Ofensywa Lexusa trwa w najlepsze
Lexus konsekwentnie poszerza swoje portfolio. Wszystko zaczęło się od zapowiedzi sprzed 1,5 roku, kiedy to wraz z premierą elektrycznego RZ-a pokazano trzy inne, w domyśle również elektryczne modele: dużego SUV-a, sportowego sedana, być może dostępnego również w wersji shooting brake (czyżby powrót IS-a?) i superauto, które automatycznie zostało określone spadkobiercą kultowego LFA.
Zaledwie dwa miesiące temu odbyło się tournée po polskich salonach Lexusa poświęcone zupełnie nowemu, kompaktowemu crossoverowi LBX (o czym możecie przeczytać tutaj), w podobnym czasie za oceanem pokazano duże SUV-y TX i GX (kto wie, może któryś z nich trafi również do Europy), a jeszcze na zakończenie lata, Lexus zaserwował nam kolejne nowe „danie” pod postacią pierwszego vana tej marki, modelu LM. Jeśli komuś wciąż mało, to jeszcze tej jesieni na targach w Tokio zostanie zaprezentowany prototyp zapowiadający nową linię elektrycznych modeli Lexusa. Czekam z niecierpliwością.
Miałem okazję poznać nowego LM-a podczas jego statycznej prezentacji w salonie Lexus Wrocław i właśnie w czasie gdy dziennikarze w Krakowie i jego okolicach odbywają pierwsze jazdy próbne tymi autami, chciałbym się podzielić swoimi spostrzeżeniami i opisać nieco to bardzo ciekawe auto.
Lexus LM nie jest zwykłym vanem (bo przedrostek mini jest tutaj jakby nie na miejscu), ale wpisuje się w nową niszę luksusowych transporterów osobistych. Zresztą sama jego nazwa LM to skrót od Luxury Mover. LM to również czwarty model Lexusa przygotowany w ramach koncepcji „New Chapter”, według której powstały najnowsze generacje NX-a, RX-a oraz zupełnie nowy elektryczny RZ.
Jeśli chodzi o wygląd, to z daleka rozpoznamy, że LM to prawdziwy Lexus. Mimo iż jest on mocno spokrewniony konstrukcyjnie z dobrze znaną w Japonii Toyotą Alphard, to Lexusowi udała się sztuka nadania autu indywidualnego charakteru, przez co tak naprawdę tylko osoba dobrze rozeznana w temacie (jak ja na przykład) jest w stanie powiązać te dwa auta ze sobą. Drugą ciekawostką może być fakt, że auto, które widzicie na zdjęciach jest tak naprawdę już drugą generacją tego modelu. Pierwszy LM był oferowana od 2020 roku i dostępny tylko w Chinach i kilku innych krajach azjatyckich, o dziwo z wyłączeniem rodzimej Japonii.
Spotkałem się ze stwierdzeniem, że na zdjęciach, bez perspektywy porównawczej, LM wygląda niczym japoński kei car, czyli zminiaturyzowane auto przygotowane specjalnie na „ciasny” japoński rynek. Nic bardziej mylnego ponieważ Lexus LM ma długość 5130 mm, szerokość 1890 mm (bez lusterek), wysokość 1945 mm (zmieści się do garażu podziemnego) i rozstaw osi wynoszący równe 3000 mm. Spory, prawda? Nawet 19-calowe koła z oponami 225/55 wyglądają nazwijmy to "dyskretnie" przy ogólnych gabarytach samochodu.
Zapytacie, kto może być zainteresowany Lexusem będącym pięciometrowym vanem? Chociażby hotele i lotniska, gdzie sprawdzi się on idealnie jako luksusowy shuttle bus. Właściciele firm oferujący transport VIP-ów (VIP taxi) również mogą być zainteresowani posiadaniem takiego auta w swoim parku maszyn. Gwiazdy muzyki również lubią być dowożone na scenę w komfortowych warunkach. Wbrew pozorom zastosowań jest naprawdę wiele. Z pewnością pomoże w tym fakt, że Lexusa LM możemy mieć zarówno w wersji siedmioosobowej, jak i w formie czteroosobowej salonki. Ale może wszystko po kolei.
Więcej za mniej
Tak, to nie pomyłka. Tańsza, choć nie tania jest wersja 7-osobowa, zaś ta droższej pomieści „tylko” cztery osoby wraz z kierowcą. Spokojnie, jak się przekonacie to nie jest żadna wersja brygadowa, a pełnoprawna salonka na kołach. Oba warianty Lexusa LM dostępne są tylko i wyłącznie w odmianie 350h AWD, czyli z napędem na obie osie.
Zacznijmy więc od „rodzinnej” odmiany, w której z przodu mamy dwa standardowe fotele, w drugim rzędzie dwa lotnicze super-fotele, a z tyłu dzieloną w połowie i składaną na boki trzyosobową kanapę.
O ile przednie siedzenia są w pełni elektryczne (podgrzewanie i wentylowane również), o tyle te w środkowym rzędzie dopiero pokazują, czym jest luksus w aucie. Mają one możliwość rozłożenia do pozycji półleżącej, mają wysuwaną podpórką pod łydki, wbudowaną funkcję masażu, rozkładany stoliczek schowany w podłokietniku tuż obok zamykanego cupholdera, czy też gniazdo mocy USB, oczywiście oddzielne dla każdego z pasażerów. Do sterowania funkcjami dostępnymi dla podróżujących na tych fotelach służą dwa oddzielne piloty przypominające swą formą smartfona, dokowane w wyprofilowanych uchwytach stanowiących przedłużenie środkowych podłokietników. Nie muszę chyba wspominać, że boczne drzwi przesuwne są sterowane elektrycznie, podobnie jak rolety zasłaniające okna w przestrzeni pasażerskiej (te w trzecim rzędzie i oknie dachowym również). Do dyspozycji pasażerów jest gniazdo HDMI i 220V do 1500 W, które znajdziemy w konsoli środkowej oraz w przestrzeni bagażowej.
Trzeci rząd siedzeń jest rozwiązany w bardzo sprytny sposób. Otóż oparcie dzielonej kanapy możemy bardzo łatwo złożyć, a obie jej połówki podnieść do pionu, tuż przy bocznych ścianach nadwozia i w ten sposób zablokować. To wszystko możemy zrobić w zasadzie przy użyciu jednej ręki. Bagażnik wersji siedmioosobowej ma objętość 110 litrów przy dostępnych wszystkich siedmiu miejscach i aż 1191 litrów przy usunięciu tylnej kanapy.
Napisałem, że wersja 7-osobowa to więcej za mniej ponieważ jest to tańsza odmiana Lexusa LM. W Polsce możemy ją kupić jedynie w standardzie Prestige i w chwili debiutu wyceniona została na 599 900 PLN.
Tu się dopiero zaczyna luksus
Salonka, bo takim określeniem nazwałem wersję czteroosobową LM-a to jeszcze większy luksus, zwłaszcza dla pasażerów siedzących z tyłu. O ile kabina kierowcy niewiele odbiega od tańszej odmiany 7-osobowej, o tyle za przednimi fotelami mamy... przegrodę znaną chociażby z naprawdę luksusowych, często przedłużanych limuzyn.
W przegrodzie tej zainstalowano elektrycznie opuszczane okno z elektrochromatyczną powłoką, która za naciśnięciem przycisku zmienia jego przejrzystość z pełnej na całkowicie matową. Oczywiście tutaj również możemy sterować wszystkimi funkcjami zdalnie, siedząc wygodnie w jednym z dwóch foteli wyjętych prosto z pierwszej klasy którejś z renomowanych linii lotniczych.
Wracając do wspomnianej przegrody, to zabudowano w niej również głośniki, lodówkę na szampana lub inne trunki, odchylane schowki (na buty), uchwyty na parasolki z ociekaczami, czy w końcu ogromny 48-calowy ekran z gniazdem HDMI zamontowany tuż pod oknem łączącym nas z przedziałem kierowcy i zasiadającego obok niego naszego osobistego konsjerża. Ekran ten możemy podzielić na pół więc każdy z dwojga pasażerów może z niego korzystać wedle swego uznania.
Jeśli to nadal Wam nie zaimponowało, to dodam jeszcze, że Lexus LM jest chyba jedynym znanym mi autem, które wyposażono w elektrycznie opuszczane okna w elektrycznie przesuwanych drzwiach bocznych. Przy tym wszystkim komplet gniazd USB i indukcyjne ładowarki ukryte w dodatkowych schowkach w ścianach bocznych nie robią już zbytnio wielkiego wrażenia. Po prostu w czteroosobowym LM-ie gdzie się nie obejrzysz, tam zaskakuje cię jakieś nowe, czasem ukryte rozwiązanie podnoszące komfort podróżowania i o to właśnie w idei tego auta Lexusowi chodziło.
Aha, za indywidualnymi fotelami drugiego, tym razem ostatniego rzędu spokojnie zmieszczą się walizki naszego VIP-a. 752 litry wystarczą zarówno na bagaż podręczny, jak i ten rejestrowany.
Czteroosobowa odmiana Lexusa LM oferowana jest tylko i wyłącznie w topowym poziomie wyposażenia, który w Lexusie tradycyjnie nosi nazwę Omotenashi i kosztuje 729 900 PLN. Gwarancja na auto obejmuje okres 3 lat lub 100 000 km przebiegu z opcją przedłużenia do lat 10 lub 185 000 km przebiegu. Na napęd hybrydowy Lexus daje 5 lat gwarancji i również 100 000 km przebiegu, a na sam akumulator napędu hybrydowego gwarancję możemy przedłużyć do lat 10. Do tego powłoka lakiernicza ma 3-letni okres gwarancji, a odporność blach na perforację do lat 12, bez ograniczeń co do przebiegu.
Lexus LM w obu odmianach dostępny jest w czterech dystyngowanych kolorach, z których moim zdaniem najciekawszy jest Sonic Agate, który w zależności od padającego na auto światła mieni się od ciemnej wiśni, przez fiolet, aż po odcienie bliskie czerni. Wiem o czym mówię, bo właśnie jeden z trzech dostępnych tego dnia egzemplarzy LM-a pomalowano właśnie na ten kolor. Jeśli chodzi o tapicerkę skórzanych foteli, to w obu wersjach mamy do dyspozycji czerń lub piaskową biel.
Co napędza nowego LM-a?
Pod maską znajdziemy 2,5-litrowy, czterocylindrowy silnik o mocy 250 KM i maksymalnym momencie obrotowym 239 Nm. Napęd na wszystkie cztery koła przekazuje bezstopniowa skrzynia E-CVT, której konstrukcja opiera się na przekładni planetarnej. Prędkość maksymalna Lexusa LM to 190 km/h, a czas rozpędzania od 0 do 100 km/h zajmuje 8,7 sekundy.
Według danych Lexusa, nowy LM powinien zadowolić się 7,4 litrami benzyny na 100 kilometrów. Dlatego też zastosowano w nim względnie mały zbiornik paliwa o pojemności 60 litrów, który w teorii powinien nam dać zasięg do 800 kilometrów na jednym tankowaniu.
Czy Lexus równa się sukces?
W ostatnim czasie pojawiam się nieco częściej we wrocławskim salonie Lexusa i muszę przyznać, że auta te cieszą się naprawdę sporą popularnością. Czy będzie to dotyczyć również nowego LM-a czas pokaże. Moim zdaniem auto to znajdzie swoje miejsce na rynku. Z pewnością przychylnie spojrzą na niego ci, dla których Maybach lub Rolls Royce są zbyt ostentacyjne, a Klasa V czy chociażby elektryczny Maxus Mifa 9 mają zbyt mało prestiżu (chociaż w tym drugim wypadku trudno mówić o jakimkolwiek prestiżu, nawet jeśli cena tego auta to połowa ceny LM-a).
Gdzieś czytałem, że Lexus Polska żywi nadzieję, że 40% volumenu sprzedaży LM-a stanowić będzie bardziej luksusowa odmiana 4-osobowa i przy założeniu rocznej sprzedaży na poziomie kilkudziesięciu, no może trochę ponad stu egzemplarzy sądzę, że jest to jak najbardziej możliwe do osiągnięcia. Na pewno auto to ubarwi ulice naszych miast i będzie kolejnym, za którym ludzie będą się obracać. Szczególnie gdy przemknie koło nich bezszelestnie, korzystając ze swojego napędu hybrydowego.
Więcej zdjęć z premiery nowego Lexusa LM w salonie Lexus Wrocław znajdziecie na Facebooku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz