sobota, 9 maja 2020

Nr 1: 2013 Toyota Auris HSD

1. Czym jest?

Pierwszym autem, które chciałbym szerzej przedstawić jest Toyota Auris drugiej generacji w wersji HSD – Hybrid Synergy Drive. Nie był to jednak mój pierwszy kontakt z tym modelem Toyoty. Swego czasu udało mi się pokonać dosyć długa trasę po polskich, niezmiernie wymagających szlakach poprzednią generacją Aurisa z silnikiem benzynowym 1,33 VVT-i. Niestety auto to nie zostawiło we mnie żadnych wspomnień. Cieszyć może fakt, że nie mam wspomnień ani miłych, ani niemiłych. Mówiąc wprost, bardziej neutralnego auta jeszcze nie spotkałem. Irytował mnie jedynie „sufler” sugerujący zmianę biegu zieloną strzałką wyświetlaną pomiędzy zegarami, która według mojego odczucia zapalała się o wiele za szybko. Na szczęście w nowym Aurisie HSD z tym problemem się nie spotkamy, gdyż posiada on bezstopniową skrzynię CVT.


2. Jak wygląda?

Opis wrażeń z jazdy każdego samochodu wypada rozpocząć od oceny jego wyglądu. Ja osobiście mam mieszane odczucia i ocenę pozostawię innym. Zresztą o gustach się nie dyskutuje. Jednym auto się spodoba, inni nie będą mogli nań spojrzeć. Na pewno wygląd tego auta pozostawia w człowieku o wiele lepsze odczucia niż w przypadku jego poprzednika, którego wygląd nadal kojarzy mi się z bucikiem  dla niemowlaka. Nieco ostre rysy tej generacji Aurisa złagodzono przy okazji faceliftingu, a obecnie Auris zakończył swój żywot modelowy i z nową generacją swoich kompaktowych hatchbacków i kombi Toyota powróciła do klasycznej nazwy Corolla.


3. Jakie ma wnętrze?

No dobrze, pora zasiąść za kierownicą. Jako że mam na punkcie wnętrz pojazdów pewne „zboczenie zawodowe”, z zapałem przystąpiłem do organoleptycznego badania terenu wokół kierowcy. Jeśli chodzi o deskę rozdzielczą, to jej styl mnie nieco przytłoczył. Wizualnie jest ciężka, dominuje nad kierowcą i jest stosunkowo kanciasta. Fakt jednak jest jeden, daleko jej nadal do parapetowego stylu deski rozdzielczej Toyoty RAV-4. Materiały wykończeniowe sprawiają dobre wrażenie. Zwłaszcza wierzch deski nie odbiega jakością od najlepszych w klasie. Nad plastikami poniżej można by jednak nieco jeszcze popracować. Zaskoczyła mnie dźwignia hamulca ręcznego chowająca się całkowicie pod moim prawym udem, mimo iż do najmniejszych ona nie należy. Robiła to na tyle skutecznie, że przez moment byłem przekonany, że auto wyposażono w automatyczny hamulec postojowy sprzęgnięty z pozycją „P” na wybieraku bezstopniowej skrzyni biegów. Sam wybierak również jest interesujący. Pomijając fakt, iż jest on mikroskopijnej wielkości, to po wyborze któregokolwiek z trybów automatycznie wraca do położenia neutralnego. Kwestia przyzwyczajenia.

Aha, no i nie przemawia do mnie również umieszczenie panelu sterowania lusterkami bocznymi na lewo od kierownicy. Odruchowo szukałem go na drzwiach, a potem gdzieś pomiędzy fotelami.


4. Jak jeździ?

Pora ruszać. Najpierw jednak należy przestawić się na jazdę automatem: lewej nodze dać wypocząć, a prawą dłoń nie odrywać od kierownicy.

Przyciskamy guzik „START” i prócz tego, że ożywają zegary i wyświetlacze, nie dzieje się w zasadzie nic więcej. Wciskamy hamulec i ustawiamy dźwignię w pozycji do jazdy na wprost. Zdejmując z niej dłoń wróci ona sama na środek. Bez obaw, tak ma być. Puszczamy hamulec i… ruszamy bezszelestnie niczym tramwaj. Zwalniając hamulec zasadniczy auto zaczyna się toczyć, ale żeby żwawiej przyspieszyć należy już użyć pedału gazu. W trybie EV auto może przejechać do 2 kilometrów z prędkością do około 50 km/h korzystając tylko i wyłącznie z napędu elektrycznego. Na poranny wypad po bułki jak znalazł. Za hybrydą tą przemawia fakt, iż  akumulatorów nie trzeba ładować ze źródła zewnętrznego. Są one cały czas doładowywane przez silnik spalinowy oraz przez energię odzyskiwaną z oporów toczenia podczas jazdy z odjętym gazem oraz z hamowania. Całą współpracą obu źródeł zasilania zarządza komputer. Kierowca nie ma na to wpływu, no chyba że poprzez energiczne dodanie gazu, które budzi do życia silnika spalinowy, o czym dowiemy się słysząc charakterystyczny dźwięk spod maski. Oczywiście odejmując gazu silnik spalinowy natychmiast gaśnie i wracamy do muzealnej ciszy. Zwłaszcza w oczekiwaniu na zmianę świateł może to wywoływać u niedoświadczonego kierowcy pewien niepokój. Jeśli jednak ktoś miał już do czynienia z systemem start-stop (i automatyczną skrzynią biegów) odnajdzie się w hybrydzie bez problemu. Mnie osobiście denerwowało tylko pewne opóźnienie podczas ruszania. Jeśli chcemy ruszyć naprawdę dynamicznie, to pedał gazu należy wcisnąć głębiej i bardziej zdecydowanie. Jeśli robi się to słabiej, samochód sprawia wrażenie jakby się zastanawiał czy chcemy odjechać, czy może tylko podjechać kilka metrów do przodu.

Cały czas pracę systemu można obserwować na monitorze na konsoli środkowej. Działa to na kierowcę niczym gra komputerowa i chce się podświadomie jak najczęściej jechać na energii elektrycznej, co skutecznie potrafi odwrócić uwagę od drogi i według mnie jest to mały minus systemu. Używane jednak z głową, rozwiązanie to naprawdę pomaga kierowcy być eko. Wystarczy tylko jak najczęściej widzieć zielone autko na tablicy zegarów. Producent podaje średnie zużycie paliwa na poziomie 3,7 litra na 100 km. Jednak bez większego treningu, przeciętny kierowca spokojnie powinien zejść i do 3 litrów na setkę w trybie miejskim. Jazda autostradowa to jednak inna rzecz. Tam potrzebny będzie silnik spalinowy cały czas, co zdecydowanie podniesie średnie spalanie.


Jakie są koszty i niuanse finansowe tego auta? Cóż, cenę ponad 90 tysięcy złotych (cena nowego auta w roku 2013) dałoby się jakoś przełknąć i wytłumaczyć. Gwarancja na elementy układu hybrydowego wynosi 5 lat, a na baterie 10. Szacunkowy koszt baterii to około 6000 zł. Warto dodać, iż baterie w tym aucie praktycznie nie są widoczne i nie wpływają na wielkość wnętrza, zarówno w przedziale pasażerskim, jak i bagażowym. Niestety samego układu napędowego nie da się przestawić tylko na klasyczny układ z silnikiem spalinowym, co w przypadku potencjalnej awarii elementów zasilania elektrycznego całkowicie wyklucza auto z użytkowania.


5. Podsumowując:

Jestem na tak dla takich hybryd pod warunkiem, że użytkujemy je głównie w mieście i sprzedamy po 5 latach. Jakoś nie widzę zbyt wielu używanych hybryd sprowadzonych do Polski z cywilizowanej części Europy, w wieku powiedzmy powyżej 10 lat. Co prawda pierwsze Priusy mają już 20 lat, ale to były jeszcze auta budowane w poprzednim wieku, a jak wiadomo im młodsze, tym więcej wytrzymuje.

Zdjęcia, oczywiście mojego autorstwa, pochodzą z targów Motor Show Poznań i przedstawiają ciekawie wykonany model demonstracyjny technologii hybrydowej Toyoty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz