wtorek, 16 sierpnia 2022

Eventy: Beyond Zero Roadshow w Toyota Dobrygowski

Obecnie każdy szanujący się producent samochodów stawia na pełną lub częściową elektryfikację swoich modeli. Nic więc dziwnego, że przybywa również eventów promujących napędy alternatywne. Jednym z nich jest Beyond Zero Roadshow, który odwiedza właśnie kolejnych dealerów Toyoty. Miałem okazję pojawić się w salonie Toyota Dobrygowski w Długołęce pod Wrocławiem żeby bliżej poznać cztery prezentowane podczas tego wydarzenia samochody.

Co prawda użycie słowa „roadshow” w nazwie tego cyklu imprez może być nieco mylące, ponieważ póki co prezentacje są tylko statyczne. Przypuszczam iż wynikać może to z faktu, że 3 na 4 z eksponowanych aut pochodzi z parku generalnego przedstawiciela Toyota Central Europe (dawniej Toyota Motor Poland) i jest transportowane pomiędzy kolejnymi autoryzowanymi przedstawicielami. Wydaje mi się, że również specjaliści przybliżający prezentowane samochody pochodzą z centrali i wspomagają lokalnych doradców handlowych. Niemniej jednak mam nadzieję, że wkrótce nadarzy się okazja do przetestowania któregoś z tych aut na drodze.

Ze względu na wydarzenie, na jeden dzień całkowicie wyczyszczono przestrzeń wystawową salonu Toyoty, aby w odpowiedni sposób wyeksponować cztery ekologiczne modele tego producenta. Należy pamiętać, że Toyota już od ćwierćwiecza zajmuje się nowymi technologiami pozwalającymi ograniczyć wpływ motoryzacji na środowisko i udało się jej sprzedać w tym czasie ponad 20 milionów hybryd. Obecnie chyba trudno o większego specjalistę w tej dziedzinie, zwłaszcza że w autach Toyoty znaleźć już możemy piątą generację hybrydowego układu napędowego.

Wracając jednak do wydarzenia, to prócz atrakcji dla dzieci, poczęstunku w formie lemoniady i lodów, konkursów z nagrodami, czy też prezentacji nowoczesnych rozwiązań technicznych w formie przyjaznej dla zwykłego użytkownika, głównymi bohaterami były cztery ekologiczne Toyoty: najnowsza Corolla Cross z napędem hybrydowym HEV, RAV4 w wersji PHEV, czyli hybryda typu plug-in z możliwością doładowania z gniazdka instalacji domowej oraz stacji ładowania dla typowych elektryków, hybrydowy Mirai, czy w końcu najnowszy, pierwszy w pełni elektryczny samochód Toyoty – model bZ4X.

Zacznijmy więc może od nowej technologii w znanym już nam opakowaniu, czyli ładowanej z kabla RAV4. Samochód ten wyposażono w 2,5 litrowy silnik współpracujący z przekładnią e-CVT, który wraz z napędem elektrycznym osiąga sumaryczną moc 306 KM (sam silnik spalinowy ma koni 185). Zastosowanie silnika elektrycznego umożliwia napędzanie auta na wszystkie cztery koła. Jest to tak zwany układ AWD-i, który miałem już możliwość poznać w Yarisie Cross.


Baterie zastosowane w RAV4 Plug-in Hybrid według zapewnień producenta powinny zagwarantować nam zasięg EV do 75 km w trybie mieszanym i aż do 98 km w jeździe miejskiej. Dlatego też w oficjalnych materiałach reklamowych znajdziemy średnie zużycie paliwa na poziomie 1 litra na 100 km. Należy jednak pamiętać, że podawane jest ono z maksymalnym naładowaniem i użyciem baterii elektrycznych.

Samochód przyspiesza do pierwszej setki w 6 sekund (wiadomo, wspomagany silnikiem elektrycznym, który „ciągnie” od samego dołu), ale drugiej setki już nie osiągnie ponieważ prędkość maksymalną ograniczono do 180 km/h (w trybie EV do 135 km/h).

Ile kosztuje RAV4 "w pluginie"? Przynajmniej 222 400 PLN, bo tyle trzeba dać za wersję Dynamic. Lepiej wyposażone Selection to wydatek 241 000 PLN, a z pakietem VIP, czyli taka jaką widzicie na zdjęciach, to już 255 800 PLN. Powoli wkraczamy tu w tereny większego Highlandera, ale jego póki co nie dostaniemy w wersji PHEV. Kolor auta prezentowanego podczas eventu to połączenie Imperial Red z Attitude Black i nie wymaga on dopłaty w poziomie Selection.

Tuż obok RAV4 z nową wersją napędu stała Corolla Cross, czyli nowe auto ze „starym” układem hybrydowym. Starym ponieważ jest to typowy HEV, w którym kierowca nie ma (albo do niedawna nie miał) wpływu na to, w jakim trybie jedziemy. Obecnie Toyota wprowadziła już piątą generację swojego układu hybrydowego i możemy już przyciskiem EV w ograniczonym stopniu decydować o tym, czy naprawdę krótki odcinek drogi pokonamy bez emisji substancji szkodliwych, co w niektórych wypadkach może mieć kluczowe znaczenie w dotarciu do celu podróży.

Czym jest Corolla Cross? Brakującym ogniwem między C-HR i RAV4. Od tej pierwszej jest o kilka centymetrów większa i jednocześnie oferuje bardziej klasyczną formę nadwozia, a od RAV4 zaś jest o kilkanaście centymetrów krótsza.


Toyota Corolla Cross ma tradycyjną dla kompaktowych SUV-ów formę nadwozia. Nie znaczy to jednak, że jest nudna. Przód sprawia naprawdę dobre wrażenie, wygląda dynamicznie i elegancko zarazem. Od razu widać, że to Toyota, ale nie mamy tu ekstrawagancji typowej dla C-HR lecz powściągliwość, którą cechuje się chociażby Highlander. Nieco w opozycji do przodu stoi bardziej stonowana stylistyka tyłu. Należy pamiętać, że jest to auto skierowane do bardziej konserwatywnej klienteli, co było chociażby widać po gościach, którzy swoje pierwsze kroki kierowali ku Corolli Cross właśnie. Druga rzecz to potrzeba zaoferowania godziwej przestrzeni bagażowej dla rodziny z dziećmi i tu Toyota daje im zacne 425 litrów w podstawie.

Corolla Cross jest uzupełnieniem kompaktowej gamy modelowej Toyoty, która dotychczas ograniczała się do trzech klasycznych wersji nadwoziowych: 5-drzwiowego hatchbacka, sedana i kombi. Teraz mamy w ofercie jeszcze SUV-a o długości 4460 mm, szerokości 1825 mm i wysokości 1620 mm.

Pod maską najnowszego Crossa znajdziemy tylko jeden silnik. Jest to hybrydowy 2,0 Dynamic Force osiągający 197 KM mocy (152 KM z samej jednostki spalinowej), współpracujący z przekładnią e-CVT i wraz z silnikiem elektrycznym oferujący nam w opcji również napęd na cztery koła ADW-i. Przyspieszenie 0-100 km/h powinno nam zająć nieco powyżej 8 sekund, a średnie spalanie paliwa według danych producenta powinno wahać się pomiędzy 5,0 i 5,4 l/100 km. Miałem już okazję przekonać się, że danym spalania podawanym przez Toyotę należy wierzyć, więc i w tym wypadku nie mam podstaw żeby podejrzewać, że wartości te są zaniżone.

Corolla Cross kosztuje od 142 800 PLN za bazową wersję nazwaną przekornie Comfort i jest to mniej niż najdroższa C-HR'ka. Wyżej mamy Style wyceniony na przynajmniej 155 600 PLN i typowe dla Toyoty, bogato wyposażone Premiere Edition za 173 300 PLN (+4 900 PLN z panoramicznym dachem Skyview). Co ciekawe podobne ceny ma większa RAV4, która obecnie również startuje od 140 900 PLN (Comfort od 150 900) więc zastanawiam się, czy Corolla Cross nie padnie częściowo ofiarą przekonania, że można mieć więcej za te same pieniądze.

Odpocznijmy sobie trochę od SUV-ów i przejdźmy do sportowej limuzyny z unikatowym na skalę światową hybrydowym napędem, czyli drugiej już generacji Toyoty Mirai, która jest oficjalnie dostępna w polskiej sieci dealerskiej. O Mirai wszyscy napisali już chyba wszystko, więc jak się ograniczę do garści danych i krótkiej opinii na temat tego auta.

Mirai jest tak naprawdę autem elektrycznym, które prąd czerpie z reakcji elektrochemicznej wodoru z tlenem, w efekcie której powstaje energia i... woda. Tak, z rury wydechowej Mirai kapie woda, a przy okazji samochód pobierając tlen z otoczenia oczyszcza go, dzięki czemu jest jeszcze bardziej eko.

Wodór jako źródło energii to obecnie ułamek procenta w skali światowej i żeby to zmienić należałoby zadbać o całą infrastrukturę, bo co nam po tym, że auto wodorowe łączy zalety elektryka z możliwością zatankowania go w 5 minut, jak w klasycznym aucie spalinowym, skoro w naszym kraju nie ma póki co gdzie go zatankować. Jak się okazuje głównymi, o ile nie jedynymi klientami decydującymi się na to auto w Polsce są firmy związane z produkcją wodoru, w czym jesteśmy podobno w światowej czołówce.

No dobrze, silnik Mirai (nie wiem czemu, ale odmiana tej nazwy jakoś mi nie leży) ma moc 182 KM i maksymalny moment obrotowy 300 Nm. Napęd przekazywany jest na tylne koła, samochód przyspiesza do 100 km/h w 9 sekund i jest w stanie osiągnąć prędkość maksymalną 175 km/h. Według danych producenta zużycie wodoru kształtuje się na poziomie 0,84 kg/100 km, a w sprzyjających warunkach zasięg na jednym tankowaniu może wynieść nawet 650 km.

Wystarczy może tych danych i teraz pora na trochę wrażeń. Nie patrząc na parametry techniczne, a bardziej na formę blisko 5-metrowej długości nadwozia, Mirai kojarzy mi się z tak modnymi ostatnio usportowionymi sedanami. Naturalnym jest, że chciałoby się go postawić w jednej linii z na przykład VW Arteonem, a z drugiej strony widać w nim echa chociażby Audi A5 Sportback, czy też Mercedesa CLS. Dla aut premium należy jednak zostawić pole do popisu Lexusowi. Co ciekawe Mirai jest właśnie blisko spokrewniony z Lexusem ponieważ dzieli swoją techniczną bazę z modelami LC/LS.

Niestety opadająca i daleko poprowadzona linia dachu wpłynęły negatywnie na rozmiar wnęki bagażnika, a zabudowane wzdłuż i w poprzek zbiorniki na sprężony wodór skutecznie ograniczają jego pojemność do skromnych 321 litrów. Można było pokusić się o zastosowanie klapy bagażnika połączonej z tylną szybą ale wydaje mi się, że względy bezpieczeństwa i potrzeba zachowania dodatkowej sztywności nadwozia w tej strefie skutecznie to uniemożliwiły.

Prezentowany egzemplarz pomalowano w, jak to nazywam, wystawowy kolor Force Blue, ale Mirai możemy mieć również w 6 innych kolorach (Imperial Red także się do nich zalicza). Ponadto posiadał on pakiet VIP White z wnętrzem w białej skórze. Na zewnątrz zaś pakiet VIP do poziomu Executive rozpoznać możemy po czarnych 20-calowych alufelgach i dachu panoramicznym z elektrycznie sterowaną roletą Skyview.


Tak wyposażony, topowy Mirai kosztuje 369 900 PLN, ale możemy go kupić w równie eleganckiej wersji Executive za 334 900 PLN lub podstawowej Prestige za 319 900 PLN. Czy to dużo za możliwość obcowania z unikalną technologią opakowaną w miłe dla oka i jakby nie patrząc prestiżowe nadwozie i wnętrze? W sumie to może i nie, ale na pewno skutecznym hamulcem dla wszystkich zainteresowanych jest na tą chwilę permanentny brak infrastruktury do tankowania wodoru.

Na sam koniec został nam „crème de la crème” wydarzenia Beyond Zero, czyli premiera pierwszego w pełni elektrycznego auta Toyoty – crossovera bZ4X. Autem tym Toyota chce wkroczyć w elektromobilność na szeroką skalę i ma on być pierwszym z kilkunastu modeli BEV ze znaczkiem Toyoty i Lexusa, które niedługo powinny pojawić się na rynku.

Jak to ze skowronkami bywa, również debiut bZ4X nie odbył się bez potknięcia. Mam jednak nadzieję, że problem z kołami zostanie wkrótce skutecznie rozwiązany, a auta które trafią niedługo do klientów będą już wolne od tej wady.

bZ4X wygląda bardzo ciekawie. Z jednej strony mamy tutaj futurystyczne nadwozie, jakże typowe dla elektrycznych aut, a z drugiej jest ono w pełni funkcjonalne z wnętrzem wystarczająco przestronne dla 4-osobowej załogi. W designie znaleźć można odwołania do RAV4, czy też Lexusa LC, ale trzeba przyznać, że całość robi bardzo dobre wrażenie, a nadwozie jest spójnie i wyraziste.

Samochód jest całkiem spory. Ma blisko 4,7 metra długości, 186 cm szerokości i 165 cm wysokości, a rozstaw osi to 285 cm. Wsiadanie do niego przypomina inne SUV-y lub podniesione crossovery, ale ukryte pod podłogą baterie podnoszą jej wysokość przez co pozycja w fotelu przypomina już nieco bardziej klasyczne samochody. Toyocie udało się również utrzymać wystarczająco dużą pojemność przestrzeni bagażowej, która wyjściowo ma 452 litry.

Wsiadając za kierownicę od razu uderza nas widok odważnego przesunięcia zegarów daleko ku podszybiu. Ciekawe jak to się sprawdzi w normalnej jeździe, bo póki co jest to ciekawostka odróżniająca bZ4X od innych samochodów. W aucie mamy możliwość wyboru skórzanej tapicerki (ze skóry syntetycznej), ale na elementach deski rozdzielczej zauważyłem jeszcze bardzo ciekawe w odbiorze powierzchnie pokryte materiałem obiciowym.


Litowo-jonowa bateria bZ4X, która składa się z 96 ogniw, ma pojemność 71,4 kWh, co przy zasłyszanym zużyciu na poziomie 14-16 kWh/100 km pozwoli nam w teorii na przejechanie od 470 do blisko 520 km. Oczywiście wartości te będą potwierdzone dopiero po uzyskaniu przez auto homologacji, a przynajmniej tak wynika z dystrybuowanych podczas spotkania materiałów. Jak będzie w rzeczywistości, chętnie to sprawdzę gdy tylko nadarzy się taka sposobność. Aha, ładować auto możemy na szybkich ładowarkach do 150 kW lub z instalacji domowej wallboxem dającym 7,5 kW, a auto ogólnie jest gotowe przyjąć w warunkach garażowych do 11 kW, czyli pełny cykl ładowania jesteśmy w stanie zamknąć w jakieś 5-6 godzin (lub w 30 min z szybkiej ładowarki publicznej).

Moc maksymalna układu napędowego to 204 lub 218 KM. Pod tym drugim wariantem kryje się dodatkowy silnik przy tylnej osi, który daje nam dodatkowe 109 KM mocy (pamiętajcie, że mocy obu silników nie powinniśmy sumować) oraz realizuje napęd 4x4 XMODE. Maksymalny moment obrotowy to odpowiednio 265 i 336 Nm, a przyspieszenie 0-100 km/h zajmuje autu 7,5 lub 6,9 sekundy. Może i nie są to wartości powalające, ale znając Toyotę mają one odzwierciedlenie w rzeczywistości.

Zapewne wielu z Was czeka na podanie kwoty, jaką życzy sobie Toyota za swojego pierwszego elektryka. Jeśli jesteście zainteresowani tym naprawdę ciekawym autem to musicie przygotować co najmniej 226 900 PLN za bazową wersję Comfort, 237 900 PLN za Prestige i 264 900 PLN za prezentowane Executive. Jest jeszcze Premiere Edition wycenione na 288 900 PLN, w której na dachu znajdziemy panele fotowoltaiczne z możliwością ładowania baterii promieniami słonecznymi, co może nam dać do 1 800 km rocznie za darmo (ale raczej w Kalifornii), co jest moim zdaniem bardzo fajnym dodatkiem. Jeśli przykładowo parkujemy w nasłonecznionym miejscu, możemy mieć zawsze kilka kilometrów zasięgu w gratisie. Ponadto auto ma pompę ciepła, która oddaje do wnętrza energię pozyskaną ze środowiska, a także w razie potrzeby chłodzi bądź ogrzewa baterie poprawiając ich sprawność i żywotność.

Jak widzicie Toyota oferuje w chwili obecnej cztery różne drogi do oszczędności paliwa i poprawy kondycji naszego środowiska. Które odniesie kluczową rolę trudno wyrokować. Sądzę, że przez dłuższy czas napęd elektryczny będzie egzystował obok napędu spalinowego, który z klasycznych hybryd HEV przeniesie się do bardziej uniwersalnych hybryd PHEV. Japoński producent wydaje się być przygotowany na każdą z tych opcji i ma jeszcze asa w rękawie w postaci zasilania wodorowego, ale w tym wypadku bez dużych nakładów w infrastrukturę nie widzę póki co powodzenia dla tej formy zasilania.

Niemniej jednak wypróbowałbym takie Mirai w normalnym użytkowaniu, chociażby na ten jeden przysłowiowy „bak” wodoru ;)

Więcej zdjęć z Toyota Beyond Zero Roadshow w salonie Toyota Dobrygowski w Długołęce znajdziecie na Facebooku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz