1. Czym jest?
Historia Golfa sięga 1974 roku, czyli w tym roku model ten skończył 45 lat. W tym czasie pojawił się on w siedmiu odsłonach, co średnio daje nam nieco ponad 6,5 roku na każdą z generacji. W 2020 roku światło dzienne ujrzy ósme wcielenie kompaktowego VW, którego premiera została niejako „odroczone” o rok po niezbyt przychylnym odbiorze „przecieków” z testów mniej lub bardziej zamaskowanych prototypów. Ogólna produkcja wszystkich generacji Golfa przekroczyła już blisko dwukrotnie ilość wyprodukowanych Garbusów, którego to właśnie Golf jest następcą.
Tym razem w moje ręce trafił czarny Volkswagen Golf 7 Variant z silnikiem 1,2 TSI BlueMotion o mocy 110 KM i w bazowym poziomie wyposażenia nazwanym Trendline.
2. Jak wygląda?
Dla wielu zachowawczy styl Golfa jest jego podstawową wadą, ale chyba dla jeszcze większej ilości kierowców jest to jego zaletą. Na pewno na popularność Golfa znaczący wpływ mają zakupy flotowe realizowane przez firmy zatrudniające rzesze przedstawicieli handlowych oraz wypożyczalnie (no bo któż nie zna Golfa).
Golf Variant, czasem nazywany małym Passatem, jest piątą generacją Golfa, która występuje w nadwoziu kombi. Tym razem udało się jednak zapobiec ociężałej sylwetce znanej chociażby z 5 i 6 generacji, a dodatkowo wprowadzić smaczek stylistyczny łączący wszystkie generacje Golfa w nadwoziach hatchback, który chyba po raz pierwszy pojawił się w odmianie kombi. Chodzi mi o „bumerang” tworzony przez tylny błotnik przechodzący płynnie w słupek D. Ogólne wrażenie jakie zrobił na mnie Golf 7 Variant jest jak najbardziej na plus.
3. Jakie ma wnętrze?
Trudno mi powiedzieć, w ilu Golfach miałem już okazję siedzieć, ale ten jest pierwszym, którym mogłem pokonać dłuższy dystans jako kierowca i zebrać kilka obserwacji odnośnie wnętrza, czyli miejsca, gdzie kierowca powinien czuć się najlepiej.
Niestety wyposażenie Trendline niezbyt nas rozpieszcza. Z tego co mnie osobiście zabrakło „na pokładzie” to: USB (były tylko porty AUX i SD), bluetooth'a, tempomatu, automatycznego uruchamiania świateł i sterowania w kierownicy. Może i kierownica dzięki wstawkom w kolorze aluminium i fortepianowej czerni nie wyglądała ubogo, ale jednak brakowało jej czegoś do pełni szczęścia.
Wielkim plusem deski rozdzielczej Golfa jest zorientowanie jej na kierowcę. Delikatne obrócenie konsoli środkowej w stronę kierowcy znane jest w Golfach już od trzeciej generacji i to rozwiązanie naprawdę przypadło mi do gustu. Dodam tylko, że w moim obecnie używanym prywatnym aucie również mam to rozwiązanie i szczerze je polecam.
Z minusów wnętrza Golfa 7 Variant Trendline dodam jeszcze słabe trzymanie boczne foteli (zakładam, że była to ich podstawowa, czyli najtańsza odmiana) oraz mały ekran dotykowy, którego wielkość również wynikała z bardziej budżetowej konfiguracji auta.
Za to wielkim plusem według mnie były schowki w konsoli środkowej zamykane pokrywą (ten nad dźwigną zmiany biegów) lub przesuwaną roletą (ten między fotelami z otworami na kubki).
Kończąc opis wnętrza tylko dwa słowa o bagażniku. Jest on zdecydowanie większy niż w wersji hatchback, ale daleko mu do rozmiarów bliźniaczej Octavii. Owszem, ma on dosyć regularne kształty, ale brak regulacji położenia podłogi nieco ogranicza możliwości pełnego wykorzystania jego pojemności.
4. Jak jeździ?
Silnik 1,2 TSI typu EA211 o mocy 110 KM okazał się być nieco za słaby jak na tego typu auto. Owszem, spalił mi średnio 6,3 litra w jeździe mieszanej na dystansie 2300 km z głównie jedną osobą wewnątrz, ale wiem z doświadczenia, że silniejsze wersje volkswagenowskiego TSI mogą spalić zdecydowanie mniej.
Uważam, że nie jest prawdą stwierdzenie, że większy silnik o większej mocy musi spalać więcej. Po prostu nie trzeba go tak wkręcać na obroty, żeby zachować zbliżone parametry jazdy, jak ma to miejsce przy słabszych jednostkach. Dodatkowo zastosowanie sześciobiegowych przekładni w mocniejszych wariantach też ma znaczący wpływ na wyniki spalania, zwłaszcza w jeździe autostradowej.
5. Podsumowując:
Golf 7 Varian tak, ale silnik 1,2 TSI 110 KM już nie. W chwili obecnej silnik ten zastąpiła jednostka EA211 evo o pojemności 1 litra i mocy 115 koni. W bazie Trendline kosztuje ona niespełna 80 tysięcy złotych. Jeśli mógłbym doradzić potencjalnym kupcom, to proponowałbym połasić się na jednostkę 1,5 150 KM. Na pewno nie pożałujecie.
Aha, auto dostałem bez dekielków do alufelg z logo VW, bo to podobno bardzo chodliwy towar i zbyt często ginął firmie zajmującej się wynajmem samochodów. Cóż, „prestiż” i popularność marki zobowiązuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz