niedziela, 10 maja 2020

Nr 5: 2014 Opel Insignia Hatchback 2,0 CDTI Sport 4X4 AT Edition

1. Czym jest?

Od dłuższego już czasu miałem specyficzne podejście do aut spod znaku błyskawicy, czyli mówiąc wprost Opli. Tym bardziej ciekawa okazała się dla mnie możliwość sprawdzenia flagowego modelu tej marki na dłuższym dystansie. Miałem bowiem możliwość pokonania w dwa dni około 1500 kilometrów Oplem Insignia pierwszej generacji w wersji hatchback z poziomem wyposażenia Sport Edition, napędem obu osi, automatyczną skrzynią biegów oraz dwulitrowym silnikiem CDTI o mocy 160 KM.

2. Jak wygląda?

Jaka Insignia jest z zewnątrz wie chyba każdy kierowca. Zwłaszcza jej widok we wstecznym lusterku nie wróży niczego dobrego, o czym mogłem przekonać się na polskim odcinku mojej trasy. Każdy kierowca poruszający się lewym pasem autostrady, widząc moje ciemne auto w lusterku wstecznym momentalnie zwalniał poniżej limitu dopuszczalnej w Polsce prędkości i nerwowo wyczekiwał na lukę z prawej strony, w którą mógłby czym prędzej czmychnąć. Nie powiem, żeby ułatwiało mi to podróżowanie. Oczywiście, jeśli ktoś jeszcze nie wyczaił, 99% wyprzedzanych kierowców sądziło zapewne, że jadę nieoznakowanym radiowozem policji. Dobrze, że u naszych zachodnich sąsiadów auto stało się zupełnie anonimowe, dzięki czemu mogłem szybko i bez komplikacji pokonać tamtejsze rejony Europy. Dla wyjaśnienia pełni opisu auta dodam tylko, że w moje ręce trafił samochód po faceliftingu, mający zaledwie kilkanaście tysięcy kilometrów przebiegu. Jeśli chodzi zaś o skojarzenia z samym wyglądem Insignii hatchback, to przypomina mi ona jakiś bliżej nieokreślonego owada, żuczka jakiegoś. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Sympatyczna jest i tyle.

3. Jakie ma wnętrze?

Przejdźmy zatem do wnętrza i zasiądźmy od razu za kierownicą owej Insignii. Pierwszą rzeczą, która utkwiła mi w pamięci to podobieństwo rysów jej górnej części deski rozdzielczej do tych, jakie spotkać można w Jaguarze XJ. Chodzi mi tutaj o łukowaty stopień tuż pod linią okien przechodzący w profile boczków drzwiowych. Szkoda tylko, że spasowanie elementów na połączeniu deski rozdzielczej i drzwi jakoś nie trzyma poziomu klasy, którą auto ma reprezentować. Widać to na poniższym zdjęciu.

Sama deska po liftingu moim zdaniem wyładniała. Kierownica jest miła w dotyku, ma jak dla mnie idealną średnicę i w ogóle nie męczy dłoni w dłuższej podróży. Podobnie zresztą jak super wygodne fotele, z których wysiadając nie czułem nawet pięciu godzin jazdy bez przerwy.

Spójrzmy zatem nieco dalej w prawo, na konsolę środową. Ubyło na niej sporo przycisków, za które auto przed liftingiem było często krytykowane, ale puste przestrzenie pozostałe po ich usunięciu wyglądają nieco nienaturalnie. W zastępstwie masy wyeliminowanych przycisków dano do dyspozycji kierowcy touchpad pozwalający sterować wyborem całej masy opcji pokazywanych na kolorowym wyświetlaczu zlokalizowanym u szczytu konsoli środkowej. Dobrze, że wyświetlacz ten miał także opcję sterowania dotykowego, ponieważ ze wspomnianym touchpadem za nic nie mogłem dojść do porozumienia. Najwidoczniej mój dotyk był zbyt mało stanowczy do poprawnego i płynnego działania tego ustrojstwa. Cóż, tak bywa, taki jestem.

Wracając jednak do wyświetlacza, to posiadał on także opcję wbudowanej nawigacji, która niestety nie potrafiła znaleźć 200-tysięcznego miasta w Niemczech. Nawet pomimo tego, że posiadała podobnie jak i całe oprogramowanie menu w języku polskim. Jeśli oczywiście ma to jakiś związek ze sobą.

Na plus należy za to odnotować zgromadzenie w kierownicy większości funkcji niezbędnych statystycznemu kierowcy w związku z czym korzystanie w dotykowego wyświetlacza również można ograniczyć do minimum. Samo operowanie nim w związku z jego znaczną odległością od kierowcy wiąże się z odrywaniem pleców lub chociażby samego ramienia od oparcia fotela, a nie każdy to lubi, pomijając już oczywiste kwestie bezpieczeństwa. Gdyby ktoś jednak zechciał zwiększyć głośność radia po staremu, czyli pokrętłem na konsoli środkowej, może się niemile zaskoczyć odruchowo myląc je z pokrętłem sterującym nawigacją, o co naprawdę nie jest trudno. Ponadto włącznik świateł awaryjnych umieszczono w bardzo mało widocznym miejscu, nad środkowym wyświetlaczem i szczerze powiedziawszy trzeba go wręcz szukać wzrokiem.

Swoją drogą zastanawiam się, po co producenci w zasadzie dublują za pomocą klasycznych wskaźników informacje podawane w sposób cyfrowy na drugim, mniejszym wyświetlaczu zlokalizowanym właśnie pomiędzy zegarami. Zwłaszcza obecność obrotomierza w aucie z automatem to dla mnie lekki przerost formy nad treścią. Same wskaźniki serwują nam za to modne nadal machanie wskazówkami na dzień dobry, zaraz po przekręceniu kluczyka w stacyjce. Coś na wzór psa cieszącego się z powrotu swojego właściciela...

Uważam, że warto napisać jeszcze kilka słów o schowkach okalających kierowcę. Ten w podłokietniku jest bardzo mały i w dodatku bezsensownie podzielony na dwie połówki. Wydaje mi się, że stracono przez to część przestrzeni, którą można by wykorzystać nieco lepiej, na wzór chociażby Toyoty Avensis, gdzie schowek w podłokietniku to wręcz przepastna studnia. Przy tym wszystkim oczywistym wydaje się obecność dodatkowego gniazda 12V, wyjścia AUX i 2 portów USB. W dzisiejszych czasach jest to wręcz absolutne minimum. Fajne są też dwa cup holdery zasłaniane roletą. Dla mnie jest to zawsze idealne miejsce na portfel, który w ten sposób mam cały czas pod ręką, a jednocześnie można go schować przed dłońmi niepowołanych osób.

Kolejny schowek znalazłem w standardowym miejscu, czyli w desce rozdzielczej przed fotelem pasażera. Niestety jest on trudny do pełnego wykorzystania poprzez uformowanie w nim czegoś na kształt dodatkowego kosza, taki schowek w schowku. Po co?

Ostatnimi schowkami, które przyszło mi ocenić są kieszenie w bocznych drzwiach. Niestety obie są skutecznie zasłonięte przez podłokietniki, przez co pozostają poza możliwościami manipulacyjnymi ręki przeciętnego człowieka. Nie wspominając nawet o tym, że o umieszczeniu tam 1,5-litrowej butelki napoju możemy zapomnieć. Na pochwałę za to zasługuje wielkość, czy może wręcz ogrom bagażnika. Miejmy na uwadze, że jest to dopiero hatchback, lub bardziej trafnie rzecz ujmując liftback. Strach pomyśleć co oferuje wariant kombi w tym temacie.

W czasie podróży naszły mnie jeszcze dwie refleksje związane z tym autem.

Pierwsza dotyczyła dużych, aczkolwiek trójkątnych i zwężających się ku zewnątrz lusterek bocznych. Znów design i aerodynamika zwyciężyła z funkcjonalnością? Co prawda nie brakuje w nich widoczności, ale dziwne to takie.

Druga rzecz to praktycznie pełne zautomatyzowanie funkcji takich chociażby jak obsługa świateł i wycieraczek. Z nudów nawet sobie wycieraczek przełączyć nie mogłem gdy deszcz zaskoczył mnie po drodze. Automat robił to szybciej ode mnie. Większość pozostałych funkcji sterowana jest ponadto z kierownicy, co dodatkowo pogłębia uczucie nudy i beznadziei w czasie jazdy tego typu autem po autostradach. Rodzi się pytanie po co to wszystko, skoro równocześnie producenci zaczęli myśleć nad systemami monitorującymi aktywność kierowcy w czasie jazdy? Czyżby pomysłowość nowych technologii zaczęła zjadać swój własny ogon?

4. Jak jeździ?

Sądzę, że najwyższa pora ruszyć w drogę. W związku z obecnością automatycznej skrzyni biegów opanowanie sprawnej realizacji procedury startowej wymaga nieco wprawy, w związku z czym zawsze to ja właśnie wyjeżdżałem z parkingu jako ostatni. Jeśli już jesteśmy przy manewrach, to warto uprzedzić o bardzo mocno i nagle działających hamulcach, które przy małych prędkościach działały wręcz na zasadzie zero jedynkowej, co może osoby nie znające tego auta niemile zaskoczyć i skutkować niepotrzebnymi stresami. Co ciekawe w ruchu autostradowym takiej przypadłości układu hamulcowego nie zauważyłem. Ponadto elektryczny hamulec ręczny możemy też (chociażby w teorii) włączyć przypadkowo w czasie jazdy, gmerając od niechcenia dłonią zwisającą z podłokietnika. To już nie jest niestety to samo co stara dźwignia stercząca z tunelu środkowego, ale niestety coraz więcej nowych samochodów ma właśnie w ten sposób uruchamiany hamulec pomocniczy. Przypadkowemu włączeniu lub zwolnieniu hamulca ręcznego zapobiega w tym aucie rozwiązanie, które wymaga potwierdzenia chęci uruchomienia lub dezaktywacji hamulca podwójnym pociągnięciem malutkiej dźwigni.

Z właściwości eksploatacyjnych auta chciałbym wspomnieć tylko tyle, że prędkość podróżna, którą można utrzymać bez jakichkolwiek problemów to przedział 180 – 200 km/h. Mi udało się uzyskać średnią u naszych zachodnich sąsiadów na poziomie 140 km/h, co przełożyło się na pokonanie 700 kilometrów w 5 godzin z wliczonymi dwoma 10 minutowymi postojami. Ponadto w czasie takiej jazdy zanotowałem zużycie paliwa na poziomie około 8,5 litra oleju napędowego na każde pokonane sto kilometrów.

5. Podsumowując:

Powyższą podróż umilił mi jeszcze jeden miły akcent, nie związany już z opisywanym autem. Byli to uczestnicy rajdu Złombol. Widok „pędzącego” autostradą Żuka i Poloneza Trucka gdzieś w centralnych Niemczech wywołał na moich ustach uśmiech sympatii dla tego typu motoryzacji, która już na pewno nie wróci. No i w sumie zapałałem również sympatią do Insignii, modelu który skutecznie zmienił moje postrzeganie marki Opel.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz