piątek, 14 maja 2021

Nr 46: 2021 Toyota Yaris 1,5 VVT-i Hybrid 116 KM CVT Premiere Edition

Był rok 1999 gdy Toyota zaprezentowała sympatycznie wystylizowane auto segmentu B, które zastąpiło wysłużony model Starlet. Yaris, bo o nim będzie dziś mowa, był w owym czasie jednym z najmniejszych aut w segmencie. Ówcześni konkurenci cechowali się nadwoziami dłuższymi o przynajmniej 20 centymetrów. Być może miał na to wpływ fakt, że w Japonii auta z natury są mniejsze. Mimo to pierwszy Yaris nie przegrywał z konkurencją jeśli chodzi o przestrzeń w kabinie pasażerskiej, co zawdzięcza jej "rozdmuchaniem" wzwyż i wszerz.

Warto odnotować, że w 2000 roku pierwsza generacja Toyoty Yaris została nagrodzona tytułem Car of the Year 2000 …i ten sam tytuł w 2021 roku zdobył Yaris czwartej już generacji, nad którym chciałbym się tym razem pochylić.

1. Czym jest?

Auto zaprezentowano w 2019 roku, w dwudziestą rocznicę wprowadzenia modelu Yaris na rynek. Czwarta generacja nieco zmalała na długości (-5 mm) i o aż 40 mm na wysokości. W zamian za to otrzymaliśmy +50 mm na szerokości i o tyle samo urósł rozstaw osi. Dzięki temu Yaris nadal pozostaje autem o długości nadwozia nie przekraczającej czterech metrów i wciąż należy do najmniejszych przedstawicieli swojego segmentu. Projektantom udało się odświeżyć sylwetkę małej Toyoty nadając jej zdecydowanie więcej indywidualnych cech w porównaniu do poprzednika. Czy pozwoli to utrzymać się Toyocie na szczycie list sprzedaży w swojej klasie? Myślę, że ma na to duże szanse. O ile poprzednia, dwukrotnie odświeżana generacja stałą się popularnym autem wśród przedstawicieli handlowych z serdelkiem i śrubką na drzwiach, o tyle nowy Yaris celuje równie mocno w indywidualnych użytkowników, zwłaszcza tych płci pięknej.

2. Jak wygląda?

Dzisiaj chyba każde auto musi się czymś wyróżniać na tle swoich konkurentów. Czasy gdy auta, zwłaszcza te japońskie były do siebie bardzo podobnie odeszły już dawno w niepamięć i teraz nawet samochód klasy B musi przykuwać wzrok.

Muszę przyznać, że Yaris IV potrafi zwrócić na siebie uwagę z każdej strony. Najsłabszy wydaje się być jego profil, po którym wyraźnie widać, że kabina pasażerska została odsunięta do tyłu, a styliści za priorytet postawili sobie pasażerów przednich foteli. Nie wiem dlaczego, ale z przodu "Yariska" od razu skojarzyła mi się z sumem, a po chwili zastanowienia nawet z Darth'em Vader'em. Demonstracyjny egzemplarz to premierowa wersja specjalna odkrywczo nazwana Premiere Edition, pomalowana w dwukolorowej tonacji. Większą część nadwozia pokryto rażącą w oczy czerwienią o fantazyjnej nazwie Tokyo Fusion, która bardzo fajnie kontrastowała z czarnym dachem Night Sky. Dzieciaki od razu ochrzciły auto mianem wiewiórki i chyba coś w tym jest, nie tylko ze względu na kolor.

Jeśli jesteśmy już przy dachu, to fajnym zabiegiem stylistycznym było poprowadzenie po jego długości dwóch garbów przypominających te, które kiedyś stosowano w autach wyścigowych. Znajdują one swoją kontynuację na masce, która schodzi w dół w kierunku wspomnianego już rybiego pyska.

Ogólnie nowy Yaris ma więcej ciekawych "smaczków" stylistycznych, które na pierwszy rzut oka są niewidoczne i fajnie jest je z czasem odkrywać. Dla mnie taką niespodzianką był fakt, że belka przedniego zderzaka, na której umieszczona jest rejestracja, wcale nie jest gładka lecz ma fakturę przypominającą karbon w powiększeniu. Widać to zwłaszcza przy odpowiednim oświetleniu, np. podczas zachodu słońca.

Nie zrozumcie mnie źle, ale nowy Yaris naprawdę może się podobać. Z przodu sprawia nieco masywne wrażenie, ze to tył to wręcz synonim lekkości. Tylne światła, wyglądające niczym oczy smoka, zgrabnie ucinają linię tylnych nadkoli i łączą się ze sobą tworząc coś na kształt parapetu, na którym można sobie odstawić sushi podczas nocnych spotkań w podziemnych parkingach centrum Tokio.

No i co ważne, koła Yarisa rozstawiono praktycznie na samych rogach nadwozia, dzięki temu cechuje go duża zwrotność i gokartowe wrażenia z jazdy, które nie pogarsza zastosowanie 17-calowych obręczy aluminiowych z oponami 205/45. Szerokie rozstawienie kół widać zwłaszcza w tylnej części auta. A to "jedynie" cywilny Yaris, który tylko stał obok GR-a…



3. Jakie ma wnętrze?

Wnętrze wygląda bogato. Utrzymane jest w czarnej tonacji i nie atakuje nas przesadną ilością fortepianowych elementów wykończeniowych. Co ciekawe czarna jest również podsufitka, co dla mnie jest niezaprzeczalną zaletą jeśli chodzi o estetykę.


Deska rozdzielcza jest stosunkowo dobrze przemyślana. Mamy małe półeczki na telefon i kluczyki (akurat ta wersja miała system bezkluczykowego otwierania i uruchamiania, więc półeczka na kluczyk jak znalazł), a większość przycisków znajduje się tam, gdzie byśmy się ich spodziewali. Mankamentem, który odkryłem w zasadzie ostatniego dnia mojej przygody z Yarisem było umiejscowienie na lewo od kierownicy przycisków do regulacji wysokości świecenia reflektorów, uruchamiania halogenów i ogrzewania kierownicy, które najnormalniej w świecie schowały mi się pod kolanem. Większe mogłyby być również kieszenie w drzwiach, a ich tylna para powinna otwierać się szerzej.



Jeśli chodzi o zegary, to zastosowano trzy wyświetlacze, z których dwa skrajne ukryto w okrągłych tubach, przez co cały element przypomina "twarz" Bumblebee. Sympatyczne, nie powiem i właśnie między innymi przez takie "smaczki" to da się to auto lubić. Ponadto „na pokładzie” mamy wyświetlacz head up display i dwustrefową klimatyzację, a kierownica może być podgrzewana.

Przednie fotele wyprofilowano w bardzo ciekawy sposób. Wyglądają bardzo atrakcyjnie i kształtem oraz pikowaniami na obiciach może przywodzić na myśl auta sportowe sprzed 50-ciu lat. Niestety kąt pochylenia oparć przednich foteli możemy regulować tylko w sposób skokowy.



Również po wnętrzu da się odczuć, że dla konstruktorów priorytetem byli pasażerowie z przodu. Po ustawieniu foteli pod osoby o wzroście 180 cm, z tyłu zaczyna nam brakować przestrzeni na nogi, więc idealnym przeznaczeniem tylnej kanapy staje się miejsce dla dziecięcych fotelików. Miałem okazję usiąść z tyłu i owszem, znalazłem sobie w miarę wygodną pozycję, ale w tym wypadku z przodu zalecałbym posadowienie nieletniej osoby. Równowaga musi być.



Jeśli chodzi o bagażnik, to już po architekturze nadwozia można przewidzieć, że nie jest on zbyt obszerny. Jego objętość to niespełna 300 litrów, jest krótki ale za to stosunkowo szeroki. Pod jego podłogą, która tak naprawdę jest kawałkiem "dykty" z napruszonym materiałem znajduje się dojazdowe koło zapasowe i… plątanina pozornie tylko osłoniętych kabli.



Pokrywa bagażnika kryje w sobie kamerę cofania. Niestety w związku z tym w aucie nie uświadczymy czujników parkowania, ale faktem jest, że zwłaszcza tył Yarisa bardzo łatwo jest wyczuć podczas cofania. Prócz tego w przycisku służącym do otwierania klapy bagażnika ukryto okrągły guziczek, za pomocą którego możemy zamknąć całe auto. Ciekawe rozwiązanie, chociaż przy bezkluczykowym dostępie do auta staje się w zasadzie niepotrzebnym elementem. Przy okazji wspomnę tylko, że wraz zamknięciem auta automatycznie składają się boczne lusterka pomalowane w ten sam odcień czerni co dach.



4. Jak jeździ?

Jak już wspomniałem, Yaris swoim wyglądem obiecuje gokartowe wrażenia z jazdy. Jest on bardzo zwrotnym autem, a jego zawieszenie fajnie tłumi nierówności i nawet 17-calowe koła nie pogarszają tego wrażenia, nawet jeśli przyjdzie nam poruszać się po drodze wykonanej z tak zwanych kocich łbów.

Trzycylindrowy, dwunastozaworowy motor o mocy 116 koni mechanicznych to jednostka 1,5 VVT-i DOHC sprzęgnięta z elektrycznym silnikiem, który wspomaga przyspieszanie auta, a w czasie powolnego "cruisingu" jest w stanie samodzielnie napędzać Yarisa do prędkości 50 km/h, a nawet i więcej. Oczywiście wszystko w zakresie możliwości baterii, która ładowana może być przez wspomniany już silnik spalinowy oraz przez odzysk energii z hamowania, a po wybraniu trybu "B" przez dodatkowe obciążanie układu jezdnego w momencie odjęcia przez kierowcę gazu (podobny tryb mają samochody stricte elektryczne).



Napędem steruje skrzynia CVT, którą obsługuje się taką samą dźwignią, jaką spotkać można w przekładniach automatycznych. Cieszy fakt, że po kilkuletniej przygodzie z fikuśnymi wybierakami Toyota w swoich hybrydach wróciła do drążków, które można solidnie chwycić w dłoń.


Na szczególne podkreślenie zasługuje fakt, że nowy zespół hybrydowy napędzający Toyotę Yaris jest produkowany w polskich fabrykach Toyoty: silniki w Jelczu-Laskowicach, a przekładnie w Wałbrzychu. Oczywiste jest, że w Yarisie można znaleźć o wiele więcej komponentów "made in Poland", ale w tym wypadku można wręcz powiedzieć, że w aucie bije serce wyprodukowane w Polsce.

Zapewne wszyscy czekają na informację, ile spaliła mi ta "mała" hybryda? Otóż niewiele mniej niż klasyczna benzyna. Moje weekendowe spalanie oscylowało w okolicach 5 litrów na sto kilometrów. Tłumaczyć to można tym, że raczej nie oszczędzałem auta, było zimno i wiał silny wiatr, a połowa z blisko 300-kilometrowego "przelotu" przypadła na drogę ekspresową, na której czar hybrydy po prostu pryska. Jeśli byśmy jeździli w mieście, bez ścigania się od świateł do świateł, zwiększony udział napędu elektrycznego zdecydowanie wpłynąłby na obniżenie średniego spalania i myślę, że spokojnie dałoby się utrzymać 4-kę z przodu, a może i nawet wejść w zakres wysokich trójek.



Dane producenta mówią o średnim spalaniu na poziomie 4,3 litra na 100 kilometrów, prędkości maksymalnej rzędu 175 km/h i przyspieszeniu do 100 km/h w 9,7 sekundy. O ile prędkości nie sprawdzałem, a na zużycie paliwa jakoś szczególnie nie zważałem, o tyle mogę spokojnie potwierdzić, że setkę Yaris osiąga właśnie w jakieś 10 sekund, więc jest nawet rześkim autem. Aha, no i według tego, co podaje producent nowy Yaris Hybrid emituje 98 gramów CO2 na kilometr, co może mieć znaczenie przy zakupach flotowych, gdy firma za cel obierze sobie poziom emisji szkodliwych substancji.

5. Podsumowując:

Nowy Yaris, jak na model z ponad 20-letnią tradycją rynkową przystało, jest dojrzałym i dopracowanym samochodem. Jego charakter i bogate wyposażenie wersji Premiere Edition spowodowało, że na myśl przyszło mi jeszcze bardziej lifestylowe Mini. Niestety cena tego konkretnego egzemplarza Toyoty Yaris idzie w parze z jego "szczególnością" i również sięga pułapu aut premium. Prezentowana wersja jest wyceniona w chwili obecnej na 93 000 PLN, a to sporo jak na auto klasy B. Biorąc jednak pod uwagę "smaczki", jakimi raczy nas nowy Yaris, może być to dla niektórych cena do przełknięcia. Może nie dla osób którzy szukają utylitarnego auta za konkurencyjną cenę. Takich możemy odesłać na przykład po Sandero. Toyota jest świadoma swojej jakości i się po prostu ceni.

Należy również wziąć pod uwagę, że Yaris nie jest i nie był nawet pomyślany jako auto rodzinne. Koncentruje się na komforcie kierowcy i pasażera przedniego fotela, pozostawiając tylną kanapę jako awaryjne miejsca. W wersji Premiere Edition wydaje się być idealnym autem dla dobrze zarabiającej młodej singielki czy chociażby "z zawodu żony" średnio sytuowanego męża. Na pewno hybrydowy Yaris na drugie auto w domu nadaje się idealnie. Oczywiście pod warunkiem, że ktoś może sobie pozwolić na wydanie blisko 100 000 PLN na auto "po bułki".

Samochód został mi udostępniony przez Toyota Nowakowski z Bielan Wrocławskich, autoryzowanego dealera marki Toyota, a więcej zdjęć znajdziecie na Facebooku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz