poniedziałek, 11 maja 2020

Nr 11: 2013 Ford Mondeo 5d 2,0 Duratec Trend

1. Czym jest?

Dzisiaj bierzemy „na tapetę” Forda Mondeo trzeciej generacji z pięciodrzwiowym nadwoziem typu liftback, 145-konnym silnikiem 2,0 Duratec oraz poziomem wyposażenia Trend.

Wbrew obiegowym opiniom, upieram się, iż jest to trzecia generacja Mondeo, a obecnie w sprzedaży znajduje się czwarte wydanie tego auta. Pewne problemy w liczeniu ilości generacji tego modelu wynikać mogą z faktu, iż pierwsza edycja przeszła bardzo głęboki facelifting i często używane jest dla niej określenie właśnie mk2.

Gwoli ścisłości warto wspomnieć również, że pierwsze Mondeo będące następcą słynnej Sierry zostało docenione tytułem Car Of The Year 1994 i występowało także w północnoamerykańskich odmianach jako Ford Contour i Mercury Mystique.

Trzecia generacja Mondeo zadebiutowała w 2006 roku, a lifting przeszło w roku 2010. Niestety ani on, ani jej poprzednik nie miały swoich amerykańskich odpowiedników. W tym czasie dostępne były za oceanem oddzielne konstrukcyjnie Ford 500 i Mercury Milan oraz pierwsza generacja Fusion, jeszcze nie spokrewniona z jej europejskim odpowiednikiem.

Najnowsza, czwarta generacja Mondeo miała swoją europejską premierę dopiero w 2014 roku, podczas gdy jego amerykańska wersja, występująca pod wspomnianą już wyżej nazwą Fusion (z tym, że w USA jest to już druga generacja), była dostępna za oceanem całe dwa lata wcześniej.

2. Jak wygląda?

Po tym przydługawym i nieco zagmatwanym wstępie przejdźmy w końcu do auta, które jest dzisiaj obiektem moich rozważań. Pięciodrzwiowy liftback w zachowawczym, grafitowym kolorze, zgodnie z informacją z numeru VIN, wyprodukowany w nieistniejącej już, belgijskiej fabryce Forda w Genk, o której zamknięciu szeroko rozpisywały się branżowe portale i czasopisma.

Samochód, który trafił na dwa dni w moje ręce był raczej zadbanym egzemplarzem. Mimo 3 lat od daty produkcji, jego licznik przebiegu wskazywał raptem 43 tysiące kilometrów, co w przypadku auta flotowego jest bardzo niskim wynikiem. Wygląda na to, że auto było wcześniej przypisane komuś, kto zbyt dużo nie jeździł. Dodatkowo zadbane wnętrze, włączając w to bagażnik, świadczyło o tym, że auto miało raczej jednego właściciela, który po prostu o nie dbał. Niestety w tego typu autach to raczej wyjątek.

Jeśli chodzi o wygląd nadwozia, to nie ma się tu nad czym rozwodzić. Auta w tej klasie muszą wyglądać spokojnie, wszak główną klientelą są firmy, floty, wypożyczalnie, czy też wszelkiego rodzaju korporacje. Samochód taki musi wyglądać spokojnie, gdyż w historii mieliśmy już kilka przykładów na to, że w klasie D i E eksperymenty nie są, delikatnie rzecz ujmując, na miejscu.

Jako ciekawostkę związaną z nadwoziem Mondeo chciałbym jedynie wspomnieć o rozwiązaniu szeroko stosowanym przez Forda, a mianowicie o wlewie paliwa bez korka. Uważam to rozwiązanie za bardzo pomocne, gdyż niejednokrotnie miałem potrzebę „przypominania sobie”, czy po tankowaniu wkręciłem korek na swoje miejsce, czy też nie, zwłaszcza w autach, w których nie jest on na stałe połączony z obudową wlewu paliwa. W przeszłości podziałało to na moją psychikę do tego stopnia, że wyrobiłem w sobie nawyk nieodkładania korka na czas tankowania na dach auta lub na dystrybutor. Trzymam go cały czas w dłoni żeby mieć pewność, że go wkręcę na swoje miejsce zaraz po zakończeniu uzupełniania zbiornika.

3. Jakie ma wnętrze?

Przejdźmy teraz do oceny wnętrza. Jest ono stosunkowo duże. Nie ogromne, ale na pewno jest jednym z większych w klasie. Miałem odczucie, że jest większe niż w porównywalnej Insignii, którą jakiś czas temu miałem również okazję wypróbować. Jeśli chodzi o wielkość bagażnika, to oba auta mogą pochwalić się podobnie przepastnymi „kuframi” – od minimum 530-540 litrów, aż do 1460-1470 litrów maksymalnej objętości to naprawdę sporo.

Trend był drugim po bazowym Ambiente poziomem wyposażenia Forda Mondeo mk3. Jeśli chodzi o udogodnienia dostępne we wnętrzu, to niestety widać było upływ czasu, który minął od premiery tej generacji Mondeo. Brakowało mi chociażby jakiegokolwiek gniazda USB. Oczywiście standardem jest wbudowane radio z CD, aczkolwiek sposób wykończenia tworzywa sztucznego okalającego konsolę środkową pozostawił we mnie pewien niedosyt. Podświadomie czułem, że czegoś tam brakuje. Faktury, koloru, może bardziej kontrastowej okleiny? Trudno jednoznacznie było określić czego, ale czegoś mi brakowało. Może popularna ostatnio czerń fortepianowa uratowałaby ogólny obraz tego elementu. Kolejnym minusem były dla mnie nierówne dna praktycznie wszystkich dostępnych schowków. Zarówno ten pod podłokietnikiem, jak i ten przed pasażerem nie miały płaskich podłóg, co utrudniało szukanie w nich czegokolwiek bez odwracania wzroku od drogi. Niby drobnostka, ale psuła ogólną ocenę ergonomii i łatwości poruszania się we wnętrzu Mondeo.

Na plus zaliczyłbym obecność w aucie dwustrefowej klimatyzacji, ale dzisiaj to już raczej standard w klasie D. Niestety, ale również tutaj muszę się do czegoś przyczepić. Są to zbyt cienkie w moim odczuciu pokrętła do regulacji jej ustawień. Obsługa ich, zwłaszcza w rękawiczkach do jazdy samochodem stawała się czasami dosyć uciążliwa. Chyba, że się pomyśli o drugim komplecie rękawiczek do auta, ale tym razem w wersji bez palców.

Kolejną ciekawostką była dla mnie, osoby raczej stroniącej od Fordów, ciekawa grafika kontrolki informującej o oblodzeniu. Jeśli jesteśmy już przy zegarach i konsoli kierowniczej, wspomnę jeszcze, że mimo usilnych prób nie znalazłem sposobu na włączenie świateł przeciwmgielnych, ale tylko tych z przodu auta. Włączają się one wszystkie, albo żadne. Trochę dziwne to podejście, ale zaakceptowałem to i więcej się nad tym nie zastanawiałem. Widocznie Ford tak ma.

Siedząc we wnętrzu warto spojrzeć jeszcze w górę. Tam bowiem znalazłem coś do niczego, czyli jedną wielką zaślepkę konsoli na podsufitce. O przepraszam, był tam schowek na okulary. Tylko schowek, który raczej nie był dotąd używany, gdyż jego wnętrze pokryła warstwa brudu w formie powłoki typowej dla nieużywanego sprzętu wykonanego z tworzywa sztucznego. Jednym słowem odpychające.

Ktoś zapewne zapyta, a co ze sterowaniem oświetlenia wnętrza? Ono oczywiście jest, ale umieszczono je w centralnym miejscu podsufitki. Żeby je obsłużyć trzeba niestety nienaturalnie wygiąć swoje prawe ramię i to chyba jest dla mnie podstawowym minusem ergonomii wnętrza tej generacji Mondeo. Co prawda dostęp do oświetlenia ma wtedy każdy z pasażerów, ale zastanówmy się nad faktem, kto częściej go używa?

Zapewne da się zauważyć, iż często skupiam się na niuansach wnętrza samochodów, które mam okazję wypróbować. Ja już tak po prostu mam. Wnętrza stanowią dla mnie istotę samochodu. Na drugim miejscu jest oczywiście napęd i zachowanie na drodze, a wygląd zewnętrzny ląduje zaś gdzieś na szarym końcu.

4. Jak jeździ?

Wspomnijmy więc na sam koniec o silniku. Dwulitrowa jednostka rodziny Duratec osiąga maksymalną moc 145 koni mechanicznych oraz 185 niutonometrów maksymalnego momentu obrotowego. Teoretycznie zapewnić ma ona przyspieszenie samochodu od zera do stu kilometrów na godzinę w 10,3 sekundy i nie mam podstaw, by tym danym nie wierzyć. Jedyne co bym poprawił, to skrzynia biegów. Niestety brak szóstego biegu powodował, że przy prędkości około 200 kilometrów na godzinę wskazówka obrotomierza mijała już 5000 obrotów na minutę, co odbijało się na kulturze jazdy, jak i na spalaniu benzyny.

Oczywiście fakt objęcia w tymczasowe posiadanie auta z silnikiem benzynowym wymagało ode mnie zmiany przyzwyczajeń. W końcu benzyna potrzebuje wyższego kręcenia chociażby po to, żeby ruszyć bez jej zdławienia. Zaś w potrzebie nagłego przyspieszenia nie raczy momentem tak szczodrze, jak silnik wysokoprężny.

5. Podsumowując:

Mondeo znaczy światowy. Jest to auto, o którym nie można powiedzieć niczego odkrywczego. Samochód na wskroś nudny, funkcjonalny do przysłowiowego bólu, bez ekstrawagancji, niczym nie zaskakujący, po prostu przedstawiciel klasy średniej, idealny na auto służbowe dla managera średniego szczebla.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz