wtorek, 19 maja 2020

Eventy: Mini Power Day na Silesia Ring

W ostatni weekend września ubiegłego roku, mając „w dłoni” zaproszenie z Mini udałem się na zlokalizowany w Kamieniu Śląskim nieopodal Opola tor Silesia Ring, gdzie zorganizowano zamkniętą imprezę pod nazwą Mini Power Day 2019.

Impreza ta miała na celu przybliżyć wybranym klientom i innym zaproszonym gościom zalety najbardziej odjechanych wersji Mini w specyfikacji John Cooper Works, a dzięki zaangażowaniu generalnego importera aut Mini na Polskę mieliśmy do dyspozycji blisko 20 samochodów JCW we wszystkich czterech typach nadwozia: od Mini i Cabrio, przez Clubmana, aż po największego Countrymana.

Po przybyciu na miejsce każdy z gości rejestrował swoją osobę i podpisywał wszelkie niezbędne oświadczenia, otrzymując w zamian identyfikator, mały pamiątkowy upominek i vouchery na lunch. Gdy już wszyscy byli na miejscu, a blisko 40 aut Mini prywatnych właścicieli, którymi przybyli uczestnicy spotkania ustawiono w szyku naprzeciwko budynku głównego toru, podzielono nas na sześć dziesięcioosobowych grup i rozesłano do sześciu różnych prób, wykonywanych na przemian przez cały dzień trwania imprezy. Każda z prób trwała około godziny. Trzy z nich rozegrano przez przerwą na obiad, a trzy po przerwie. Trzy z nich miały dynamiczny charakter i były rozgrywane na nitce toru, a pozostałe trzy w garażach, na placu manewrowym i w strefie chillout w budynku administracyjnym toru Silesia Ring.

Zacznijmy więc od prób dynamicznych. Generalnie obowiązującą zasadą było to, że nie możemy wyłączać żadnych asystentów jazdy. Owszem, mogliśmy zmienić tryb skrzyni biegów na sport, ale to jedyne co było do zrobienia, jedyny wybór jaki nam dano. Wiadomym jest, że bezpieczeństwo przede wszystkim i impreza ta była nastawiona na dobrą zabawę, a nie prawdziwą rywalizację, ale jednak wolałbym, gdybyśmy mieli jednak ciut więcej swobody. Oczywiście w evencie brały też udział osoby o zdecydowanie skromniejszych umiejętnościach za kierownicą i te wszystkie obostrzenia miały zapewne na celu utrzymania grupy w kupie. No i jak to bywa na tego typy imprezach torowych dla amatorów, wszystkie auta są wyposażone były w automatyczne skrzynie biegów. Jest to dobre rozwiązanie chociażby z tego względu, że można w pełni skupić się na jeździe i wykonywaniu zadań, bez „rozpraszania” się machaniem lewarkiem i dodatkowym pedałem.

Pierwszą próbą na torze, którą moja grupa miała okazję zaliczyć był sprint w grupie, czyli tak zwana pogoń za króliczkiem. Wyglądało to w ten sposób, że w pięciu Clubmanach JCW zasiadło nas po dwie osoby i mieliśmy za zadanie na zmianę podążać po ścieżce na torze, którą kreślił nam instruktor jadący w pierwszym pojeździe. Założeniem tej próby było nauczenie nas wybierania optymalnego toru jazdy i efektywne (nie mylić z efektowne) pokonywanie zakrętów. Fajne było to, że instruktor siedział tylko w pierwszym aucie i z każdym okrążeniem podkręcał nieco tempo. Jednocześnie cały czas komentował nasze poczynania i dopingował przez krótkofalówkę znajdującą się w każdym z pięciu naszych aut. Po każdym okrążeniu pierwsze auto za instruktorem odbijało w bok i ustawiało się na końcu stawki tak, aby każdy z nas miał możliwość pokonania toru tuż za autem instruktora, żeby jak najlepiej skopiować jego poczynania i tor jazdy.

Drugą próbą dynamiczną, wykonywaną tym razem w Mini Countryman JCW było omijanie przeszkody, która nagle pojawia się na naszym torze jazdy przy prędkości 50km/h, a potem już 60 km/h. Próba ta miała nam pokazać, że jednak owe 10 km/h robi różnicę i pachołek imitujący przeszkodę (człowieka, zwierzę, czy też przód auta z podporządkowanej) często był omijany przednią osią, ale „dobijał” go strzał z tylnego koła. Na deser zostawiono nam próbę przyspieszania ze startu zatrzymanego. Jednakże zakaz używania funkcji launch control, automatyczne przekładnie i stosunkowo krótki dystans od startu do fotokomórki powodowały, że wszyscy praktycznie osiągali ten sam wynik na końcu sprintu, to jest 113-114 km/h. W tym miejscu warto wspomnieć, że nowe Mini Countryman JCW i Clubman JCW napędzają dwulitrowe silniki turbodoładowane o mocy podniesionej obecnie do 306 KM i maksymalnym momencie obrotowym równym 450 Nm oraz posiadają napęd na cztery koła All4, przez co setkę na liczniku możemy w nich złapać mniej niż pięć sekund.

Ostatnią próbą dynamiczną był slalom na czas, wykonywany w „jedynych prawdziwych” Mini JCW, które posiadają słabszą wersję dwulitrowego silnika, który osiąga moc 231 KM i napęd na przód, co przekłada się na trochę gorszy czas do setki, który wynosi nieco ponad 6 sekund. Do pokonania trasy pomiędzy ciasno rozstawionymi słupkami Mini-Mini nadawało się jednak idealnie. Miałem przyjemność poprowadzenia w tej próbie Mini JCW w wersji Cabrio i szczerze powiedziawszy odniosłem wrażenie, że otwarta wersja jest nieco mniej zwinna niż bliźniaczy hatchback. Czyżby mimo wszystko zamknięta puszka była lżejsza? Na pewno Cabrio, ze względu na brak dachu musi mieć dodatkowe wzmocnienia w bokach nadwozia i mimo wszystko nie jestem do końca przekonany, czy zapewniają one porównywalną sztywność nadwozia jak w przypadku jego w pełni zamkniętej wersji.

Co mnie jeszcze zaskoczyło? Otóż przy ciasnym nawrocie o 180 stopni na końcu slalomu samochód lubił się zadławić. Sprawiało to wrażenie chwilowego spadku mocy, jakby skrzynia się zastanawiała który bieg wbić. Oczywiście po chwili następował właściwy strzał i odjazd, ale zwłoka ta wystarczyła na stracenie jakichś 2, 3 sekund na okrążeniu.

Jeśli chodzi o próby bardziej statyczne, to było to połączenie zręczności, zabawy i wiedzy. Do prób tych zaliczały się:

- cofanie wężykiem na czas z „garażu” do garażu” w Mini Cabrio JCW;

- cofanie wężykiem z igłą przyczepioną do klapy bagażnika, którą na końcu trzeba było przebić balonik przytwierdzony do pachołka zlokalizowanego na linii mety;

- test Stewarta, czyli jazda z piłeczką swobodnie turlającą się na specjalnej czaszy przymocowanej na masce Clubmana Cooper S;

- rozkładanie i składanie akcesoryjnego namiotu zamocowanego na dachu Countrymana Cooper S;

- wdziewanie kombinezonu kierowcy rajdowego wraz z „instalowaniem” się w Mini Cabrio Cooper S;

- konkurs wiedzy o Mini rozgrywany w strefie chillout.

Oczywiście wszystkie próby były na czas, a w konkursie wiedzy wygrywał ten kto odpowiadał poprawnie i szybko. Ponadto przez cały dzień można było spróbować swoich sił na symulatorach rajdowych, czy też posilić w kilku food truckach ściągniętych na tą okazję na tor w Kamieniu Śląskim.

Po zakończeniu wszystkich zmagań nastąpiła krótka chwila na zebranie wyników i ich zsumowanie. Potem oficjalnie wręczono nagrody, ogłoszono wyniki wyborów najładniejszego mini wśród uczestników i podziękowano za udział w wydarzeniu. Na sam koniec miała miejsce parada wszystkich Mini należących do uczestników wydarzenia wzdłuż toru, po której to udostępniono tor na godzinę dla każdego, kto chciał pokonać go własnym autem, tak zwana track hour.

Nie ulega wątpliwości, że była to bardzo udana impreza. Profesjonalnie przygotowana i prowadzona. Prócz zaplecza kulinarnego, o oprawę muzyczną wydarzenia zadbał DJ, zapas opon dostarczył Michelin, a na „bocznicy” zlokalizowano nawet mobilną stację benzynową w postaci cysterny, do której ochoczo podjeżdżały Mini upalane na torze.

Powiem szczerze, że nikt nie miał tego dnia czasu żeby się nudzić, a impreza minęła wszystkim zdecydowanie zbyt szybko. Mogę się przyznać, że i mi udało się zdobyć nagrodę w jednej z konkurencji i pokonać drugą w kolejności osobę o przysłowiowy ułamek sekundy. Konkurencją tą było… rozkładanie i składanie na czas namiotu zamontowanego na dachu Countrymana.

Jednym z minusów imprezy było moim zdaniem to, że nie do końca mogliśmy wykorzystać potencjał drzemiący w Mini John Cooper Works. Owszem instruktorzy czuwali nad naszym bezpieczeństwem i porządkiem, zwłaszcza na torze, ale zachowawcze podejście do udostępnionych samochodów nie pozwoliło nam rozwinąć w pełni skrzydeł i w zasadzie po każdej z prób pozostawał w człowieku jakiś niedosyt.

Jeśli chodzi o same auta, to Mini JCW celują moim zdaniem do trzech różnych grup klientów, dla których wspólnym mianownikiem jest potrzeba posiadania auta o bardziej rasowym wyglądzie i sportowy sznycie. Najbardziej sensownym rozwiązaniem jest dla mnie Clubman, który spełni się i jako rodzinne auto (sześcioro drzwi, pojemny bagażnik) i jako auto na tor (wspomniane 306 koni i napęd na cztery koła). Mini / Mini Cabrio to auta zdecydowanie dla singli lub par, które chcą czerpać przyjemność z jazdy, a ewentualne torby mogą wrzucić na tylną kanapę. Zaś Countryman to moim zdaniem auto dla szybszej Pani domu, która musi wyskoczyć do „miejskiej dżungli” po zakupy, a czasem na działeczkę po świeże warzywka i lubi sobie „przycisnąć”, oczywiście w granicach zdrowego rozsądku.

Polecam Wam również odwiedzić sam tor Silesia Ring. Zrobił on na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Jest to tor z prawdziwego zdarzenia, co doceniło chociażby Porsche Polska, lokalizując tam swoje Porsche Experience Center, czyli bazę wszelkiego typu imprez treningowo szkoleniowych.

W wydarzeniu tym mogłem wziąć udział dzięki MINI Polska. Więcej zdjęć z Mini Power Day znajdziecie na Facebooku, a krótka zajawka filmowa znajduje się tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz