1. Czym jest?
„Nowe auto i już kona?” Nie będę ukrywał, że rozbawiło mnie to stwierdzenie wypowiedziane przez mojego znajomego na widok tego auta. Hyundai Kona, bo o nim tu mowa, to przedstawiciel modnych obecnie crossoverów ulokowany na pograniczu segmentów B i C. Jego naturalnymi konkurentami są takie auta jak Nissan Juke (niedawno pokazano jego nowe wydanie), Citroen Cactus, Fiat 500X, oczywiście bliźniacza Kia Stonic, czy też może nieco na wyrost VW T-ROC.
Kona produkowana jest w koreańskiej mega-fabryce w Ulsan, a sprzedawane na rynku chińskim pod nazwą Encino, zaś w Portugalii na ten przykład pod nazwą Kauai. Za kontrowersyjny designu auta odpowiada między innymi Luc Donckerwolke, który w przeszłości współtworzył auta koncernu VW: Audi A2 i A4 Avant B6, Skoda Fabia mk1 i Octavia mk 1, Seat Ibiza mk4, Lamborghini Murcielago i Gallardo.
2. Jak wygląda?
Obok tego auta nie da się przejść obojętnie Kona może się podobać, albo i nie. Mnie się nawet spodobał jej przód, ale tył już raczej mniej. Prawda jest taka, że tego typu auta muszą przyciągać wyglądem, bo prócz wyższej pozycji za kierownicą nie oferują w zasadzie nic szczególnego więcej.
Z przodu samochód wygląda jak jakiś robaczek o trzech parach oczu, z tyłu zaś przypomina mi nieco przyczajony czołg... Kona była bodajże pierwszym autem, w którym Hyundai przyjął modny ostatnio potrójny podział przednich reflektorów. Prekursorem tego trendu był Citroen ze swoim Cactusem, a Hyundai kontynuuje to chociażby w najnowszym wcieleniu Santa Fe.
Poziom wyposażenia nazwany Style wyróżnia się z zewnątrz chromowanym wykończeniem osłony chłodnicy oraz srebrnymi elementami wykończenia dołu nadwozia. Na tym tle nieco dziwne mogłoby się wydawać ciemne relingi, ale akurat przy kolorze nadwozia udostępnionego mi auta o nazwie Dark Knight, nie wyglądało to aż tak źle. Zapewne chodzi o to, że nawet przy kontrastowych kolorach nadwozia wielu klientów wybierze i tak ciemny dach (Phantom Black lub właśnie Dark Knight), a wtedy srebrne relingi dawałyby już zdecydowanie zbyt dużo różnorodności.
Pora na trochę suchych danych. Jak wygląda Kona na tle rywali jeśli chodzi o wymiary? Godnie! Długość 4165 mm (Juke 4135, Cactus 4157, T-ROC 4234), rozstaw osi 2600 mm (Juke 2530, Cactus 2595, T-ROC 2590), szerokość 1800 mm (Juke 1765, Cactus 1729, T-ROC 1819), wysokość 1565 mm (Juke 1570, Cactus 1480, T-ROC 1573), minimalna pojemność bagażnika 361 l (Juke 354, Cactus 358, T-ROC 445).
Kona to auto pełne szparek. Przytoczę chociażby dwa przykłady na potwierdzenie tej tezy. Pierwsza para znajduje się po bokach zderzaka, w jego dolnych strefach i służy chyba do chłodzenia hamulców, niczym w super sportowych samochodach... Drugą parę znalazłem w błotnikach i jest ona widoczna po podniesieniu maski. W zasadzie są to dwa schowki między zewnętrznym, a wewnętrznym poszyciem błotnika. Dłoń drobnej kobiety z pewności by tam weszła i mogłaby nieźle zamieszać…
3. Jakie ma wnętrze?
Ten konkretny egzemplarz Kony miał wnętrze wykończone czarną tapicerką materiałową, która nie wymaga dopłaty. Całość sprawiała schludne wrażenie i była całkiem dobrze zmontowana. Odmienna faktura elementów deski rozdzielczej skutecznie maskowała jej stuprocentową twardość. Dodatkowo wokół nawiewów zamontowano ozdobniki w kolorze matowego aluminium.
Jeśli chodzi o konsolę środkową, to u jej szczytu zainstalowano „budkę suflera” w postaci kolorowego ekranu dotykowego o przekątnej 8 cali. Można na nim wyświetlać wskazania nawigacji (samochód posiada 10 letni abonament na aktualizację map), czy też obraz z kamery cofania ukrytej pod listwą tuż nad tylną tablicą rejestracyjną. Co ciekawe system audio został przygotowany przy współpracy z firmą Krell, o czym świadczył stosowny napis pod ekranem.
Oczywiście samochód wyposażono w automatyczną klimatyzację jednostrefową (niestety bez nawiewów dla pasażerów tylnych siedzeń, które w innych autach są montowane w podstawie przedniego podłokietnika), automatyczne sterowanie światłami i wycieraczkami (o zmianie ich trybu informuje komunikat graficzny na wyświetlaczu zlokalizowanym pomiędzy zegarami), wszystkie cztery szyby boczne sterowane elektrycznie, czy też antenę zewnętrzną w formie płetwy rekina na dachu pojazdu… Do tego podgrzewane przednie siedzenia oraz kierownica i przyciemnione tylne szyby dały nam namiastkę luksusu. Do uruchamiania pojazdu służył przycisk, a bagażnik odblokowywał się automatycznie po naciśnięciu przycisku „soft touch” bez otwierania auta. Wystarczyło mieć kluczyk w kieszeni.
Kona monitorowała również mój poziom koncentracji, co sprawdziłem w praktyce symulując spowolnione reakcje kierowcy. Duża kawa na wyświetlaczu pomiędzy zegarami skutecznie pobudziła mój apetyt. Sprawdziłem również asystenta pasa ruchu, który jednak nie do końca skutecznie prowadził auto na naszych drogach. Wszyscy bowiem wiemy, że oznakowanie poziome pozostawia czasem nieco do życzenia. Aha, jeśli puścicie kierownicę, to po kilkunastu sekundach system przypomni wam odpowiednim komunikatem, że to nie jest autopilot w samolocie i kierownicę jednak lepiej dotykać.
W dolnej części konsoli środkowej zlokalizowano łatwo dostępne gniazda: zasilania 12V, aux, usb i ładowania. Tuż nad nimi znajduje się pomysłowa i poręczna półka na telefon, której w zasadzie nie widać. Złapałem się nawet na tym, że wychodząc z samochodu zapominałem o telefonie tam umieszczonym.
O ile z przodu miejsca mamy tyle ile w kompakcie, o tyle tył to już przysłowiowa „czołgownia”. Zgadzam się z twierdzeniem, że w ostatnich latach crossovery zastąpiły małe coupe w ofertach wielu producentów, bo miejsca z tyłu czasem jest tyle ile właśnie w małym 2+2. Samochód mogę szczerze polecić młodej parze, lub tym, którzy dopiero o dzieciach myślą. O ile z tyłu da się spokojnie umieścić dwa foteliki, ale z zabraniem ze sobą wózka i całego dziecięcego „majdanu” może być już kłopot.
W bagażniku Kona nie ma koła zapasowego. Spokojnie, nie ma go też na klapie, bo nie ma go w ogóle. Pod podłogą przestrzeni bagażowej schowano przekładkę z segregatorem na różne „diwajsy”, „wichajstry” i „przydaśki”, a jeszcze niżej przybornik z uchem do holowania, trójkątem, gaśnicą, zestawem naprawczym do koła i (chyba) lewarkiem. Co prawda w dzisiejszych czasach, jeśli nie mamy w aucie zapasu, to i nie ma potrzeby wożenia lewarka, więc napisałem „chyba”, bo coś na jego wzór znajdowało się w zielonym worku w owej skrytce.
4. Jak jeździ?
Silnik to trzycylindrowa turbo-benzyna o pojemności 1 litra (a w zasadzie to nawet i mniej, bo 998 cm3) krzesał 120 KM mocy przy aż 6000 obrotach na minutę oraz maksymalny moment obrotowy 172 Nm osiągalny w zakresie od 1500 do 4000 RPM. Prędkość maksymalna auta to jakieś 180 km/h, a przyspieszenie do 100 km/h trwa według danych producenta 12 sekund. Samochód spełnia normę czystości EURO 6d-temp, a to między innymi dzięki zainstalowaniu filtra cząstek stałych GPF.
Pokonałem autem jakieś 250 kilometrów i w jeździe mieszanej poza autostradami udało mi się zejść do spalania na poziomie 7 litrów na 100 km (i to z systemem start-stop). W bardzo miejskim ruchu (czytaj w popołudniowych korkach) zużycie paliwa dochodziło nawet do 10 litrów na sto kilometrów, zaś w ruchu autostradowym oscylowało w okolicach 8 litrów na setkę. Owszem, można winić za to fakt, że auto było praktycznie nowe (odebrane z przebiegiem niespełna 230 kilometrów), ale z doświadczenia wiem, że obecnie przysłowiowe dotarcie auta redukuje (jeśli już) spalanie o dziesiętne części litra. Zużycie paliwa warto mieć na uwadze ponieważ pojemność zbiornika Kony to 50 litrów.
Jadąc tym Hyundaiem od razu czuć rozmiar zamontowanych w nim kół. Felgi 7Jx17 opasane oponami 215/55R17 dają o sobie znać w czasie jazdy. Może taki był zamiar twórców, może ma to dodać terenowy charakter pojazdowi, ale z czasem może to też nieco człowieka męczyć. No chyba, że się do tego przyzwyczaicie.
Z przodu zawieszenie Kony to klasyka, czyli niezależne oparte na kolumnach McPhersona. Tylne zaś to również klasyczna belka skrętna. Pewnie dlatego da się odczuć twardy tył pojazdu, zwłaszcza dotkliwy podczas pokonywania nierówności drogowych i progów zwalniających. Twardość ta to chyba cecha wspólna koreańskich konstrukcji, bo Kona jest kolejnym autem, w którym się z tym spotykam.
No i jeśli ktoś lubi zabawy na ręcznym z pewnością ucieszy go fakt, że auto posiada klasyczną dźwignię hamulca pomocniczego.
5. Podsumowując:
Kona z silnikiem 1,0 T-GDI, sześciobiegową skrzynią i napędem tylko na przednie koła, skonfigurowane w wyposażeniu Style kosztuje około 80 000 PLN. Za podobną kwotę można mieć dosyć dobrze wyposażonego kompakta. Sami więc sobie odpowiedzcie na pytanie, czy wolicie rzucać się w oczy i patrzeć na drogę wyżej, czy raczej cenicie większą przestrzeń i funkcjonalność w aucie.
Według mnie, podobnie jak i konkurenci, Kona może być dobrym autem do miasta dla dwóch osób, którym okazjonalnie towarzyszą przyjaciele, a właściwie dzieci przyjaciół. Jeśli potrzeba czasem przewieźć coś większego można złożyć oparcie tylnej kanapy, a weekendowe zakupy powinny zmieścić się w bagażniku.
Samochód został mi udostępniony przez Hyundai Nawrot, autoryzowanego dealera marki Hyundai.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz