środa, 4 stycznia 2023

Nr 73: 2022 SsangYong Korando e-Motion Sapphire

Gorący kartofel

SsangYong Motor to mniej znany południowokoreański producent samochodów, który co ciekawe jest starszy od Hyundaia i już w latach 60. ubiegłego wieku produkował Jeepy na zlecenie amerykańskiej armii, samochody ciężarowe oraz autobusy. Jeszcze w latach 90. produkowany przez SsangYonga model Korando był wciąż bardzo podobny do Jeepa CJ, poprzednika znanego chyba wszystkim Wranglera.

Autem marki SsangYong, nieco szerzej znanym w latach 90. również w naszym kraju było Musso, które powstało jako owoc współpracy z koncernem Daimler-Benz. Nazwa SsangYong w języku koreańskim oznacza „bliźniacze smoki” i chyba w tym wypadku pasowało do tych samochodów idealnie. Musso było pięciodrzwiowym SUV-em z techniką Mercedesa, które na niektórych azjatyckich rynkach było nawet sprzedawane z gwiazdą na masce. Drugim „owocem” tej współpracy była limuzyna Chairman, bazująca na technice Mercedesa W124 ale ze stylistyką nadwozia mocno inspirowaną Mercedesem W140.

Chairmana możemy pamiętać także jako model pamiętnego Daewoo ponieważ koncern ten (w Korei zwykło się nazywać je czebolami) przejął SsangYonga na fali swojej szaleńczej ekspansji (w podobnym okresie na liście zakupów Daewoo znalazło się również rodzime FSO). Niestety SsangYong nie miał szczęścia do swoich nowych właścicieli ponieważ Daewoo wkrótce upadło, a marka została kupiona przez chińskie SAIC, żeby po kilku kolejnych latach trafić pod skrzydła indyjskiej Mahindry.

Pod przewodnictwem Mahindry wydawało się, że SsangYong w końcu zacznie się rozwijać i przynosić zyski. Faktem jest, że w drugiej dekadzie XXI wieku odnowiono praktycznie całą, ale nadal skromną gamę modeli. Obecnie obejmuje ona (przynajmniej w Polsce) pięć rodzajów aut: Tivoli, Tivoli Grand, Korando, Rexton i Musso Grand. Prócz tego ostatniego, który jest pick-upem, wszystkie pozostałe to auta typu crossover / SUV, a Korando występuje w pełni elektrycznej wersji e-Motion, o której chciałbym tutaj nieco więcej napisać.

Poniekąd w wyniku niedawnej pandemii, rynek motoryzacyjny dotknął kryzys i Mahindra postanowiła pozbyć się SsangYonga. Po małych perturbacjach wrócił on w koreańskie ręce i nadal próbuje swoich sił na światowych rynkach. Również w Polsce w mijającym roku rozwinęła się nowa sieć sprzedaży tej marki, co powinno dobrze wróżyć jej na przyszłość.

1. Czym jest?

SsangYong Korando to crossover klasy kompaktowej (z małym plusem), który rywalizować może chociażby z takimi autami jak Nissan Qashqai, Mazda CX-30, czy też Kia Sportage. Obecna, czwarta już generacja Korando produkowana jest od 2019 roku, a od 2021 możemy ją kupić w elektrycznej odmianie nazwanej e-Motion. Jest to pierwsze całkowicie elektryczne auto ze skrzydlatym logo SsangYong na masce i to właśnie temu autu mogłem się bliżej przyjrzeć i wypróbować je na Torze Modlin podczas eventu EV Experience 2022 (więcej tutaj).


2. Jak wygląda?

Generalnie stylistyka SsangYonga od zawsze należała do mniej lub bardziej kontrowersyjnych. Sądzę, że styliści marki wyciągnęli jednak lekcje z poczynań swoich poprzedników i tym razem postawili na design bardziej spokojny, może nieco zachowawczy i balansujący na granicy nijakości, ale mimo to nadal mogący się podobać bardziej statecznym i konserwatywnym odbiorcom. Faktem jest, że trudno nowe Korando pomylić z innym autem, ale jednocześnie część ludzi może się zastanawiać, co to za auto i opacznie przyjąć, że jest to produkt chińskiej motoryzacji.

Elektryczne Korando różni się od wersji spalinowej bardziej zabudowaną osłoną chłodnicy, niebieskimi akcentami w nadwoziu i we wnętrzu oraz niemalże pełnymi alufelgami o nieco smutnej stylistyce. Oświetlenie auta jest w pełni LED-owe, ale w tańszym standardzie wyposażenia wymaga ono jednak dopłaty w kwocie 3 500 PLN (wszystkie ceny to stan na listopad 2022).

Korando e-Motion oferowane jest bowiem na naszym rynku w dwóch poziomach wyposażenia: Quartz i Sapphire. Bogatszą opcję najłatwiej można rozpoznać po przyciemnianych szybach, których w Quartz nie dostaniemy oraz relingach dachowych, które w Sapphire są standardem, a w podstawie wymagają dopłaty. Bazowym kolorem jest Grand White i nic on nie kosztuje, chyba że chcemy mieć malowanie dwukolorowe, jak na demonstracyjnym egzemplarzu udostępnionym do prób. Czarny dach i relingi w pakiecie z elektrycznie składanymi lusterkami kosztują dodatkowe 2 000 PLN, ale nie są niestety dostępne w parze z szyberdachem, który sam kosztuje 3 000 PLN w obu poziomach wyposażenia. Wszystkie trzy kolory metalizowane: Dandy Blue, Space Black i Platinum Gray wymagają doliczenia do ceny auta 2 900 PLN, a ostatni z wymienionych również możemy zamówić z dwukolorowym pakietem Black.

Wymiary nadwozia Korando e-Motion są następujące: długość 4465 mm, szerokość 1870 mm, wysokość 1635 mm (+10 mm relingi), rozstaw osi 2675 mm. Prześwit minimalny auta wynosi 169 mm, a wspomniane już alufelgi mają rozmiar 17 cali, opony zaś 215/65.

3. Jakie ma wnętrze?

Po zajęciu miejsca za kierownicą Korando e-Motion nie miałem wrażenia, jakbym gdzieś już widział to wnętrze. Owszem, nie ma tu żadnej rewolucji, ale wydaje mi się, że stylistom deski rozdzielczej udało się zachować pewnego rodzaju indywidualizm. Mnie osobiście raziły zbyt duże powierzchnie połyskujących piano dekorów, ale to oczywiście tylko i wyłącznie moja subiektywna ocena.

Komputer pokładowy możemy obsługiwać przy pomocy kolorowego wyświetlacza dotykowego w konsoli środkowej. System DualNavi daje nam możliwość dublowania wskazań nawigacji GPS TomTom na obu wyświetlaczach - centralnym 9” i wirtualnym kokpicie HD 12,3”, który ulokowano bezpośrednio przed oczami kierowcy.

Jeśli chodzi o komfort podróżowania, to na pewno poprawia ją dwustrefowa automatyczna klimatyzacja i podgrzewana przednia szyba wykonana ze szkła mającego właściwości redukujące hałas docierający do nas z zewnątrz. Nie wiem, czy można to podciągnąć pod doznania związane z komfortem, ale w elektrycznym Korando możemy sobie wybierać spośród 34 kolorów nastrojowego podświetlenia wnętrza.

Fotele w e-Motion są podgrzewane, a w opcji mogą być nawet wentylowane. Podgrzewana jest także skórzana kierownica wielofunkcyjna. Jeśli sobie tego zażyczymy, za dodatkową opłatą całkiem znośnych 5 000 PLN fotele mogą być pokryte brązową lub czarną skórą. W aucie mamy w zasadzie pełną elektrykę wraz z automatycznie działającymi światłami i wycieraczkami. Jak przystało na auto elektryczne, we wnętrzu znajdziemy ładowarkę indukcyjną i gniazdo 220 V. Mamy tu również gniazdo USB, ale niestety starego typu.

O bezpieczeństwo (5 gwiazdek Euro NCAP zobowiązuje) dba komplet 8 poduszek powietrznych (w tym kolanowa) oraz takie systemy wspomagające kierowcę jak: aktywna ochrona przed dachowaniem, kontrola trakcji, kontrola wjazdu na i zjazdu ze wzniesienia, rozpoznawanie znaków drogowych, automatyczne hamowanie, asystent pasa ruchu, asystent zmęczenia kierowcy, monitorowanie odległości od poprzedzającego nas auta, automatyczne światła drogowe, inteligentny tempomat adaptacyjny, monitorowanie martwego pola, tylny radar ruchu poprzecznego, czy w końcu kamera cofania z czujnikami z przodu i z tyłu. Co ciekawe, większość z tych systemów jest standardem również w tańszej wersji Quartz.

Bagażnik w Korando e-Motion ma objętość 511 litrów i można go dzielić na różne sposoby przy pomocy „magicznej”, jak to sam producent określa, półki. Tylna kanapa dzielona jest w proporcji 60/40, a pokrywa bagażnika może być sterowana elektrycznie. Jest to opcja dodatkowo płatna 4 000 PLN i dostępna tylko w droższym Sapphire.

4. Jak jeździ?

Silnik elektryczny o mocy 190 KM (140 kW) daje nam maksymalny moment obrotowy 360 Nm przekazywany na koła tylko jednej osi. Przekładnia redukcyjna o stałym przełożeniu może pracować w 4 trybach jazdy, w tym oczywiście z tak zwaną rekuperacją. Prędkość maksymalną auta ograniczono do rozsądnych 156 km/h.

Baterie wyprodukowane przez LG Chem mają pojemność 62 kWh (58 kWh netto) i w teorii zapewniają autu zasięg do 339 km w cyklu mieszanym i aż 474 km w ruchu miejskim (takie przynajmniej są deklaracje producenta). Średnie zużycie energii w Korando e-Motion jakie podaje SsangYong to 16,8 kWh / 100 km. Pompa ciepła zamontowana w tym aucie minimalizuje wpływ włączonej klimatyzacji lub ogrzewania na zużycie energii zgromadzonej we wspomnianej baterii.

Producent podaje, że w ciągu 33 minut ładowania jesteśmy w stanie podnieść poziom naładowania baterii o 80%. Nie wydaje się to być jakimś specjalnym wyczynem ponieważ wychodzi na to, że wzięto tu pod uwagę ładowanie prądem o mocy poniżej 30 kW. Z drugiej strony jest to moc, jaką wciąż często nam dają setki ładowarek zlokalizowanych w mniejszych miejscowościach lub przy mniej uczęszczanych szlakach drogowych.

Niestety moja przejażdżka tym autem była zbyt krótka, żeby przekonać się ile energii do przemieszczania się naprawdę potrzebuje elektryczne Korando. Pozwolę więc sobie posiłkować się wynikami, jakie osiągnął Bartek z portalu „Na prąd” (www.naprad.eu), który tym samym egzemplarzem pokonał ponad 1600 km w iście zimowych warunkach. Jego osiągi jeśli chodzi o zużycie energii wahały się od 19,7-23,1 kWh / 100 km na drogach krajowych, przez 22,6 kWh na drogach ekspresowych, aż po 25,8 kWh na autostradzie. W skrajnym wypadku należy się więc rozglądać za stacją ładowania po 200-220 kilometrach pokonanych w trybie autostradowym, oczywiście z zachowaniem dopuszczalnych prawem limitów prędkości.

Muszę przyznać, że SsangYong pod prądem wcale nie ma lekko i to się czuje. Jego masa własna wynosi 1765 kg, a dopuszczalna masa całkowita to aż 2250 kg. Do tego możemy tym autem holować przyczepę z hamulcem o masie do 1500 kg, a bez niego do 500 kg. Miałem okazję przejechać się Korando e-Motion z trzema innymi osobami na pokładzie i mogę śmiało powiedzieć, że niezły z niego „klocek”.

5. Podsumowując:

SsangYong musi być pewny swoich aut ponieważ na Korando e-Motion daje 7 lat gwarancji. To ważne, ponieważ elektryk ten kosztuje 199 900 PLN za bazową wersję Quartz i 230 999 PLN za prezentowaną odmianę Sapphire. Czy to dużo? I tak, i nie. Jeśli weźmiemy pod uwagę jaką marką jest SsangYong i że w związku z jego zawiłą przeszłością być może trudno będzie mu zbudować solidne zaufanie klienteli, może się to wydawać dużo. Z drugiej jednak strony, trafiające do Europy głównie przez kraje skandynawskie chińskie elektryki również potrafią (w przeliczeniu na złotówki) kosztować w okolicach dwóch stówek. Osobiście nie mam nic przeciwko chińskiej motoryzacji, ale stojąc przed takim wyborem, myślę że póki co skłonił bym się ku koreańskiemu „wynalazkowi”.

Samochód należący do generalnego importera SsangYong Auto Polska mogłem bliżej poznać i wypróbować podczas EV Experience 2022 na Torze Modlin.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz