1.
Czym jest?
Pierwszym autem, które chciałbym szerzej przedstawić jest Toyota Auris drugiej generacji w
wersji HSD – Hybrid Synergy Drive. Nie był to jednak mój pierwszy
kontakt z tym modelem Toyoty. Swego czasu udało mi się pokonać
dosyć długa trasę po polskich, niezmiernie wymagających szlakach
poprzednią generacją Aurisa z silnikiem benzynowym 1,33 VVT-i.
Niestety auto to nie zostawiło we mnie żadnych wspomnień. Cieszyć
może fakt, że nie mam wspomnień ani miłych, ani niemiłych.
Mówiąc wprost, bardziej neutralnego auta jeszcze nie spotkałem.
Irytował mnie jedynie „sufler” sugerujący zmianę biegu zieloną
strzałką wyświetlaną pomiędzy zegarami, która według mojego
odczucia zapalała się o wiele za szybko. Na szczęście w nowym
Aurisie HSD z tym problemem się nie spotkamy, gdyż posiada on
bezstopniową skrzynię CVT.
2. Jak wygląda?
Opis
wrażeń z jazdy każdego samochodu wypada rozpocząć od oceny jego
wyglądu. Ja osobiście mam mieszane odczucia i ocenę pozostawię
innym. Zresztą o gustach się nie dyskutuje. Jednym auto się
spodoba, inni nie będą mogli nań spojrzeć. Na pewno wygląd tego
auta pozostawia w człowieku o wiele lepsze odczucia niż w przypadku
jego poprzednika, którego wygląd nadal kojarzy mi się z bucikiem
dla niemowlaka. Nieco ostre rysy tej generacji Aurisa złagodzono przy okazji faceliftingu, a obecnie Auris zakończył swój żywot
modelowy i z nową generacją
swoich kompaktowych hatchbacków i kombi Toyota powróciła do klasycznej nazwy Corolla.
3. Jakie ma wnętrze?
No
dobrze, pora zasiąść za kierownicą. Jako że mam na punkcie
wnętrz pojazdów pewne „zboczenie zawodowe”, z zapałem
przystąpiłem do organoleptycznego badania terenu wokół kierowcy.
Jeśli chodzi o deskę rozdzielczą, to jej styl mnie nieco
przytłoczył. Wizualnie jest ciężka, dominuje nad kierowcą i jest
stosunkowo kanciasta. Fakt jednak jest jeden, daleko jej nadal do
parapetowego stylu deski rozdzielczej Toyoty RAV-4. Materiały
wykończeniowe sprawiają dobre wrażenie. Zwłaszcza wierzch deski
nie odbiega jakością od najlepszych w klasie. Nad plastikami
poniżej można by jednak nieco jeszcze popracować. Zaskoczyła mnie
dźwignia hamulca ręcznego chowająca się całkowicie pod moim
prawym udem, mimo iż do najmniejszych ona nie należy. Robiła to na
tyle skutecznie, że przez moment byłem przekonany, że auto
wyposażono w automatyczny hamulec postojowy sprzęgnięty z pozycją
„P” na wybieraku bezstopniowej skrzyni biegów. Sam wybierak
również jest interesujący. Pomijając fakt, iż jest on
mikroskopijnej wielkości, to po wyborze któregokolwiek z trybów
automatycznie wraca do położenia neutralnego. Kwestia
przyzwyczajenia.
Aha,
no i nie przemawia do mnie również umieszczenie panelu sterowania
lusterkami bocznymi na lewo od kierownicy. Odruchowo szukałem go na
drzwiach, a potem gdzieś pomiędzy fotelami.
4. Jak jeździ?
Pora
ruszać. Najpierw jednak należy przestawić się na jazdę
automatem: lewej nodze dać wypocząć, a prawą dłoń nie odrywać
od kierownicy.
Przyciskamy
guzik „START” i prócz tego, że ożywają zegary i wyświetlacze,
nie dzieje się w zasadzie nic więcej. Wciskamy hamulec i ustawiamy
dźwignię w pozycji do jazdy na wprost. Zdejmując z niej dłoń
wróci ona sama na środek. Bez obaw, tak ma być. Puszczamy hamulec
i… ruszamy bezszelestnie niczym tramwaj. Zwalniając hamulec
zasadniczy auto zaczyna się toczyć, ale żeby żwawiej przyspieszyć
należy już użyć pedału gazu. W trybie EV auto może przejechać
do 2 kilometrów z prędkością do około 50 km/h korzystając tylko
i wyłącznie z napędu elektrycznego. Na poranny wypad po bułki jak
znalazł. Za hybrydą tą przemawia fakt, iż akumulatorów nie
trzeba ładować ze źródła zewnętrznego. Są one cały czas
doładowywane przez silnik spalinowy oraz przez energię odzyskiwaną
z oporów toczenia podczas jazdy z odjętym gazem oraz z hamowania.
Całą współpracą obu źródeł zasilania zarządza komputer.
Kierowca nie ma na to wpływu, no chyba że poprzez energiczne
dodanie gazu, które budzi do życia silnika spalinowy, o czym
dowiemy się słysząc charakterystyczny dźwięk spod maski.
Oczywiście odejmując gazu silnik spalinowy natychmiast gaśnie i
wracamy do muzealnej ciszy. Zwłaszcza w oczekiwaniu na zmianę
świateł może to wywoływać u niedoświadczonego kierowcy pewien
niepokój. Jeśli jednak ktoś miał już do czynienia z systemem
start-stop (i automatyczną skrzynią biegów) odnajdzie się w
hybrydzie bez problemu. Mnie osobiście denerwowało tylko pewne
opóźnienie podczas ruszania. Jeśli chcemy ruszyć naprawdę
dynamicznie, to pedał gazu należy wcisnąć głębiej i bardziej
zdecydowanie. Jeśli robi się to słabiej, samochód sprawia
wrażenie jakby się zastanawiał czy chcemy odjechać, czy może
tylko podjechać kilka metrów do przodu.
Cały
czas pracę systemu można obserwować na monitorze na konsoli
środkowej. Działa to na kierowcę niczym gra komputerowa i chce się
podświadomie jak najczęściej jechać na energii elektrycznej, co
skutecznie potrafi odwrócić uwagę od drogi i według mnie jest to
mały minus systemu. Używane jednak z głową, rozwiązanie to
naprawdę pomaga kierowcy być eko. Wystarczy tylko jak najczęściej
widzieć zielone autko na tablicy zegarów. Producent podaje średnie
zużycie paliwa na poziomie 3,7 litra na 100 km. Jednak bez większego
treningu, przeciętny kierowca spokojnie powinien zejść i do 3
litrów na setkę w trybie miejskim. Jazda autostradowa to jednak
inna rzecz. Tam potrzebny będzie silnik spalinowy cały czas, co
zdecydowanie podniesie średnie spalanie.
Jakie są koszty i niuanse finansowe tego auta? Cóż, cenę ponad 90 tysięcy złotych (cena nowego auta w roku 2013) dałoby się jakoś przełknąć i wytłumaczyć. Gwarancja na elementy układu hybrydowego wynosi 5 lat, a na baterie 10. Szacunkowy koszt baterii to około 6000 zł. Warto dodać, iż baterie w tym aucie praktycznie nie są widoczne i nie wpływają na wielkość wnętrza, zarówno w przedziale pasażerskim, jak i bagażowym. Niestety samego układu napędowego nie da się przestawić tylko na klasyczny układ z silnikiem spalinowym, co w przypadku potencjalnej awarii elementów zasilania elektrycznego całkowicie wyklucza auto z użytkowania.
5.
Podsumowując:
Jestem
na tak dla takich hybryd pod warunkiem, że użytkujemy je głównie
w mieście i sprzedamy po 5 latach. Jakoś nie widzę zbyt wielu
używanych hybryd sprowadzonych do Polski z cywilizowanej części
Europy, w wieku powiedzmy powyżej 10 lat. Co prawda pierwsze Priusy
mają już 20 lat, ale to były jeszcze auta budowane w poprzednim
wieku, a jak wiadomo im młodsze, tym więcej wytrzymuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz