w ilości tylko 2000 sztuk. Kolejne GP z 2013 roku było już bardziej indywidualnym, a co najważniejsze fabrycznie przygotowanym modelem, który również rozszedł się po świecie w ilości 2000 sztuk. No i w końcu trzecie GP, które postaram się Wam teraz nieco bardziej przybliżyć. To najmłodsza odsłona bezkompromisowego „miniaka”, która tym razem opuściła bramy fabryki w Oxfordzie w ilości „aż” 3000 sztuk. Do debiutu szykuje się już czwarta generacja MINI nowej ery i już zapowiedziano, że ona również otrzyma wariant GP, który (o zgrozo) ma być tym razem autem w pełni elektrycznym.

2. Jak wygląda?

Ogólnie MINI się kocha, albo... O nie, przecież wszyscy kochają MINI! Trzeba przyznać, że pod skrzydłami BMW udało się całkiem fajnie odświeżyć tą klasyczne auto i na bazie jednego modelu stworzyć całą markę hipsterskich aut, które zjednały już sobie sporą rzeszę fanów. Odpowiadają za to ciekawe smaczki stylistyczne, które możemy znaleźć zarówno w nadwoziu, jak i we wnętrzu MINI. Wystarczy wspomnieć kultowe wręcz tylne światła z wzorem Union Jack - designerski majstersztyk.

Jeśli chodzi o MINI JCW GP, to wystarczy nam jedno spojrzenie żeby wiedzieć, że ten maluch to coś więcej niż nadmuchany i mocno ospojlerowany „miniak”. Jeśli chodzi o dodatkowe elementy nadwozia to wielu twierdzi, że dodatkowe karbonowe nakładki na błotniki to lekka przesada. Nie wszyscy jednak wiedzą, że pochodzą one z magazynów BMW i w oryginale były elementami, których nie użyto w produkcji elektrycznego i8 i i3.

W oryginale MINI GP można było kupić w dwóch kolorach: Racing Grey Metallic i Melting Silver Metallic. Z tym że oba te kolory występowały razem, pierwszym bowiem pokryto większość nadwozia, a drugi zarezerwowano dla kontrastowego pokrycia dachu i lusterek. Do tego są jeszcze czerwone wykończenia – Chili Red w spoilerze dachowym i logotypy w macie Rosso Red. Jak pewnie zauważyliście prezentowany egzemplarz ma zdecydowanie inną kolorystykę, ale stoi za tym okleina zmieniająca z jednej strony jego prezencję, a z drugiej strony chroniąca oryginalne nadwozie auta, które za jakiś czas z całą pewnością stanie się poszukiwanym klasykiem.


3. Jakie ma wnętrze?

Mimo ekstremalnych doznań, jakie jest w stanie zapewnić MINI GP, wnętrze zachowało większość udogodnień z bardziej cywilizowanych wersji. To wciąż typowe MINI z nieco bunkrowatą kabiną, co jest w moim mniemaniu niezaprzeczalną jego zaletą i czy to z zewnątrz, czy od środka, od razu wiemy z jakim autem mamy do czynienia.



Wsiadając do trzydrzwiowego MINI należy pamiętać o tym, że jego drzwi są stosunkowo długie i trzeba po prostu na nie uważać. Smaczkiem stylistycznym jest pozbawienie ich ramek okiennych. Drugim elementem wyraźnie nawiązującym do wyścigowych aspiracji auta jest oznaczenie szczytu kierownicy, tak zwana godzina 12-ta, co ma umożliwiać szybką orientację kierującego co do stopnia skrętu kół samochodu podczas pokonywania zakrętów, czy też ciasnych nawrotów. Sama kierownica obszyta jest skórą, a zamiast zegarów kierowca ma przed sobą 5-calowy ekran. Drugi o przekątnej 6,5 cala znajdziemy w okrągłym panelu w konsoli środkowej.


Gdy obejrzymy się za siebie czekać nas będzie swoista niespodzianka. Z tyłu bowiem nie ma kanapy, a za fotelami dumnie pręży się gruba czerwona rozpórka. Co prawda mamy dzięki temu sporą przestrzeń bagażową, ale przyjemność obcowania z tym „bandziorem” będziemy mogli dzielić tylko z jednym, lub jedną towarzyszką podróży. Dzieci zostają tym razem w domu.

4. Jak jeździ?

Pod maską MINI GP wciśnięto (i to dosłownie) 2-litrowe, 4-cylindrowe TwinPower Turbo od BMW, które znamy chociażby z Countrymana JCW i Clubmana JCW, ale w GP wprowadzono w nim kilka ważnych modyfikacji niezbędnych ze względu na większe obciążenia i przeciążenia na jakie z pewnością będzie narażone to auto. Silnik ten w większych modelach współpracuje z napędem na cztery koła all4, ale w najmniejszym MINI w wersji GP cały napęd trafia na przednią oś za pośrednictwem 8 biegowego automatu Steptronic z opcją sekwencyjnej zmiany biegów łopatkami na kierownicy. Łopatki te wykonano metodą druku 3D, co czuć chociażby po fakturze materiału, z którego są one wykonane i swoistej, ale zarazem sympatycznej w swojej formie niedoskonałości. W układnie napędowym znajdziemy jeszcze mechaniczną blokadę mechanizmu różnicowego, której zastosowanie ma umożliwić autu szybsze wychodzenie z zakrętów poprzez ograniczenie poślizgu jednego koła względem drugiego.


Silnik umieszczono z przodu, dodatkowo odciążając tylną oś. To wszystko powinno mieć wpływ na lepszą przyczepność napędzanych kół, ale jednocześnie sprawia, że ciągle walczymy z „miniakiem”, żeby nie jechał tam gdzie on chce, tylko tam gdzie my mu każemy. Moc 306 KM dostępna powyżej 5000 obr/min i maksymalny moment obrotowy 450 Nm występujący już przy 1750 obr/min potrafią zerwać przyczepność kół na każdej nawierzchni, a ciągła walka z wyrywającą się z dłoni kierownicą skutkować może bólem nadgarstków odczuwanych przez kilka dni po „randce” z Johnem Cooperem DżiPi. Co więcej, stosunkowo krótki rozstaw osi może skutkować piłeczkowatym podskakiwaniem podczas pokonywania poprzecznych nierówności. Nie ma co, jazda MINI GP jest cudownie niekomfortowa i właśnie za to powinniśmy pokochać to auto.

JCW GP jest najszybszym MINI w historii marki. Według danych producenta jest on w stanie osiągnąć prędkość maksymalną aż 265 km/h. Krążą pogłoski, że wartość ta jest zaniżona, ale według mnie rozpędzanie auta tej wielkości do prędkości bliższych trzem setkom świadczyć może o ewidentnych brakach w instynkcie samozachowawczym kierującej nim osoby. Można, tylko w sumie po co.


Jest to również najtwardsze MINI z wszystkich, jakie mogłem dotąd poznać. Jego zawieszenie obniżono o 10 mm względem normalnego John Cooper Worksa, a w celu obniżenia masy nieresorowanej zastosowano tu 18-calowe kute felgi z oponami 225/35. Wspomnę tylko, że twardość zawieszenia MINI GP potwierdził mój rejestrator jazdy, który nagrał kilka potencjalnych incydentów, chociaż nic takiego się nie wydarzyło. Wynikało to ze wstrząsów przenoszonych przez zawieszenie na nadwozie i kabinę auta.

Najszybsze nie oznacza jednak najszybciej przyspieszające. W związku z tym, że GP ma napęd tylko na przednią oś, jego czas rozpędzania jest o 0,3 sekundy wolniejsze od „czterołapów” JCW. Mimo wszystko 5,2 sekundy to nadal czas jak najbardziej godny poszanowania. Jednocześnie MINI zadbało o hamowanie oferując w aucie wentylowane tarcze o średnicy 360 mm i 4-tłoczkowe zaciski z przodu. Obudowy zacisków pomalowane są w kolorze Chili Red i widnieje na nich dumnie logo JCW.

Warte podkreślenia są również rasowe dźwięki docierające do naszych uszu z układu wydechowego MINI GP. Ktoś naprawdę się napracował, żeby auto to rozpieszczało nas również melodiami dobiegającymi z dwururki umieszczonej pośrodku tylnego zderzaka. Przyznam się, że większość dnia spędziłem wsłuchując się właśnie w odgłosy wydawane przez układ wydechowy, pięknie „łututujący” zwłaszcza przy odpuszczaniu gazu. Odbyło się to kosztem bliższego poznania pokładowego systemu audio, ale szczerze powiedziawszy niespecjalnie tego żałuję.

Pokonałem tym „szataniątkiem” jakieś 350 km po górskich drogach i dojazdówkach z jazdą na prawie pełnej petardzie (ograniczeniem była miejscami słaba nawierzchnia, ruch drogowy i oczywiście przepisy) i spalanie jakie uzyskałem to ponad 10 l/100 km. Cóż, coś za coś. Producent podaje średnie spalanie 7,3 l/100 km, więc wygląda na to, że coś tu się ewidentnie rozjechało. Oczywiście nie mam MINI GP za złe, że ma takie, a nie inne zużycie paliwa i muszę przyznać, że nawet nie znając wyniku, bardziej skłonny byłbym uwierzyć w te 10 zamiast 7 – 7,5 litrom na 100 kilometrów.


5. Podsumowując:

Tak jak w przypadku każdej limitowanej edycji kultowego auta, tak i na MINI GP jego właściciel nie powinien stracić ani grosza. Na polski rynek przeznaczono 35 sztuk w cenie nieco ponad 200 000 PLN i wszystkie sprzedały się praktycznie na pniu. Po dwóch latach od premiery używane egzemplarze nadal trzymają podobną cenę, więc należy się spodziewać, że ich właściciele właściwie zainwestowali swoje pieniądze, a ceny zaczną wkrótce rosnąć. Muszą tylko pamiętać o tym, żeby czuć respekt do tego auta i nie zakończyć przedwcześnie jego żywota, co zapewne część z tych aut już spotkało.

Niezmiernie się cieszę, że miałem okazję przejechać się numerem 2204 z 3000, bo tyle egzemplarzy GP trzeciej generacji powstało w ramach tej limitowanej serii. GP jest powrotem MINI do rajdowych źródeł. Jest to bezkompromisowe auto powstałe do czerpania radości z jazdy we dwoje i nawet nie próbuje udawać czegoś, czym nie jest.

Jeśli więc masz silne nadgarstki, mocno trzymające się plomby, a dzieciaki możesz zostawić u babci to bierz tego „miniaka” i śmigaj nim w jakąś fajną trasę. Najlepiej na kręte górskie rajdowe odcinki specjalne albo na tor. Nie wiem czy wiecie, ale MINI GP robi Nordschleife w mniej niż 8 minut. Możecie sprawdzić...

Samochód pochodził z wypożyczalni www.project-car.pl, więc jeśli chcecie sami przekonać się czym jest MINI GP polecam. Więcej zdjęć znajdziecie na Facebooku i Instagramie, a krótki onboard z Walimskich Patelni na YouTube.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz