czwartek, 6 maja 2021

Nr 45: 2021 Volkswagen ID.4 1st Max 77 kWh 204 KM

Lubimy wierzyć w cuda. Mamy diety cud, cudowne dzieci, cuda na kiju i cuda wianki. W naszej „mitologii” słowo „cud” zajmuje szczególne miejsce.

Cudownym „lekiem” na motoryzację przyszłości ma być napęd elektryczny. Obecnie każdy szanujący się producent oferuje przynajmniej jeden w pełni elektryczny model produkowany, nazwijmy to, seryjnie. Po przetarciu pierwszych szlaków, elektryki coraz pewniej moszczą się na każdej grzędzie motoryzacyjnego kurnika i chcąc nie chcąc, musimy się z tym pogodzić.

Elektryfikacja motoryzacji nie jest wbrew pozorom taka straszna i coraz więcej osób przekonuje się, że z elektrykami da się żyć. Niestety póki co ceny elektryków wciąż nie są u nas konkurencyjne wobec aut ze spalinowymi silnikami, a i nasza władza jakoś nie kwapi się, żeby promować alternatywny rodzaj napędu wśród swoich obywateli.

1. Czym jest?

Volkswagen wprowadza właśnie do swojej oferty drugi w pełni elektryczny model opracowany na modułowej platformie MEB przeznaczonej do aut właśnie tego typu. W uproszczeniu jest ona niczym kromka chleba kryjąca w sobie baterie i silnik elektryczny, na której jak w samoobsługowej stołówce możemy sobie położyć co tylko dusza zapragnie. Mimo wspólnej platformy ID.4, o którym dzisiaj mowa jest całkiem innym pojazdem niż opisywany przeze mnie niedawno mniejszy, pierwszy elektryczny Volkswagen, czyli kompaktowe ID.3.

Warto nadmienić, że niedawno Volkswagen ID.4 otrzymał prestiżowy tytuł Światowego Samochodu Roku 2021 (World Car of the Year), więc spędzenie trzech dni z dopiero co zaprezentowaną i już nagrodzoną nowością sprawiło mi szczególną przyjemność.

2. Jak wygląda?

Oj wygląda, jak on wygląda! Szczerze powiedziawszy, użytkując ID.4 przez kilka dni nie spotkałem osoby, której auto by się nie spodobało. Co więcej, przyciąga ono na tyle uwagę, że trudno mi policzyć, ile razy byłem wciągany w rozmowę na jego temat przez obce mi osoby. Oczywiście cierpliwie tłumaczyłem niuanse tego auta każdemu zainteresowanemu, wszak poczułem się niczym promotor elektrycznej motoryzacji.



W czasie powolnego cruisingu po mieście nadałem ID.4 przydomek karkołamacza. Auto to z pewnością nie jest odpowiednie dla kogoś, kto chce zachować anonimowość. Po prostu jadąc nim możemy poczuć się jak celebryci. Masywna sylwetka, 21 calowe koła oraz trójkolorowe malowanie nadwozia robią swoje. ID.4 wygląda niczym hotwheels powiększony do naturalnych rozmiarów.

Wspomniane elementy wchodzą w skład pakietu przygotowanego dla wersji 1st Max, której w konfiguratorze na stronie Volkswagena już nie znajdziemy. Gdybyśmy jednak chcieli zamówić swojego ID.4 w identycznym zestawieniu kolorystycznym, musimy liczyć się z dopłatą 2 650 za niebieski lakier Dusk Metalik z czernią na dachu oraz dodatkowe 2 920 PLN za srebrne relingi dachowe i listwy biegnące od słupków A do C. 21-calowe obręcze aluminiowe Narvik o szerokości 8,5 cala z przodu i 9 cali z tyłu, które obuto w samouszczelniające się opony o rozmiarze 235/45 z przodu i 255/40 z tyłu kosztuję dodatkowe 7 340 PLN (z wliczonym zabezpieczeniem przeciwkradzieżowym). Może i nie są to tanie „ekstrasy”, ale za te 13 000 PLN zdecydowanie poniesiemy walory estetyczne auta i z cichej (jak to elektryk) myszki przeobrazimy je w rasową bulwarówkę.

Pamiętajcie, że ID.4 nie jest autem małym. Ma 4,6 metra długości, 1,85 metra szerokości (bez lusterek) i 1,63 metra wysokości, czyli rozmiarowo wpasowuje się pomiędzy Tiguana i Tiguana Allspace.


3. Jakie ma wnętrze?

Wnętrze wygląda niczym to, które mogliśmy jeszcze kilka, czy kilkanaście lat temu oglądać w samochodach koncepcyjnych prezentowanych na największych wystawach motoryzacyjnych świata lub w filmach science fiction. Deska rozdzielcza swoim stylem nawiązuje do tego, którą znam już z ID.3, ale jest zdecydowanie większa, tak jak i większe jest całe wnętrze ID.4.


W aucie wygodnie zmieści się pięcioro pasażerów. Siedzi się w nim stosunkowo wysoko ponieważ cała podłoga to bateria ogniw magazynujących energię. Widać to zwłaszcza po otwarciu drzwi, bo ta „pajda” chleba jest naprawdę gruba. Plusem takiej architektury podwozia jest płaska podłoga na całej powierzchni wnętrza auta. Oczywiście pomiędzy fotelami zabudowano konsolę, w której znajdują się między innymi dwa cupholdery i duży schowek zasłaniany roletą, w którym umieszczono bezprzewodową ładowarkę i gniazda USB typu C, ale służy ona tylko do celów poprawy komfortu podróżowania, nie kryje w sobie żadnych elementów mechanicznych.

ID.4 1st będące wersją inaugurującą to auto na rynku było bardzo dobrze wyposażone. Z ciekawszych rzeczy warto wspomnieć o ogromnej panoramie pokrywającej praktycznie całą powierzchnię dachu, nawigacji, trzystrefowej klimatyzacji, radarze monitorującym pojazdy i przeszkody znajdujące się przed nami i za „winklem”, systemie monitorującym niekontrolowane przekraczanie pasa lub skrajni jezdni, kamerze 360º monitorującej cały obszar wokół pojazdu, wyświetlaczu przeziernym HUD wzbogaconym o elementy rzeczywistości rozszerzonej, czy też w pełni elektrycznie sterowanych przednich fotelach ergoActiv z pamięcią ustawień i masażem!


Szara tapicerka Soul, którą obito fotele i kanapę sprawia bardzo miłe wrażenie i fajnie kontrastuje ze skórzanymi boczkami Florence w kolorze brązu. Na oparciach zaś odnaleźć można ładne, nazwijmy to technicznie pisane inskrypcje ID.

Podobnie jak w ID.3, również tutaj deska rozdzielcza opiera się w większości na dotykowym sterowaniu, a najważniejsze funkcje możemy znaleźć w menu na centralnym wyświetlaczu dotykowym, zdecydowanie większym od tego, który można spotkać we wspomnianym już wielokrotnie ID.3.

Wracając jednak do wyświetlacza head up display z rozszerzoną rzeczywistością, to przejawiała się ona między innymi tym, że zbliżając się do pasa rozdzielającego jezdnie system zmieniał go w pomarańczową, drżącą frytkę, a strzałki nawigacji przybliżały się do nas wraz ze zbliżaniem się do planowanego skrętu. Gdy z jakiegoś powodu go minęliśmy przelatywały one przez nas niczym rój meteorytów. Fajne wrażenie, nie powiem.

Oprócz tego w przednim podszybiu, na praktycznie całej jego szerokości znajduje się pas świetlny, element systemu ID.Light, który w zależności od sytuacji może wyświetlać nam kierunek skrętu podpowiadany przez nawigację (niebieskie światło przelatujące w stronę, w którą mamy skręcić), ostrzegać przed zbyt szybkim zbliżaniem się do auta zwalniającego przed nami (czerwone jednostajne światło), albo informować, że auto właśnie się ładuje (przepływające zielone światło, niczym w K.I.T.T. z kultowego serialu z Davidem Hasselhoffem).

Bagażnik ID.4 ma pojemność 543 litry i dwa poziomy podłogi. Pod dodatkową wnęką wygospodarowano jedynie wąski schowek na kabel do ładowania, ponieważ w pozostałej części podłogi zabudowano silnik elektryczny i baterie. ID.4 (podobnie zresztą jak i ID.3) ma silnik z tyłu i napęd na tylne koła, niczym legendarny Garbus lub Porsche 911. Po złożeniu tylnej kanapy pojemność bagażnika rośnie nam do 1575 litrów. Oczywiście, jak to w wysoko rozwiniętych technologicznie autach bywa, pokrywa bagażnika ma elektryczny napęd, a otworzyć ją można machając nogą pod tylnym zderzakiem. Trzeba tylko wiedzieć, gdzie machać, żeby pod dyskontem ludzie się na nas dziwnie nie patrzyli.



4. Jak jeździ?

ID.4, którego miałem możliwość wypróbować posiadał ten sam silnik, co mniejsze ID.3. 204 konie mechaniczne, 310 niutonometrów maksymalnego momentu obrotowego dostępnego na życzenie kierowcy praktycznie w każdym momencie i „tylko” 8,5 sekundy potrzebne na osiągnięcie prędkości 100 km/h. To o jakieś 1,5 sekundy więcej niż w ID.3, ale wziąć musimy pod uwagę fakt, że ID.4 waży już ponad 2 tony, z czego jakieś 500 kilogramów przypada na komplet baterii zabudowanych w podłodze.

Dopiero co zarejestrowany (P1 ID4) egzemplarz demonstracyjny miał na liczniku jedyne 388 kilometrów przebiegu więc trudno mi powiedzieć jakie spalanie... zużycie energii będzie on osiągał po przebyciu dłuższego dystansu. Od siebie dołożyłem mu jakieś 550 kilometrów i w tym czasie zużycie energii wahało się od 20 do 25 kWh, przy temperaturze otoczenia oscylującej w okolicach 10 stopni Celsjusza. Mając pod nogami największą dostępną obecnie baterię o pojemności 77 kWh mamy do dyspozycji jakieś 350 kilometrów realnego zasięgu. Przy delikatnej jeździe sądzę, że dałoby się dojść do 400 km, ale biorąc pod uwagę fakt, że baterii nie należy rozładowywać do zera i ładować do pełna, realna pojemność do doładowania to jakieś 60-65 kWh. Oczywiście producent deklaruje zasięg sięgający 500+ kilometrów, ale był on mierzony według wytycznych normy i w zapewne o wiele bardziej sprzyjających warunkach pogodowych i temperaturowych niż te, które panowały u nas tej wiosny.

Biorąc pod uwagę fakt, że 1 kWh na stacji szybkiego ładowania kosztuje w granicach 2 złotych, a pobrana z domowej instalacji jakieś 60 groszy, to naładowanie ID.4 77kWh do pełna będzie nas kosztować odpowiednio 130 PLN i 40 PLN, czyli jakieś 33 PLN lub 10 PLN za każde przejechane 100 kilometrów. Przy tych wyliczeniach widać, że nocne domowe ładowanie pozwoli nam zdecydowanie zredukować koszty energii potrzebnej do zasilania elektryka. Co prawda ładowanie takie trwa długo, ale w tym czasie możemy po prostu pójść spać. Oryginalny kabel do ładowania z sieci 230V kosztuje 760 PLN, ale ze względu na to, że takie ładowanie może trwać kilkanaście godzin, polecam zaopatrzenie się w kabel z wtyczką 400V (tak zwaną „siłą”), której niestety nie znalazłem w oficjalnym cenniku Volkswagena. Są w nim za to ładowarki naścienne ID.Charger wycenione na 2 100 PLN do 4 700 PLN. Warto jednak wcześniej skonsultować się z elektrykiem i dostawcą energii, żeby upewnić się, że sieć w waszym domu i okolicy udźwignie zwiększone zapotrzebowanie na szybki prąd.

Wracając do suchych danych, to poniżej przytaczam dwie dłuższe trasy pokonane ID.4 na przysłowiowego „strzała”.

Trasa nr 1: 176 kilometrów drogą krajową z nielicznymi fragmentami ekspresówki. Średnia prędkość przejazdu 66 km/h, a czas przejazdu wyniósł 2 godziny 40 minut. W tym czasie bateria zmniejszyła swoją pojemność o 49%, średnie zużycie prądu wyniosło 20,4 kWh/100km i w teorii bylibyśmy w stanie pokonać jeszcze 169 kilometrów do wyczerpania zapasu energii,

Trasa nr 2: 166 kilometrów drogą jak wyżej, ale z mniejszym oszczędzaniem auta. Średnia prędkość uzyskana to 70 km/h, a czas przejazdu 2 godziny 22 minuty. W tym czasie wyczerpaliśmy 47% baterii uzyskując średnie zużycie prądu na poziomie 21,5 kWh/100km i zostało nam jeszcze 175 kilometrów możliwe do przejechania.



5. Podsumowując:

Jeśli Tesla zrobiła pierwszego luksusowego elektryka, Rimac pierwsze elektryczne superauto, to VW odpowiada za pierwszego elektrycznego SUV-a (no dobra, nie licząc Tesli X, ale to poniekąd inna liga).

No i warto podkreślić, że tak jak i inne SUV-y i crossovery, tak i ID.4 terenówką nie jest i być nią nie zamierza. W zasadzie to nikt nie powinien tego od niego wymagać, ale na łono natury ID.4 spokojnie nas dowiezie... i to w pełnej ciszy, nie płosząc sarenek i zajączków.

ID.4 1st Max kosztował swego czasu niespełna 250 000 PLN, a obecnie podobnie skonfigurowana wersja Pro z tej samej wielkości baterią kosztuje nieco powyżej ćwierć miliona złotych polskich. Czy to dużo? Na pierwszy rzut oka wydaje się że tak, ale przecież równoważnego Tiguana również łatwo skonfigurować na 200 tysięcy plus. Problemy z mniejszym zasięgiem rekompensować mają nam tańsze koszty „paliwa” i fakt, że w ID.4 odpada część czynności obsługowych i wymian zużywających się elementów osprzętu silnika spalinowego, którego w ID po prostu nie ma.


Oczywiście decyzję i tak podejmą finalni klienci i z zaciekawieniem będę czekał na podsumowanie roku 2021 na rynku motoryzacyjnym, żeby się przekonać ile osób skusiło się na pierwszego elektrycznego SUV-a od Volkswagena.

Samochód został mi udostępniony przez Volkswagen Rzepecki Mroczkowski Sp. z o.o. z Poznania, autoryzowanego dealera marki Volkswagen i Volkswagen Samochody Dostawcze, a więcej zdjęć znajdziecie na Facebooku.

Aha, i wbrew przekonaniom części foliarzy, po dwóch weekendach spędzonych z elektrykami wcale nie zacząłem świecić w ciemności i nie iskrzę przy bliższym kontakcie ;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz